Longobardowie, czyli Winilowie – znaczenie imion

Alboin

Etymologia imion władców Winnilów (win – Wan, il – jasny), jak pierwotnie nazywano to plemię, które dla Adama z Bremy i Helmolda było jednym z określeń Słowian zachodnich, wskazuje nam prasłowiańskie pochodzenie ich znaczeń, co utwierdza mnie w przekonaniu, że język Scyto – Sarmatów, a tym samym pochodnych od nich ludów, jak Wenetów, Gotów, Wandalów, Winnilów, Sasów i innych był taki sam.

Longobardowie (według germańskiej legendy to Dlugobrodzi, choć barda to włócznia, co może oznaczać lud używający długich włóczni) pierwotnie byli przybyszami ze Skandynawii, prawdopodobnie odłamem Scytów, którzy tam trafili omijając Odrowiśle i Pribaltikę opanowane przez sarmackich Wenedów. Weszli oni na nasze ziemie tą samą drogą, co Sasi i Goci, też wywodzący się od Scytów, z którymi ludy sarmackie zawsze wojowały, jeszcze w czasach ich pobytu w Azji. Wygląda na to, że legendarnymi Wanami z sag byli Sarmaci, Wenetowie znad jeziora Wan, a Asami – ludy protoscytyjskie z Assyrii i Babilonii, być może pochodzące od Nemroda, który sprzeniewierzył się rodowi (stąd i jego przydomek). Dlatego odwieczne wojny między Asami i szlachetnymi Wanami, Sarmatami i Scytami, Polakami i Niemcami, mimo, że przed potopem i zatopieniem miasta Wan, które niedawno nurkowie znaleźli na dnie tego jeziora we wschodniej Turcji, a dawnej Wielkiej Armenii, był to jeden ród. Stąd wiele podobieństw kulturowo-językowych, ale według mnie akurat w językach słowiańskich zachowała się istota i prawda znaczeń, a w językach germańskich czy łacinie mamy uproszczenia, przekręcenia i nowe znaczenia oderwane od pierwowzoru, jak mund, mond to nie “mądry” tylko jakieś przejście.

1. Sceafa (Skifa – Scyta)
2. Aion (Jon – jasny On, według Długosza to Jan) i Ibor (jasny Bor), matka Gambara (aryjska gęba – twarz, usta, czyli to Arioustna).
3. Agelmund (Agilmund – Galamond, czyli mądra gała, głowa) – syn Ajona, król Longobardów na przełomie IV i V wieku.
4. Lamicho (Lamissio, Lamissone) – Łamichuć, przy czym *chuć to chęć, pożądanie od psł. xoteti, xuteti – chcieć. Z tym rdzeniem było wiele popularnych imion i nazw, jak Borhuć, Chociebor, Chociesław, Chociemir, Chociebuż. Nasz Lamichuć to inaczej Łamignat, bo chuć należy czytać jako żądny, a łam – łamanie, czyli walka.
5. Ortnit (Hertnit, Hertnið, szw. Herding, Herdink, łot. Hervitus, niem. Hartnid, ros. Gertnit, jego wujem był Ilja czyli Najjaśniejszy. Hervitus wskazuje nam etymologię tego imienia, czyli Najwyższy Pan, bo her to góra, wysokość, a vit to pan.
6. Lethu (Lethus, Lethuc) – Letchuć, Letuć, czyli pragnący lata, wielbiciel słońca. Protoplasta dynastii Lethingów (łac. Letingi). Leto była matką Apollona w Hiperborei. Ang. Pole – Polak, polaris – gwiazda północy.
7. Aldihoc (Hildehoc – Władychuć bo aldi, hilde, ald, wald to przekręcone wlad – władca) – król Longobardów w drugiej połowie V wieku
8. Godehok (Godehoc – Godechuć) 480-490
8. Claffo (gr. kleptes – złodziej, uzurpator), zapewne to tylko bizantyjski przydomek
9. Tato – tata, ojciec
10. Unichis – un, an, on to niebo oraz określenie Swaroga, twórcy słońca. Czyli to Unichuć – wielbiciel Swaroga.
11. Wacho (Waccho; Waldchis – Władychuć, czyli żądny władzy. Król Lombardów 510-539. Ten przydomek zapewne nadano mu po tym jak zabił króla, swego wuja Tato. Z gepidzką żoną Austrigusą (Ostrogęsią) miał 2 córki Wisigardę (panią grodu), która wyszła za mąż za Theudeberta I (brata ludu) z Austrasii (wschodniego lądu) i Waldradę (rada władcy) zaślubioną z Theudebaldem (władcą ludu) także z Austrasii.
12. Walthari (Waltheri, łac. Waltharius – Wielki Aria) syn Wacho z trzeciej żony Silingi (Silnej), król Longobardów w latach 539 to 546
13. Audoin, Alduin lub Auduin – ald to wlad, a oin i uin to skrót od boin, woin – wojak, czyli to władca wojów. Król Longobardów w latach 546–565, który wprowadził Longobardów do Panonii.
14. Alboin (jasny woin, bo alb to alv – ołów, czyli to jasny wojak) – król Longobardów, zdobywca Włoch, panował w latach 565-572.
15. Klef, Klep (gr. kleptes – złodziej, uzurpator) – król Longobardów w latach 572 – 574 (lub 573 – 574) z rodu Beleos (bel – biały, północny, wielki).
16. 10 lat bezkrólewia.
17. Autaris (gr. aut – sam, samowładny Aria) – syn Klefa, król Longobardów 584-590.
18. Agilulf – Galaulf, co znaczy jasna gała, czyli głowa, bo ulf to alv, czyli ołów, srebro, cyna, tj. jasny skarb. Król Longobardów w latach 591–616.
19. Adaloald (również Adalwald, Adulubaldus) – Ladowlad, czyli władca ładu, porządku – król Longobardów od 616 do 626.
20. Arioald (również Aroal, Charoald, Ariopalt, Ariwald), czyli Ariowlad, tj. Władca Ariów – król Longobardów od 626 do 636.
21. Rotar – rota to przysięga na ród i  tutaj raczej chodzi o to słowo, czyli to rodowity Aria. Król Longobardów od 636-652.
22. Rodoald (lub Rodwald, czyli wlad, pan rodu) – król Longobardów w latach 652–653. Syn Rotariego.
23. Aripert I (również Aribert, tj. brat Aria) – król Longobardów w latach 653-661. Przyjął katolicyzm i może stąd przydomek brata (pert, bert – brat), jak się mówi do dziś na zakonników.
24. Godepert (również Gundipert, Godebert, Godipert, Godpert, Gotebert, Gotbert, Gotpert, Gosbert lub Gottbert, czyli brat Goda – boga godzącego, godzić – darzyć) – król Longobardów w 661.
25. Grimoald I (władca gromu) – król Longobardów w latach 662–671.
26. Perktarit (również Berthari, brat Aria) – król Longobardów w latach 661–662, a następnie w okresie 671–688.
27. Alahis (688–689) – Alachuć, ala to aria – szlachetność, szlachta, czyli to szlachetny wielbiciel.
28. Cunincpert (688–700), wygląda, że to od kunnik, konik, konnik, czyli jeździec, pert, bert – brat.
29. Raginpert (również Raghinpert lub Reginbert). Łac. regina – królowa, czyli to brat królowej. Książę Turynu, a potem krótko król Longobardów w 701.
30. Aripert II (również Aribert, czyli Ariobrat) – król Longobardów w latach 701–71
31. Liutpert lub Liutbert, od luty – srogi i pert, bert – brat. Król Longobardów, z przerwą, w latach 700–702.
32. Ansprand, od prand – prąd, popularne nazwisko Prędota – bieg rzeki. Babilońskie, czyli prasłowiańskie *an – niebo, stąd ang. angel – anioł. Czyli imię oznacza niebiański prąd, nurt, ród. Król Longobardów. Panował przez krótki czas w 712 roku.
33. Liutprand (z prądu, rodu srogich) – król Longobardów w latach 712–744.
34. Hildeprand – z prądu, rodu władców, bo hild, ald, wald to wlad (744).
35. Ratchis – rat, rad to rod, a chis to chuć, chęć, pragnienie, uwielbienie, czyli to wielbiciel rodu. Król Longobardów (744-749).
36. Aistulf lub Astolf – Jasny As, bo ulf, olf – ołów, skarb, jasny. Król Longobardów (749-756).
37. Dezyderiusz, od łac. desiderius – upragniony, co jest właśnie odpowiednikiem słowiańskiego słowa chuć, chęć, obecnego w imionach poprzedników, jeszcze przed romanizacją Longobardów. Ostatni król Longobardów, panujący w latach 757-774.
38. Następny był Karol Wielki, który podbił ich królestwo i się ogłosił królem Longobardów, więc romanizacja nie wyszła im na dobre.

