Pijana Morana, czyli typowa fanka beki z Lechitów

Orzeł autorstwa Pijanej Morany

W necie roi się od agresywnych osób, hejterów, trolli i znafców wszelkiej maści, którzy zamiast przedstawiać swoje argumenty zajmują się obrzucaniem innych kalumniami. Zjawisko hejtingu narasta, co jest niepokojące. Można je ignorować, dając tym samym przyzwolenie moralne, albo reagować.

Rzecz w tym, że każda polemika z hejterem powoduje, iż niektórzy także nas mogą uznać za jednego z nich. Ludzie często nie wiedzą kto zaczął, kto jest stroną atakującą, a kto broni się przed oczernianiem. Dlatego wiele szkalowanych osób nie podejmuje takiego ryzyka, dając tym samym przyzwolenie moralne na uprawianie "hejtingu dla ubogich". 

Co gorsza, zajmowanie się hejterką ma niektórych nobilitować. Wiele osób zaprzecza, że nie uprawia hejtingu, nazywając swoją działalność krytyką, walką z mitami i oszołomstwem, a inni wręcz się tym chwalą, jak np. Roman Żuchowicz, który na swym fejsowym fanpage'u pisze Piroman - podróże, historia i hejt, a co ciekawe w polu "Produkt strony" wpisał - hejt. To też autor krytycznej publikacji o idei Wielkiej Lechii. 

Takie postacie mają licznych naśladowców mniej lub bardziej ogarniętych, a bycie hejterem staje się równie popularne, jak bycie wirtualnym celebrytą. 

Jedną z nich jest niejaka Pijana Morana, która gdzie się da walczy z turbosłowiaństwem i zamiast toczyć dyskusje na argumenty obrzuca innych błotem. Wielokrotnie wyzywała mnie od głupków, kretynów, świrów i naciągaczy, co często ignorowałem, ale gdy to nie pomogło, postanowiłem się odnieść do jej "dokonań".

Pijana Morana, vel Ola Dobrowolska (profil na FB), dziewczę, które zamiast zostać modelką na Instagramie czy wirtualną influenserką, jak wiele z jej koleżanek, zapragnęło być inną, czyli pogańską Słowianką, recenzentką książek i komentatorką historii, czyli hejterką. Nie ma nic merytorycznego do powiedzenia, ani do przekazania innym, skupia się więc na dowalaniu turbosłowianom, bo to teraz trynd. Naogłądała się śmiesznych memów na fejsiku o Lechitach na smokach i została typową fanką blogerów hejterów, jak Sigillum Authenticum, Seczytam, Raki słowiaństwa, Mitologia współczesna, czy histmag, którym zazdrości stażu i liczby fanów.

Tekściki jakie popełnia naprawdę wskazują jakby była w stanie wskazującym na spożycie. Bredzi często, jak pijana i błądzi w mroku, jak morana. Jedynie co jej się udało jak do tej pory to pseudonim. Przypomniała mi się nazwa mojego zespołu muzycznego z lat studenckich "Bez znaczenia", o którym nikt nie słyszał, ale przynajmniej nazwę mieliśmy trafioną ;) Tak też jest i z naszą Pijaną. 

Ma ewidentne problemy z ortografią, stylistyką, gramatyką, a co gorsza logiką i jakąkolwiek merytoryką. Ale jest aktywna na różnych grupach i poluje na Lechitów. Jak, którego dopadnie, to nie bierze jeńców. Zero wiedzy, mnóstwo dziecinnej agresji i błazenada. To typowy obraz młodej turbogermanki w słowiańskiej kiecce i zaprogramowanym umysłem przez Bruknerów, Moszyńskich i Strzelczyków oraz młode wilki hejtingu Żuchowicza, Wójcika czy Miłosza. 

O tymże hejterze Wójciku, który niedawno skończył studia historyczne i pracuje w bibliotece, ale jest aktywny w sieci i prowadzi hejterskiego bloga oraz wydał nawet ostatnio książkę ze swoimi paszkwilami na temat Wielkiej Lechii, Pijana wypowiada się jak o zasłużonym profesorze. Dawno nie czytałem tekstu z taką liczbą głupot i błędów, pisanego przez osobę, która wyzywała mnie od "merytorycznych miernot", "turbosłowiańskiego oszołoma", "czy naukowego ignoranta". Nie pamiętam czy w tych kalumniach nie było czasem też błędów ortograficznych. 

O "Panie Wójciku z UJcia" (pisownia oryginalna) rozwodziła się tak: "Najpierw kilka słów o Panie Arturze. Jest on historykiem po UJcie..."

