"Religie dawnych Słowian" D. A. Sikorskiego - recenzja T. J. Kosińskiego

Okładka książki "Religie Słowian"

Jedną z ostatnio wydanych prac jest książka historyka D. A. Sikorskiego „Religie dawnych Słowian”, w której autor nawiązuje do znanych krytyków tematu, jak A. Brückner, J. Strzelczyk, L. Moszyński czy H. Łowmiański, przyjmując dziwną i szkodliwą dla prawdy o słowiańskich wierzeniach zasadę, że „im więcej krytyki tym więcej nauki”.[1]

Wydana w 2018 roku praca jest pisana na zamówienie Wydawnictwa Poznańskiego[2], jak tłumaczy autor, ma mieć charakter popularno-naukowy i jest skierowana do zwykłego czytelnika, a nie tylko środowiska naukowego. Co więcej opatruje ją zabawnym podtytułem „Przewodnik dla zdezorientowanych”, jako odpowiedź na zamieszanie jakie powstało po ukazaniu się kilku książek tzw. turbolechickich. Autor odnoszący się krytycznie do tego środowiska i teorii, jak widać jednak, za namową wydawnictwa zareagował na zapotrzebowanie rynku i stara się wystąpić w roli dekonstruktora mitów, co mu zresztą słabo wychodzi.

Swoją pracę zaczyna słowami ”Wybitny slawista Aleksander Bruckner…”, co każe nam przypuszczać, o czym będzie dalej mowa. ”Dowiadujemy się” m.in., że „Bruckner krytykował pracę Niederlego za jego zbyt słaby krytycyzm...” Do grona wybitnych badaczy zalicza hiperktytyków H. Łowmiańskiego i L. Moszyńskiego, tym samym wskazując własne autorytety naukowe, nota bene sam jest doktorantem równie sceptycznego profesora J. Strzelczyka. Pracę Gieysztora nazywa „niewielką książeczką” i ubolewa, że większość uczonych odebrała jego dzieło pozytywnie i nikt nie pokusił się o krytyczną recenzję. Sam przyznaje przy tym, że „Niestety, świat nauki ciągle potrzebuje tego rodzaju etykiet jak średniowieczne armie sztandarów. Pozwalają one szybko identyfikować ‘swoich’ i ‘obcych’.”

Ze względu na zróżnicowanie językowe, rozległość obszaru i zmiany kulturowe na przestrzeni dziejów, Sikorski mówi o religiach Słowian w liczbie mnogiej, uznając, iż nie posiadali oni jednej, stałej religii właściwej dla wszystkich plemion.

Mnóstwo miejsca D. A. Sikorski poświęca na rozważania o teorii religii, ciężkawe analizy metodologii pracy uczonych, problemy interpretacji źródeł, ustalanie definicji i ocenę warsztatu pracy badawczej historyka, co wprowadza niewtajemniczonego w zaplecze pracy naukowej czytelnika w znudzenie. Po przeczytaniu pierwszych 100 stron mamy wrażenie, że nic nowego nie dowiedzieliśmy się na temat słowiańskich wierzeń, a książka ma charakter krytycznej rozprawy naukowej, a nie opracowania popularno-naukowego dla każdego, jakim miała być z założenia.

Jako pogromca mitów, bezbardonowo stwierdza „jeszcze niedawno sądziłem, że turboslawizm można ignorować,. Dziś zmieniłem zdanie, ponieważ zdobywa coraz większą rzeszę zwolenników, a nawet wkroczył w dyskurs akademicki.[3]”  

W ramach walki z mitami na temat słowiańskiej wiary, cytuje m.in. moją książkę o idolach prilwickich komentując ją iście w naukowy sposób „…w 1870 roku zostały ostatecznie uznane za fałszerstwo. Co do tego, z naukowego punktu widzenia, nie ma wątpliwości”. Zero argumentów, polemiki, informacji kto tak stwierdził i na jakiej podstawie. Zamiast tego mamy powtarzanie dogmatu, jak mantry, co bardziej przypomina zabieranie głosu na tematy wyznaniowe, a nie dyskusję czy polemikę naukową. Widzimy tutaj prawdziwy cel autora, jakim jest obrona dotychczasowych pozycji i teorii ustalonych przez świat nauki za bezdyskusyjne w obliczu prób odkrywania prawdy przez niezależnych badaczy i zadawania przez nich, niewygodnych dla akademików, pytań.

Autor, jako zasłużony historyk, kpi nie tylko z turboslawizmu, ale także ze swoich kolegów archeologów żartując, że jeśli archeolog nie wie co odkopał to zakłada, iż to jakieś miejsce kultowe.

Sikorski wątpi także w istnienie pogańskiego kultu na Łyścu, powołując się na argumenty. M. Derwicha.[4] Nie uznaje za pozostałości świątyń pogańskich elementy budynków w Gross Raden, Parchim, Wrocławiu i innych miejscach. Podważa też m.in. istnienie połabskiego boga Radegasta twierdząc, że Adam z Bremy utworzył jego nazwę od nazwy grodu, a bóstwem był wymieniony przez Thietmara Swarożyc (czyli znów górę biorą domysły i potrzeba krytyki, a nie zapisy źródłowe). Za L. Moszyńskim, przyjmuje absurdalną teorię, że kult Swaroga na Litwę zanieśli z Połabia w XIII wieku…misjonarze chrześcijańscy. A o zwolennikach panteonu Długosza pisze brutalnie, że jest ich „zdecydowana mniejszość, prawie na wymarciu”.  

O zdolnościach spostrzegawczych, matematycznych i językowych naszego historyka niech świadczy tylko fakt, że w teonimach Perun, Prove/Proven, Poreuitus, Puruvit dostrzega tylko podobieństwo wyrażające się obecnością tej samej głoski p w nagłosie.

W swoich paranaukowych konfabulacjach przywołuje nawet Marsjan, którzy, przy próbach zrozumienia kultury Europejczyków wyłącznie na podstawie obserwacji, bez dostępu do tekstów mieliby, według niego,  problem z łączeniem monogamii z systemem wierzeń naszych przodków. Turbosłowianie kosmofantaści mogliby tu jedynie westchnąć w saunie „szkoda, że on nie nasz”.

 

Tomasz Kosiński

24.09.2019

 

[1] Sikorski D. A., Religie dawnych Słowian, Poznań 2018

[2] Co zabawne, w wykazie swoich prac na https://www.academia.edu, autor odżegnuje się od okładki własnej książki w stylu grafiki z gry „Wiedźmin”, twierdząc, że to sprawka wydawnictwa (uchodzącego za stricte naukowe).

[3] Ubolewa tu nad wydaną przez Piotra Makucha jego pracą doktorską „Od Ariów do Sarmatów. Nieznane 2500 lat historii Polaków” (Kraków 2013)

[4] Derwich, M., Wiarygodność przekazów pisemnych na temat kultu pogańskiego na Łyścu. Archeolog a źródła pisane', [w:] Słowiańszczyzna w Europie, Wrocław 1996