Tomasz J. Kosiński
09.03.2020

Polanie na Puli, czyli Istria to Panonia

Retia i Vindelicia

Pula (wł. Pola) to znana miejscowość turystyczna na Półwyspie Istria w Chorwacji. Wielu Polaków podziwiało pewnie tamtejszy amfiteatr rzymski, podobny do Koloseum.

Zobaczmy co jest w łacińskiej (nie włoskiej) wersji na temat Puli: Pietas Iulia seu Pola (alia nomina: Polensis Civitas) (Croatice: Pula; Italiane: Pola) est urbs Croatiae ac municipium, in regione Histriana et in Histria historica ac geographica terra, situm. Incolunt urbem 62 378 (anno 2006). Urbani Polenses vel Polani appellantur.[1]

Coś Wam przypominają takie wyrazy jak Pola, Polensis, Polenses, Polani?

Tradycja grecka przypisywała powstanie Polai Kolchidanom[2], którzy ścigali Jasona w północnej części Adriatyku, nie byli w stanie go złapać i ostatecznie osiedlili się w miejscu, które nazywali Polai, co oznacza „miasto schronienia”. Może pamiętacie z mojej książki „Rodowód Słowian”, moje sugestie, że mit o wyprawie Argonautów może dotyczyć wykradzenia przez Greków Słowiano-aryjskich ksiąg wiedzy zapisanych złotymi runami na baranich skórach. Do dziś w Kolchidii, obecnej Gruzji, na granicy z dawną Sarmatią, mieszka lud Swanetów (Słanetów), który spotykamy też w Retii, zamieszkanej m.in. przez Vindelików (Wendo-Lachów).

Retia i Vindelicia

Mapa: Retia i Vindelicia

Należy też zauważyć, że Grecy łączyli Kolchidę z obecną w mitologii krainą Aja, celem wyprawy Argonautów po złote runo, co nam rozjaśnia trochę etnonim (L)ah-ajów – Danajów. Na mapie Retii widzimy też plemię Rucinates, które kojarzy nam się z Rusami. Nie każdy wie, że na terenie Armenii, sąsiadującej z Kolchidą, było królestwo Urartu, którym w VIII w. p.n.e. erą rządził nie kto inny jak Rusa I (od 735 r. pne), a po nim panowali kolejni władcy o tym samym imieniu.

Swoją drogą, prześledzenie mitu o Jazonie (jas – jasność, Jazygowie to odłam Sarmatów, Jassa to z kolei główny, jasny bóg Polaków według Długosza) i Medei (med – miód) wymaga bliższej analizy. Podobnie jak i inne greckie mity, np. o Prometeuszu – dawcy ognia i pisma, przykutego za karę do skały Kazbek (Tartar to góry Kaukaz) właśnie w Gruzji, Amazonkach wzmiankowanych w greckiej mitologii właśnie w Kolchidii, czy lokalizowanych tam Gigantach (Giants, Gigantes – Wielkich Antach-Enetach-Wenetach), Cyklopach, Gorgonie.

Niezwykle ciekawa jest też etymologia Kolchidy, którą niektórzy tłumaczą na Chaldoi (kowal), czyli Chaldeję (krainę Chaldejczyków), skąd miał przybyć biblijny Abraham (Kasdi znane też jako Chaldoi). Kolkhid natomiast oznacza kotlarza.

Biblia mówi o rasie gigantów znanej jako „Rephaim” (Reptilian?), która występuje również w mitologii greckiej, znanej, jako Arimaspianie, plemię jednookich ludzi, którzy mieszkali u podnóża gór Rhipaean (Ryfejskich), w północnej Scytii.

Niezwykle intersujące jest to, że plemię Swanów, zwane jest też jako Pasid (Phasians – Phasis), jak jeden z portów w Kolchidii. Rzeka Phasis (biblijna Pison) zwana była „Złotą Rzeką”. Phasis mi kojarzy się z imieniem Pasidan (Posejdon). Don, jak wiemy, oznacza po prostu rzekę, więc Pasi-Don to rzeka plemienia Pasis. Posejdon był także ojcem Kriosa Khysomallosa (Barana Złotego Runa, a także wiązano go z mitem Atlantydy. Gaj Aresa (Ar z grecką końcówką –es) również był lokowany w Colchis, ale to temat na oddzielną książkę.

Kolchidia

Mapa: Kolchidia i Iberia

Na mapie Kolchidii w starożytności widzimy też przy okazji, nazwy które znamy z innych części Europy, jak Iberia, czy Albania (Aeria). Ktoś je tam musiał zanieść, o czym też pisałem w książce „Rodowód Słowian”. Ze względu na pojawienie się nazwy Iberia w Galii, niektórzy być może błędnie lokalizowali tam „filary Herculesa”. Atlas był bratem Prometeusza, więc prawdopodobnie też jego legenda związana jest nie z Oceanem Atlantyckim ale Morzem Czarnym.