Nasze dziewczę w roli recenzenta książki znanego blogera-hejtera ubolewa "To zwyczajnie przykre, że w XXI wieku mądrzy ludzie, naukowcy i historycy nadal muszą użerać się z obalaniem mitów wszelakiego rodzaju, oraz zajmować się ściganiem idiotów, zamiast kierować swój zapał w stronę nowych badań." 

To już wiemy czemu Wójcik nie prowadzi żadnych badań i pracuje w bibliotece. Jak się okazuje, to dlatego, że musi się użerać z turbolechitami. 

Chwali go dalej w typowy dla młodej dziewczyny sposób "Artur odwalił robotę, którą już dawno powinien się ktoś zająć. Może jest koprofilem. W każdym razie zajął się tematem jak wyśmienity szambonurek."

Tak się dzisiaj pisze o książkach, a nie jakieś tam recenzje srecenzje. 

O samej książce Wójcika nasz skarb pisze tak: "Książka ta zdecydowanie nie jest wyłącznie pożywką dla internetowych trolli, ale też zwyczajną podwaliną do retorycznej dyskusji oraz garścią argumentów."

Chyba nie ma sensu podejmować z nią "retorycznej dyskusji". A może miało być "erotycznej"? Sam już nie wiem. Regularnie wyzywa mnie i innych tzw. turbolechitów od "głupków", "idiotów" i "kretynów", ale wybaczam jej, bo młoda jest. 

Podobne rozterki ma mnóstwo młodych świeżo upieczonych absolwentów różnych kierunków, którzy nie mają pomysłu na przyszłość i net kompensuje im lęk przed byciem nikim. Tam łatwo można zaistnieć niczym. 

Dlatego takie grupy jak Raki pogaństwa..., czy Historyczne bzdury są pełne samotnych frustratów, którzy godzinami przesiadują przed kompem, kupionym przez tatusia. Robią sobie bekę, głównie z turbosłowian, bo to teraz moda, która ma rzekomo szybko przeminąć, zdaniem speców od Wielkiej Lechii, Romana Żuchowicza i Artura Wójcika.

Można się jednak załapać tworząc głupawe memy, a im głupsze tym lepsze, pisząc bzdury, że czyjeś pisanie to bzdury. A nawet wydać książkę ze swoimi paszkwilami jak nieliczni.

Ci, co nie mają szans na wydania drukowane, skupiają się na aktywności w Sieci. Tworzą blogi, stronki i grupki na portalach społecznościowych, jak Imperium Lechickie to bzdura, czy Wielka Lechia to zło. Liczą lajki pod swoimi postami i chwalą się, że w ciągu roku ich strona miała 10 tysięcy wejść, których liczbę sprawdzają 6 razy na minutę.

Ciekawe jak Wójcikowi, który - jak sama stwierdza z dumą - obdarzył ją zaufaniem i przekazał jej egzemplarz przedpremierowy do recenzji oraz udzielił wywiadu, podobają się słowa Pijanej o jego publikacji "Fantazmat Wielkiej Lechii"? 

Podaję skróconą nazwę, bo jak słusznie zauważyła Pijana, całego tytułu nie idzie spamiętać ;) 

A pisze ona o niej krótko tak: "Chcecie mieć przewodnik do poruszania się oraz lawirowania pomiędzy prawdą, a fałszem historycznym? Ta pozycja jest dla Was. Ja dokładnie w ten sposób opisałabym ją jednym zdaniem."

No Panie Wójcik, lepszej rekomendacji pana paszkwila, chyba panu nie trzeba. Chętnych do lawirowania między prawdą a fałszem, wzorując się na panu, chyba nie zabraknie. Z zaraczonych grupek po takiej recenzji będą walić tłumy, może nie do księgarń, bo im kasy szkoda, ale napewno na Chomika. Wrzuć pan na Chomikuj.pl swoją pracę skoro nie pisał jej pan dla kasy, jak się zarzekasz. Ma pan szansę na pozycję Top 10 pobrań za grudzień. 

Podziękuje pan potem swoim fanom, takim jak Pijana, no bo "skretyniałe społeczeństwo", o jakim pan według niej pisze, przecież się jeszcze nie poznało ani na jej, ani na pana talentach. 

Nieważne, że nawet na owych Rakach pannę Pijaną niektórzy nazwali "głupią" i to komentatorzy z tej samej strony barykady lub, że "przynosi wstyd idei". Pijana się obraziła i nawet na kilka dni ziknęła. Komentując pana łopatologię z książki, informuje, że "nie lubi być traktowana jak idiota, któremu pisze się na kubku z kawą, że jest gorąca". Ale rozumie, że reszcie pana czytelników taka forma jest potrzebna. Czyżby sugerowała, że pana czytelnicy są jeszcze mniej "mądrzy" niż ona? No cóż, jaki autor, tacy fani i czytelnicy. 