Podczas jednej z moich podróży do Gruzji (byłem tam 6 razy), odkryłem, że znajduje się tam też miasto Wani, zamieszkałe przez… Wanów, czyżby tych samych, co walczyli z Asami według skandynawskich sag? Jeżeli Asowie to Ariowie, czyli Persowie (piersi), a Wendowie (Słowianie) to szlachetni Wanowie (Panowie, bo wan=ban=pan, jak pal=bal, palka=walka).

W Biblii (Genesis 2:11) czytamy o Havilah – krainie, gdzie jest złoto, co niektórzy kojarzą z Colchią. To by nam wyjaśniało skąd Kolchidianie mieli zloto na złocenie run na baranich skórach.

W każdym bądź razie Pula to tak naprawdę Pola. W klasycznej starożytności zamieszkiwało tutaj plemię pod łacińską nazwą Histri, plemię weneckie lub iliryjskie zanotowane przez Strabo w I wieku n.e. Półwysep Istria został podbity przez Rzymian w 177 p.n.e.

Panonia

Panonia w I w. ne

W I w. ne. po zwycięstwie Octaviana nad Cassiusem i zburzeniu miasta, na życzenie córki cesarza Julii zostało ono odbudowane i nazwane Colonia Pietas Iulia Pola Pollentia Herculanea, w skrócie Pietas Iulia (obowiązek Julii). Kolonia była częścią regionu Venetia i Histria.

A teraz bomba. Co oznacza po łacinie „hister”? Ano dziwnym trafem „pan”, czyli Histria, Istria to inaczej Panonia. Taka nazwa znana jest co prawda dla obszaru położonego bardziej na północ, ale to stamtąd mają się według niektórych naszych kronikarzy wywodzić Polacy (polskie Pany). Hister, Ister to także łacińska nazwa dolnego Dunaju. Histriowie, czyli Danajowie to u Homera inna nazwa Achajów (Lachajów?). Zatem łacińskim odpowiednikiem nazwy Panonia jest Histeria. Czyżby to był źródłosłów dla wyrazu “historia”, który z przymrużeniem oka w wykonaniu co niektórych zacietrzewionych i upolitycznionych historyków można nazwać “histerią”?

Co istotne, podczas prac archeologicznych znaleziono tam część pomnika Apolla, którego już samo imię jest związane z rdzeniem *pol. A mit wiąże go z Hyperboreą i północą. Boreasza, greckiego boga północnego wiatru, nawet angielski Wikisłownik wyprowadza od słowiańskiego słowa „gora”. Niektórzy polscy kronikarze wywodzą nazwę Polan, nie od „pola”, ale od „polaris” – gwiazdy północnej. Coś za dużo tu przypadków. Zostawmy też na razie jakieś dziwne podobieństwa słowiańskiego opola do greckiego polis.

Jak widać jest wiele przesłanek świadczących o tym, że Słowianie (Sło+Wani, Swani = s+Wani, czyli „z Wanów”) to lud sarmacki wywodzący się z Kolchidii. Mogli oni przejść w pewnym okresie do Paflagonii i stamtąd pod nazwą Enetów ruszyli walczyć pod Troją. Potem dotarli nad Adriatyk, do Retii i potem nad Bałtyk, gdzie zmieszali się ze Staroeuropejczykami.

 

Tomasz J. Kosiński

24.02.2020

 

[1] https://la.wikipedia.org/wiki/Pietas_Iulia

[2] https://en.wikipedia.org/wiki/Pula

Czy Marbod to Krak?

Marobud

Marbod, według oficjalnej wersji historii i Wikipedii to łac. Maroboduus, z celt. Wielki Kruk (ur. ok. 30 p.n.e., zm. 37 n.e. w Rawennie) – władca (król) plemienia Markomanów.

Może tu chodzić o Kroka-Kraka znanego z czeskich i polskich legend. Czescy kronikarze pisali, że Krok (Kruk) założył Bohemię, czyli pierwsze państwo czeskie. Legendy mówią też, że Krak wrócił w rodzinne strony, a nie przyszedł z jakiegoś obcego kraju, co by też pasowało do życiorysu Marboda. Wiele wskazuje na to, że to celtyckie imię Kraka, a Markomani to nie plemię germańskie, w rozumieniu protoniemieckie, ale jedno protosłowiańskich.

Czesi uważają Marboda za króla Morawian, czyli de facto pierwszego władcę Czechów.[1]

Zresztą celtyckość Bojów (Wojów, Bojowników) też jest wątpliwa i opiera się tylko na odkryciach archeologicznych, które można różnie interpretować, bo nieznany jest ich język, choć miano mają na wskroś słowiańskie.

[1] https://zpravy.tiscali.cz/marobud-prvni-cesky-kral-barbar-spise-rodem-nez-rozumem-272530

 

 

Suewowie to Słewowie (Slowianie)

Suevi Galicja

Kiedyś Adrian Leszczyński słusznie zwracał uwagę na słowiańską etymologię władców Wandalów. Nie wszystkie jego rekonstrukcje są według mnie trafne, ale chwała mu za rozpracowanie tego tematu i obnażenie kolejnego turbogermańskiego kłamstwa.

Sama nazwa Wandalów wywodzi się zapewne od Vindelici, gdzie Vinde oznacza Wenetów (Wendów), a Lici – Lechów, jak dawniej po łacinie zwano rzekę Lech – Licus, co widać na mapach, a pisał o tym także J. Bieszk. Zatem Wandalowie z łacińska to Wandalici, a z polska Wendolechici. A z racji, że greckie lexi to słowo, możemy zakładać, że Lechowie to Sławowie, a Słowianie to Sławo-Wanowie (Wenetowie – Wandowie). Tak więc etnonim Wandalowie to synonim Słowianie.

Należy przy tym dodać, że według mnie “sława” to “mowa”, bo “sławić” to “mówić” dobrze o kimś, o czym, stąd mamy też czasownik “wysławiać się”, które to słowo z czasem zaczęto uznawać też za synonim terminu “chwała”. Dlatego Sławianie i Słowianie to synonimy i spór w kwestii, która nazwa jest bardziej właściwa uważam za nieporozumienie.

Równie przekłamaną nazwą jest etnonim Swebowie, powstały od łacińskiego zapisu Suevi, Seuvi, co wynikało z faktu, że w łacinie nie było Ł ani W, które to głoski wyrażano literami U lub B. Nawet J. Grimm, ojciec niemieckiej lingwistyki uznawał, że Swewowie to Sławowie. Jakoś jednak Niemcy go nie chcieli słuchać i zrobili ze Sławów – Swabów (Schwabów – Szwabów).

Przyjrzyjmy się zatem imionom niektórych sławskich władców w Galicji:
• Hermeryk (co najmniej 409-438) – to skrócona wersja imienia Hermanaryk, her – hora, góra, man – mąż, ryk – ryczący, czyli to Ryczący Góral. Prawdopodobnie słowo ryk – ryczący było synonimem określenia groźny. Wojownicy ruszali do boju z wrzaskiem, którym próbowano wystraszyć przeciwników. Dlatego innym określeniem woja był rycerz, od czes. řiči, ros. reči, stpol. rzec – mówić, krzyczeć.
• Rechila (438-448) – Reczila(h), tj. Mówiący (Ryczący) Lach, bo rdzeń *rech to psłow. *rekti ‘mówić, powiedzieć, nazwać’, stpol. rzec (stąd też rechotać), stczes. řéči, řku, czes. řiči, řeknu ‘powiedzieć; dać nazwę, nazwać’, ros. reči, rekú ‘mówić, powiedzieć’, pokrewne z lit. rěkti ‘krzyczeć’, a dalej też m.in. z goc. rahnjan ‘liczyć’; pie. *rek- ‘krzyczeć, mówić’. W drugim rdzeniu tego imienia *la(h), głoska H jest niema, dlatego też często ją pomijano w zapisie. Reczila jest skrótem od Reczilach, zapisywanej w łacinie, jako Rechilach (Rechilah). Wiązało się to zapewne z odmianą gramatyczną przez przypadki tego imienia, jako Reczila, Reczilą, Reczile, jako prostszej aniżeli Rechilachem, Rechilahu (Rechilahowi).
• Rechiar (448-456) – to imię potwierdza nam etymologię Rechila, gdyż tutaj drugi rdzeń nawiązuje do synonimu Lacha, czyli Ar – Aria. Jest to zatem Recziar, Mówiący Arianin. Sławowie w Galicji, jak wiadomo, przyjęli arianizm, więc rdzeń *ar w ich imionach nie powinien dziwić.
• Framtan (457) – możliwe, że to Pramtan, bo znana jest oboczność F=P, a *pram może być skrótem od pramyj – prawy, sprawiedliwy, dumny (jak Priam), natomiast *tan to toń, nurt (jak Tanais, taniec), byłby to zatem Prawy Nurt. Może to nie jest pierwotne imię, a tylko przydomek, który wziął się stąd, że rządził on tylko na terenach w dolinie rzeki Duero, kto wie czy nie właśnie po jej prawej stronie.
• Maldras (456-460) – Mal to mały, *dras – drago, smok (drapieżca, od drapania, pazurów), zatem to Mały Smok.
• Frumar (460-464) – znany też jako Frumariusz, więc etymologia tego imienia może się wiązać, podobnie jak u Framtana, ze słowem pramyj, zatem to Prawy Arianin.
• Rechimund (460-co najmniej 468) – wiemy już, że *rechi to reczi, czyli mówić, ale *mund, kojarzone z marszu z niemieckim pochodzeniem, jest po części prawdziwe, gdyż jest to zapożyczona przez plemiona teutońskie zlatynizowana wersja słowiańskiego słowa „mundry” – mądry, zatem chodzi tu imię o znaczeniu Mówiący (Ryczący) Mędrzec, albo Mądry Mówca.
• Chararyk (ok. 550-559) – *chara to oczywiście hora, góra, a ryk – ryczący, więc to po prostu jeszcze krótsza wersja Hermanaryka i Hemeryka, bez rdzenia *man, czyli to też Ryczący (Groźny) Góral lub Rycerz z Gór., ewentualnie Wielki Rycerz.
• Teudemir (561/66-569) – Ludomir, od teut – lud (od tego rdzenia pochodzi nazwa Teutonów – ludzi znad toni, wody), przy czym należy zauważyć, że imię Teuta nosiła iliryjska królowa i ma ono praidoeuropejskie pochodzenie – pie. teut – plemię.
• Miro (569-583) – jeśli ktoś próbuje to imię wyprowadzać z jakichś wymyślonych nibygermańskich słów, zamiast od słowiańskiego słowa *mir, to ewidentnie stosuje antysłowiańskie zabiegi, a z ludzi czyni idiotów.
• Eboryk (583/84) – wygląda to na skrót od Neboryk, czyli byłby to Niebiański Rycerz.

Chyba jasno widać, że zarówno sam etnonim Sławowie (Swewowie) jak i imiona sławskich władców, są słowiańskie, zatem i sam lud Swewów możemy uznać za Słowian.

 

Tomasz J. Kosiński

20.02.2020

 

Bitwa nad Dołężą (Doleńcą), zwana Pomorską Troją

Czaszki znad Doleńcy

O bitwie sprzed 3300 lat niedaleko Szczecina, która, według historyków, nie mogła mieć miejsca, napisano już sporo. Problem w tym, że z każdym rokiem zamiast pojawiania się kolejnych informacji z wynikami badań, dostajemy materiały i opinie, które zaprzeczają tym podawanym wcześniej. Wygląda to na celową manipulację faktami i propagandową ekwilibrystykę etnonimami (nagle pojawili się tam Germanie, o których wcześniej nie było mowy), grę na czas i podawanie raportów z badań zgodnie z prowadzoną przez Niemcy polityką historyczną.

Mariusz Agnosiewicz na portalu racjonalista.pl[1] informował 31 marca 2016 roku, że w magazynie naukowym „Science” kilka dni wcześniej, a mianowicie 24 marca 2016 roku ukazał się tekst “Slaughter at the bridge: Uncovering a colossal Bronze Age battle”[2], w którym Andrew Curry przedstawia wnioski z badań archeologicznych w dolinie rzeki Tollense (Doleńca) na Pomorzu Zachodnim.

Warto od razu zwrócić uwagę, że słowiańska nazwa rzeki, zwanej z niemiecka Tollense, to Doleńca (ew. Dolinica, Dolenica, Dolnica, Dolina, Dolinca) i tak jej nazwę przekładał na polski Antoni Rehman w swojej pracy Niżowa Polska opisana pod względem fizyczno-geograficznym wydanej we Lwowie w 1904 r. (na str. 348). Obecnie jest ona raczej niepoprawnie rekonstruowana, jako Tołęża lub Dołęża (od “dołęgi” – trudu), gdyż jej miano pochodzi po prostu od słowa “dolina”, przez którą przepływa. Tam też mieszkało słowiańskie plemię Dolińców (Doleńców), czyli po prostu mieszkańców tejże doliny. Cały ten obszar nadrzecznej kotliny, w obecnej Meklemburgii, zwano Jarem Dolińców, a znajdujące się tam jezioro – Morzem Dolińców (niem. Tollensesee lub Tollenzer-See). Oboczność T=D w niemieckim to norma, wystarczy przytoczyć imię Thietmar, zapisywane też jako Ditmar.