Pijanej w czasie lektury książki Wójcika - jak twierdzi - "mózg się smażył, ścinało się białko w oczach i podbijało po obiedzie". Nie wiem co to znaczy,  ale brzmi niepokojąco. W tych mękach, jak w delirce, chyba sformułowała jeden, jedyny zarzut wobec omawianej treści książki, który muszę przytoczyć w całości, by zachować go dla potomności, zwłaszcza dla studentów psychologii, którzy zbierają materiały do swoich badań, a przypadki natręctw, fobii, braku samokreślenia i agresji, są zawsze poszukiwane. 

"Właściwie jedyny zarzut, jaki miałam dotyczy ostatniego rozdziału. Miałam wrażenie, że pan Wójcik zaczął kreować w nim kolejną teorię spiskową o podwalinach panslawistycznych. Treści owszem, mogą być niebezpieczne jeśli trafią na odpowiedni grunt, szczególnie polityczny. Obraz zarysowany tutaj bardziej przypomina jednak dreszczowiec, albo horror godzien Wesa Cravena. Czytając go miałam przed oczami szalonych dokumentnie turbolechitów, toczących pianę z pyska, zarażających wścieklizną i szykujących się na apokalipsę wyimaginowanych, tęczowych, germańsko - watykańskich zombie z zachodu. Owszem. Pewnie wszyscy, którzy podnieśli rękę na rzekomą Wielką Lechię zostali zwyzywani od zgermanizowanych. Ale odbijanie piłeczki i przerzucanie się agenturami jest co najmniej dziecinne i uderza w najniższe tony."

Nie przeszkadza to Pijanej i Wójcikowi wyśmiewać tych, co w podobny sposób zarzucają im świadome czy nieświadome (pożyteczni idioci) wysługiwanie się Berlinowi czy Watykanowi. 

Posłuchaj pan, panie Wójcik Pijanej i nie uderzaj w najniższe tony, ja pana nie zjem, ani tym bardziej Bieszk. Nie bój się pan aż tak, bo zarażasz pan swym strachem, jak widać, młode dziewczęta. 

Pijana zrobiła też, oprócz wspomnianej, jakże emocjonalnej recenzji, także wywiad z tym samym Wójcikiem, a nawet podkast. Gdy je zobaczyłem to uświadomiłem sobie, że dobrze zrobiłem odrzucając jej "zaloty". Bierz pan ją i nie puszczaj, nikt nie zrobi panu lepszej "reklamy".

Dowiadujemy się z niego, że Wójcik to "historyk o rogatej duszy", a jego "największym sukcesem jest brak jakichkolwiek sukcesów", jak o sobie mówi. Taka tam niby ironia (Żuchowicza nie przebije w tym), ale niektórzy, jak ja, mogą pomyśleć, że to prawda. 

W końcu jak na "ekstrentyka" (pisownia oryginalna) przystało to zamiast historykiem można zostać histerykiem, a czemu nie. Kto nie wierzy niech sprawdzi tutaj (o ile tego już nie zmieniła): https://pijanamorana.blogspot.com/2019/11/wywiady-morany-1-artur-wojcik.html?m=1

W wywiadzie Pijanej z Wójcikiem, stwierdza on, że "bzdury lechickie przykryje kurz niepamięci". Tu pełna zgoda. Podobnie będzie z bzdurami turbogermańskimi. Natomiast lechicka prawda odżywa i przetrwa nawet tak młodych, jak nasza para. 

Na koniec tej krotochwili pożegnam się w stylu Pijanej "Dziękuję za poświęcenie mi gromady czasu. Dosłownie."

PS. 
Pijana bawi się też w sprzedaż koszulek z nadrukami i rysowanie różnych poczwar. Może chcecie sobie kupić na przykład koszulkę z orłem autorstwa Pijanej, jak na załączonym obrazku?  Jakby ktoś nie wiedział, to jest biały orzeł, tylko tak wygląda, że czarny  :)

PS2. Aktualizacja 

Po wrzuceniu na grupę Raki... tego tekstu dowiedziałem się od kulturalnych turbogermanów, że jestem gównem, debilem, świrem i mam wpierdol. Tak wygląda fajowa beka w turbogermańskim wydaniu. 

Tomasz J. Kosiński 

30.11.2019