Co ciekawe, nad jeziorem Dolińców lokalizowana jest słynna Retra, skąd mają pochodzić opisane wcześniej przeze mnie idole prillwickie, o czym pisał m.in. A. Masch w 1771 r. w książce o pamiątkach Obodrzyckich. [3]

Znalezione przez niemieckich archeologów artefakty, w tym 20 czaszek, tysiące kości 130 ludzi i 5 koni, także z wbitymi grotami, zachowane dzięki bagnistej ziemi, wciąż pozostają tajemnicą, a badacze snują kolejne domysły, kto i o co tam walczył, jak wyglądał przebieg tej bitwy i kto zwyciężył. Wiele wskazuje na to, że byli to Prasłowianie z kultury łużyckiej. Jednak Niemcy nie dopuszczają takiej myśli.

Miejsce bitwy datowanej na 1250-1300 lat p.n.e. znajduje się około 100 km od dzisiejszej granicy polsko-niemieckiej, na wysokości trochę powyżej Szczecina. W 1996 roku poszukiwacz-amator odkrył tam pierwsze ślady po wielkiej bitwie sprzed 3300 lat, o której historiografia milczy, wskazując, że nie za bardzo można na niej polegać. Zgodnie bowiem z oficjalną wersją historii, w tamtym okresie ten region Europy miał pozostawać poza centrami cywilizacji, a miejscowa, dość prymitywna ludność zajmowała się głównie rolnictwem. Nagle się okazało, że archeolodzy, na podstawie pierwszych badań z tego stanowiska, twierdzą, iż w tej części Pomorza mogła się rozegrać największa bitwa starożytności, którą duńska archeolog prof. Helle Vandkilde porównuje do bitwy o Troję (ok. 1200 p.n.e).[4]

Wstępne badania DNA zębów poległych, wykonane przez niemiecko-duński zespół, ujawniły materiał genetyczny najbardziej podobny do ludów z południa Europy (prawdopodobnie to najeźdźcy), z Polski (miejscowi obrońcy) oraz ze Skandynawii (najemnicy). W artykule w “Science” napisano to wyraźnie „DNA from teeth suggests some warriors are related to modern southern Europeans and others to people living in modern-day Poland and Scandinavia”. Co potwierdził w wypowiedzi dla mediów niemiecki archeogenetyk Joachim Burger. A więc w pierwszej, spontanicznej i nie upolitycznionej jeszcze wersji publikującej wyniki z badań, nie było tam ani Celtów, ani żadnych Germanów. (chyba, że za takowych uznamy Skandynawów – Normanów).

Co niezmiernie istotne, badacze nie twierdzą, że niektórzy wojownicy pochodzili z ziem współczesnej Polski, ale ujawnili, iż uczestnicy bitwy nad Doleńcą mieli DNA podobne do współczesnych Polaków. Świadczy to, wbrew oficjalnie przyjętej teorii allochtonicznej, o kontynuacji genetycznej zasiedlenia ziem na zachód od Odry przez naszych przodków, co potwierdzają też badania prowadzone przez takich genetyków, jak P. Underhill, T. Grzybowski, A. Klyosov, G. Tomezzoli, M. Alinei,, J. Mallory i innych.

Także Christian Sell w swojej pracy doktorskiej[5] z 2017 r., obronionej na Uniwersytecie Jana Gutenberga w Moguncji, porusza temat bitwy w dolinie Tollense, ale nie podaje haplogrup badanych próbek. Na podstawie autosomalnej analizy DNA stwierdza jednak wyraźnie, że geny starożytnych wojowników z doliny rzeki Doleńcy (stanowisko Weltzin) najbardziej podobne są do genów współczesnych populacji: Polaków, Austriaków i Szkotów. Przy czym kolejność tych nacji została podana w kolejności ich najsilniejszego statystycznego podobieństwa. Z czego wynika, że Polacy są na pierwszym miejscu zgodności genetycznej z uczestnikami tej starożytnej bitwy. Jak zauważa Adrian Leszczyński w swoim artykule[6] na ten temat, w odróżnieniu od wypowiedzi Burgera, Sell przyjmuje, iż wojownicy stanowili raczej miejscową ludność.

O swoją interpretację próbek z Weltzina (Wilczyna) pokusił się też założyciel i administrator bloga Eurogenes, edytowanego w j. angielskim Dawid Wesołowski, znany pod nickiem „Davidski”[7]. Na podstawie analizy PCA (Principal Component Analysis) napisał on jednoznacznie, że DNA wojowników z doliny Dołęży najbliższe jest Słowianom, a w wszczególności współczesnym Polakom.

Te ustalenia kompletnie obalają i tak już dawno skompromitowaną teorię allochtoniczną, głoszona przez zwolenników G. Kossinny, K. Godłowskiego, czy jego ucznia M. Parczewskiego.

Duńska archeolog Helle Vandkilde, na łamach “Science”, wskazuje, że bitwa miała charakter europejski, a z pewnością ponad regionalny. Była to armia sojusznicza tak złożona, jak ta opisana w eposie Homera o bitwie o Troję, datowanej 100 lat później. Szacuje się, że brało w niej udział łącznie około 2000-4000 wojowników uzbrojonych w drewniane maczugi, kamienne topory, łuki, ale i brązowe noże oraz miecze (które prawdopodobnie w większości zostały zabrane z pola bitwy przez zwycięzców jako cenne w tamtym czasie trofea).[8]

Badania tego stanowiska archeologicznego objęły dopiero 450 m2, tj. ok. 10% terenu. Znaleziono jednak już więcej artefaktów niż na polach pod Grunwaldem, czy innych miejscach wielkich wojen znanych z historii. Zapewne bagnisty teren doliny pomógł w lepszym zachowaniu szczątków i akcesoriów niż na innych stanowiskach bitewnych.[9]

Zdaniem A. Curry, z tego, co ustalono na dziś można przyjąć, że „implikacje będą dramatyczne”, tzn. trzeba będzie ponownie napisać historię Europy tego okresu.[10]

Moim zdaniem, była to ekspansja Wenedów nad Bałtyk po przegranej bitwie pod Troją, datowaną mniej więcej na ten sam okres. Historycznie potwierdzony lud Enetoi brał udział w bitwie trojańskiej przeciwko Achajom. Po przegranej wojnie opuścili oni swoje ziemie w Paflagonii i udali się statkami na północne wybrzeże Adriatyku. Możliwe, że wśród uchodźców byli także przedstawiciele ludu Rasenów, zwanych przez późniejszych Rzymian Etruskami. Ich przybycie na Półwysep Apeniński też szacuje się na koniec II tysiąclecia p.n.e.

Enetowie nad Adriatykiem zwani byli Wenetami, od łac. venetus – niebieski, prawdopodobnie od koloru ich oczu. Ich związki kulturowe z Etruskami potwierdzają naukowcy. Popielnice twarzowe znad Bałtyku są podobne właśnie do etruskich. Zbieżność nazw Prusowie i Etruskowie też raczej nie jest przypadkowa. Kto wie czy zatem Wenetowie, jako Wenedowie (Wendowie) nie przyczynili się do ukształtowania etnosu słowiańskiego, po zmieszaniu się z podbitą wówczas miejscową ludnością. Część towarzyszących im Etrusków mogła z kolei dać początek nadbałtyckim Prusom, a być może i późniejszym Rusom.

Litwini, którzy możliwe, że powstali na bazie wenedzko-pruskiej, od dawna z uporem twierdzą, że to ich przodkowie zakładali Rzym, a wszelkie końcówki ich wyrazów i nazwisk z – as, – is, – os to antyczna pozostałość.

Obecnie prowadzone są badania genetyczne adriatyckich Wenetów, które mogą wnieść bardzo wiele do tej sprawy.[11] Już teraz jednak wielu włoskich naukowców przychyla się do hipotezy, że należy poważnie traktować związki Wenetów adriatyckich z nadbałtyckimi Wenedami, a ekspansja tego ludu rozciągała się nawet do Galii i Wysp Brytyjskich, gdzie kontrolowali m.in. wydobycie cyny.

Raport z badań genetycznych szczątków znalezionych nad Doleńcą, o ile nie będzie zmanipulowany przez Niemców, też powinien odpowiedzieć nam na wiele pytań, choć póki co naukowcy nic nie mówią o haplogrupach uczestników tej bitwy, jakby to był temat tabu.

W bitwie nad Tollense nie chodziło zatem tylko o zdobycie grobli, istniejącej na tej rzece, według archeologów, od jakichś 4000 lat, która zapewniała bezpieczną przeprawę, ale o przejęcie kontroli nad słynnymi wówczas w świecie złożami bursztynu, cyny i miedzi. Szlak Bursztynowy umożliwiający handel “boskim kamieniem”, wartym w Rzymie kilku niewolników, znalezionym także, niewiele wcześniej przed Doleńską bitwą, w grobowcu Tutanchamona (1333-1324 p.n.e.), to tylko jeden z celów ekspansji Wenedów na północ. Złoża cyny (od niej pochodzi polskie słowo “cena”) w Rudawach i pobliskie kopalnie miedzi, to także bardzo cenne tereny eksploatacyjne (miedź + cyna = brąz).

Po wygranej bitwie pod Doleńcą Wenedowie opanowali całe południowe wybrzeże Bałtyku, zakładając tam liczne faktorie handlowe. Głównym portem był zapewne Wolin, gdzie czczono Tryglawa – Trojana). Warto zauważyć, że Homer nazywa Troję także Wilionem.[12] To kolejna dziwna zbieżność nazewnicza między mitem trojańskim, a faktami dotyczącymi bitwy nad Dolenicą.

Ciekawą koncepcją jest też teoria Felice Vinci, który uważa, że Homer opisał wydarzenia nie nad Morzem Śródziemnym, ale nad Bałtykiem. Według niego bitwa Trojańska miała miejsce w okolicach obecnego, fińskiego Turku, a Hellada to państwo, którego pozostałością nad Bałtykiem są takie nazwy jak Helsinki, czy Hel. Przytacza na to szereg dowodów topograficznych pasujących do nadbałtyckich obszarów, a nijak się mających do układu terenu i odległości z basenu Morza Śródziemnego opisanych w “Odysei”.[13]

Możliwe też, że wenedzki lud czczący Trójcę (Troję) bogów – Słońce, Księżyc, Ziemię, zakładał swoje miasta, zwane pierwotnie Trojami, w różnych miejscach podbijanej Europy. Obecność Wenetów w Galii jest potwierdzona historycznie, a według legend nazwa miasta Paris wywodzi się od trojańskiego Parysa. Rzym też miał założyć uchodźca spod Troi – Eneasz, o jakże podobnym imieniu do ludu Enetoi. Jakoś dużo tych podobieństw, nieprawdaż?

W “Rodowodzie Słowian” (2017) zwracałem na to uwagę, tłumacząc też imię króla Troi – Priama, jako przydomek “priamyj” – dumny. Jego prawdziwe imię miało brzmieć… Podarok – Dar (jak Darzbog). Podobieństwa nazewnicze (L)Achajów i Lachów też warte są uwagi.[14]

Pasowałoby to do prasłowiańskiego rodowodu Trojan i ich sojuszników Enetów oraz mojej tezy o udziale Wenedów w bitwie nad Doleńcą. Również bardziej kontrowersyjna teoria F. Vinci o lokalizacji Trojańskiej bitwy nad Bałtykiem miałaby sens, gdyby ją jednak umiejscowić nie pod Turku, ale właśnie w okolicach ujścia Odry.[15] Jednak w micie o Troi wygrywają Achajowie, a nie jak nad Dolenicą – Wenedowie. Możliwe, że Homer był królewskim propagandystą i odwrócił w swoim opisie losy bitwy na korzyść Achajów – Lachów. Niewykluczone też, że zaczerpnął te opowieści od kupców wędrujących Bursztynowym Szlakiem z północy na południe, a wiedza o pokrewieństwie między znanymi mu Wenetami adriatyckimi i Wenedami nadbałtyckimi pozwoliła mu potraktować je, jako mit starohelleński (grecki).

Wiemy, że wojna o Troję trwała 10 lat. Nie da się wykluczyć też możliwości porażki Wenedów w tej bitwie, ale wygrania przez nich całej długiej wojny. Może więc po przegranej bitwie Wenedowie użyli jakiegoś postępu, na miarę konia trojańskiego, by zmienić układ sił i być może zdobyć Wolin – Troję. Z poświadczeń historycznych wiemy, że w świątyni Trygława (Trojana) w Szczecinie trzymano czarnego konia, który był też zwierzęciem kultowym dla Trojan. Mamy zatem szereg zbieżności topograficznych, klimatycznych, nazewniczych, kultowych, czasowych, między Homerową Troją a Wolinem i pobliską bitwą w Dolinie (Tollense).

Ostatnie teorie niemieckich archeologów badających stanowisko Wiltzen mówią o dwóch grupach, lokalnej – północno-germańskiej (gdzieś zginęli wspominani wcześniej Polacy i Skandynawowie) i drugiej napływowej najprawdopodobniej z obszaru obecnych Czech – czyli już nie z odległego południa.[16] Możliwe, że Wenedowie przed bitwą już zdobyli wcześniej kontrolę nad złożami w czeskich Rudawach i dlatego badania izotopowe ich właśnie tam lokują. To by wskazywało, że ich celem pozostało przejęcie władzy nad Szlakiem Bursztynowym.

W każdym bądź razie coraz bardziej przekonuje mnie opcja rozegrania bitwy Trojańskiej na starosłowiańskich terenach przy ujściu Odry, a nie gdzieś w starożytnej Grecji. Wątpliwa jest zarówno mityczna relacja Homera, jak też lokalizacja Troi przez H. Schliemanna, niemieckiego archeologa-amatora, którego od razu okrzyknięto odkrywcą tego mitycznego miasta, choć nie udało mu się znaleźć tam zbyt wiele artefaktów czy szczątków, jak to ma chociaż miejsce w dolinie Tollense.

Po przeczytaniu pierwszych artykułów M. Agnosiewicza na racjonalista.pl i A. Curry na portalu czasopisma “Science” wiosną 2016 roku na temat bitwy w dolinie Tollense, od razu zainteresowałem się tym tematem i już latem tego samego roku wybrałem się autem do wschodnio-północnych Niemczech. Szukałem tam słowiańskich śladów (m.in. idoli prilwickich) i nie mogłem oczywiście nie odwiedzić archeologów zajmujących się znaleziskami w meklemburskiej Dolince (niem. Tollense).

Dotarłem do Szwerina, gdzie na zamku Schloss Wiligrad znajduje się pracownia naukowa, w której gromadzone i konserwowane są wykopane szczątki. Udało mi się wtedy osobiście porozmawiać o tym znalezisku z niemieckimi badaczami, w tym także z głównym archeologiem odpowiedzialnym za to stanowisko, sympatycznym i życzliwym dr. Detlefem Janzenem, który zgodził się także na wykonanie przeze mnie sesji zdjęciowej w jego pracowni naukowej, gdzie są przechowywane i badane znaleziska z Tollense.

Tak przy okazji, to właśnie on wskazał mi też dokładne miejsce przechowywania idoli prilwickich i polecił mnie swojej koleżance z Muzeum Etnograficzne w Szwerinie, dzięki czemu udało mi się zobaczyć także i te artefakty na własne oczy, trzymane w podziemnych sejfach. A co więcej uzyskałem zgodę na zrobienie im zdjęć i manualny ogląd, o czym napisałem książkę pt. “Słowiańskie skarby. Tajemnice zabytków runicznych z Retry” (2018).

Aby bardziej szczegółowo omówić temat pochodzenia uczestników tej bitwy, trzeba poczekać na oficjalne ogłoszenie wyników badań DNA, z czym Niemcy zwlekają już ładnych parę lat. Mogą one wywrócić do góry nogami akademicką wersję historii, jeśli nie będą przekłamane, nad czym możliwe, że tak długo pracują właśnie nie genetycy i archeolodzy, ale spece od propagandy, zwanej polityką historyczną.

Dr Janzen żalił mi się w 2016 roku, że chcą mu zabrać granty na te badania. Był zainteresowany każdym wsparciem finansowym, również z Polski. O genetycznym materiale nie chciał nic mówić, bo twierdził, że on nie jest genetykiem. Nie rozumiał też dlaczego żadna z polskich instytucji i polscy naukowcy nie chcą uczestniczyć w pracach archeologicznych na tym stanowisku. Przy podobnych znaleziskach w Polsce, jak wiemy, przecież praktycznie zawsze jest międzynarodowy zespół. Z tego, co mi powiedział wynikało, że byłem dotychczas jedyną osobą z Polski, która w ogóle zainteresowała się tym znaleziskiem i się z nim kontaktowała w tej sprawie.

Co niepokojące, w niemieckich relacjach medialnych o bitwie w dolinie Tollense, nie ma już od jakiegoś czasu mowy o rewelacjach z 2016 roku. Ze Skandynawów zrobiono północnych Germanów stwierdzając, że odkrycie jest dowodem, iż mieszkali oni na tych terenach już 1500 lat p.n.e. O przodkach Polaków i ludów z południa Europy nikt już nie wspomina.

Opublikowano na przykład wyniki badań z podaniem fenotypów (cech wyglądu, jak kolor skóry, włosów, oczu, kształt twarzy, zębów), gdzie bezpardonowo wymieniono jedynie wojowników… germańskich znad Tollense.[17]

Nawet National Geographic, powołując się na wyniki badań izotopowych J. Burgera, pisze o udziale w tej bitwie lokalnej ludności – północnych Germanów i najeźdźców z Bohemii. Burger tym razem podkreśla jednak, że nie widzi on różnych homogenicznie grup i wydaje się, że bitwa rozegrała się pomiędzy ludami z tej samej grupy genetycznej, oczywiście nie podaje, jakiej. Według niego nie jest to specjalnie spektakularne, jak pierwotna teza, a wręcz nudne, ale nic na to nie poradzi.[18]

Jeśli przyjmiemy, że określenie „północni Germanie” to Lachowie (R1a1) i w mniejszym stopniu Staroeuropejczycy (I2), a ludy z Bohemii to Wenedowie, którzy być może wcześniej opanowały te rejony, to może się okazać, że Lachowie i Wenedowie mają wspólne korzenie genetyczne. Wtedy by można wnosić, że Enetoi to jeden z sarmackich szczepów. Herodot pisał, że pochodzą oni od Scytów. Ale wszystko wskazuje na to, że to było także określenie bardziej geograficzne i polityczne (sojusz różnych ludów stepowych, obejmujących przedstawicieli m.in. R1a i R1b), aniżeli etniczne. Podobnie jak termin Germanie obejmujący ludy prototeutońskie, protoslowiańskie, sarmackie i w mniejszej części celtyckie.

Wiele wskazuje na to, że Sarmaci, uważani za odłam Scytów i często z nimi myleni mieli hp R1a1, a Sakowie (Skołoci – Scytowie właściwi) – R1b. Od Saków pochodzić mogą Sasi (Saksonowie) oraz Goci, a od Sarmatów, np. Wandalowie (Wand+Al, czyli Wenedowie i Alani, lub Wan+Dal, tj. Wanowie-Wendowie i Dalemińcy-Dolińcy).

Mija 23 lata od czasu odkrycia pierwszych śladów bitwy nad Dolenicą. Jak dużo czasu archeolodzy potrzebują, by opublikować raport ze swych prac? Dlaczego do tej pory nie podano do wiadomości publicznej, jakie haplotypy wyodrębniono ze szczątków z tego stanowiska?  W 2019 miał się ukazać raport dr. Janzena z wynikami badań DNA, ale na razie nic na ten temat nie wiadomo. Komu zależy na tym, by utrudniać prace przy tym znalezisku i opóźniać publikację wyników?

Dlaczego polskich archeologów nie interesuje takie sensacyjne znalezisko? Na kilku historycznych grupach dyskusyjnych krytycy turbosłowiaństwa podający się za archeologów, jak się okazało nawet nie słyszeli o tym odkryciu i prosili o linki do artykułu w “Sience”, bo uważali, że to „jakaś ściema”.

Należy jednak wierzyć, że wcześniej czy później, prawda ukryta w Dolince koło Wilczyna wyjdzie na jaw.

 

Warto też przeczytać:

 

1) Mariusz Agnosiewicz “Pomorska Troja”, 31 marca 2016
http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,9989
2) Adrian Leszczyński “Genetycy na tropie Europejczyków, część 2”, 6 grudnia 2017
https://bialczynski.pl/2017/12/06/adrian-leszczynski-genetycy-na-tropie-pochodzenia-europejczykow-czesc-2/
3) Carlos Quiles “The significance of the Tollense Valley in Bronze Age North-East Germany”, 7 lutego 2018
https://indo-european.eu/2018/02/the-significance-of-the-tollense-valley-in-bronze-age-north-east-germany/

4) Detlef Jantzen, Gundula Lidke, Jana Dräger, Joachim Krüger, Knut Rassmann, Sebastian Lorenz, Thomas Terberger “An early Bronze Age causeway in the Tollense Valley, Mecklenburg-Western Pomerania – The starting point of a violent conflict 3300 years ago?”, 2014
https://www.academia.edu/35860452/An_early_Bronze_Age_causeway_in_the_Tollense_Valley_Mecklenburg-Western_Pomerania_The_starting_point_of_a_violent_conflict_3300_years_ago

5) Detlef Jantzen, Ute Brinker, Jörg Orschiedt, Jan Heinemeier “A Bronze Age Battlefield? Weapons and Trauma in the Tollense Valley, north-eastern Germany.”, czerwiec 2011
www.researchgate.net/publication/250308033_A_Bronze_Age_Battlefield_Weapons_and_Trauma_in_the_Tollense_Valley_north-eastern_Germany

6) Joel Hruska “Ancient warfare: How scientists uncovered the remains of a Bronze Age battlefield”, 30 marca 2016
www.extremetech.com/extreme/225686-ancient-warfare-how-scientists-uncovered-the-remains-of-a-bronze-age-battlefield

7) Christian Sell “Addressing Challenges of Ancient DNA Sequence Data Obtained with Next Generation Methods”. Johannes Gutenberg University Mainz, 26 kwietnia 2017
https://publications.ub.uni-mainz.de/theses/volltexte/2017/100001279/pdf/100001279.pdf

8) Davidski “Tollense Valley Bronze Age warriors were very close relatives of modern-day Slavs”. Eurogenes Blog, 26 października 2017
http://eurogenes.blogspot.com.au/2017/10/tollense-valley-bronze-age-warriors.html

9) Maciej Bogdanowicz “Kto kogo pod Dołężą?, 2 listopada 2017
rudaweb.pl/index.php/2017/11/02/kto-kogo-pod-doleza/

 

Zdjęcia wykonane przeze mnie w Szwerinie w sierpniu 2016 roku. Zabronione jest ich kopiowanie i upowszechnianie bez mojej zgody. Copyright by Tomasz J. Kosiński

Tomasz J. Kosiński

08.01.2020

 

[1] Mariusz Agnosiewicz, Pomorska Troja, 31 marca 2016, http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,9989

[2] Andrew Curry, Slaughter at the bridge: Uncovering a colossal Bronze Age battle, [w:] “Science”, 24.03.2016, http://www.sciencemag.org/news/2016/03/slaughter-bridge-uncovering-colossal-bronze-age-battle

[3] Tomasz J. Kosiński, Słowiańskie skarby. Tajemnice zabytków runicznych z Retry, 2018; Masch Andreas Gottlieb, Die gottesdienstlichen Alterthümer die Obotriten aus dem Tempel zu Rhetra am Tollenzer See, Berlin 1771

[4] Andrew Curry, Slaughter at the bridge…

[5] Christian Sell, Addressing Challenges of Ancient DNA Sequence Data Obtained with Next Generation Methods. Johannes Gutenberg University Mainz, 26 kwietnia 2017, https://publications.ub.uni-mainz.de/theses/volltexte/2017/100001279/pdf/100001279.pdf

[6] Adrian Leszczyński, Genetycy na tropie Europejczyków, część 2, 6 grudnia 2017, https://bialczynski.pl/2017/12/06/adrian-leszczynski-genetycy-na-tropie-pochodzenia-europejczykow-czesc-2/

[7] Davidski, Tollense Valley Bronze Age warriors were very close relatives of modern-day Slavs. Eurogenes Blog, 26 października 2017, http://eurogenes.blogspot.com.au/2017/10/tollense-valley-bronze-age-warriors.html

[8] Andrew Curry, Slaughter at the bridge…

[9] Mariusz Agnosiewicz, Pomorska Troja…

[10] Andrew Curry, Slaughter at the bridge…

[11] Maciej Bogdanowicz, Wenecja szuka słowiańskich korzeni, RudaWeb 01.07.2016, https://rudaweb.pl/index.php/2017/07/01/wenecja-szuka-slowianskich-korzeni/

[12] Mariusz Agnosiewicz, Pomorska Troja…

[13] Mariusz Agnosiewicz, Pomorska Troja…

[14] Tomasz J. Kosiński, Rodowód Słowian, 2017

[15] Czesław Białczyński, Czy Bitwa nad Dołężą to fragment Wojny o Troję-Szczyt? Teoria Felice Vinciego i fakty, a także część ostatnia – 9.9.9. Zwieńczenie – O Odciętej Nodze Skrzystego Byka/Tura., 26.12.2019, https://bialczynski.pl/2019/12/26/czy-bitwa-nad-doleza-tollensee-to-fragment-wojny-o-troje-szczyt-szczecidawe-setidave/

[16] Maciej Bogdanowicz, Kto kogo pod Dołężą, RudaWeb, 2 listopada 2017, rudaweb.pl/index.php/2017/11/02/kto-kogo-pod-doleza/

[17] Phenotype SNPs for Bronze Age German warriors, Genetiker, 25.10.2017, https://genetiker.wordpress.com/2017/10/25/phenotype-snps-for-bronze-age-german-warriors/#comments

[18] Erin Blakemore,Puzzling artifacts found at Europe’s oldest battlefield, “National Geographic”, 16.10.2019, https://www.nationalgeographic.com/history/2019/10/puzzling-artifact-found-tollense-europe-oldest-battlefield/

 

Wandalowie to nie Germanie, ani też Polacy

Wandalowie

Turbogermański mit o germańskości Wandalów trudno obronić. Nasi naukowcy jednak jak mantrę powtarzają ten dogmat, opierając się na mało przekonujących przesłankach, jednocześnie wyśmiewając dość solidne argumenty przemawiające za ich słowiańskością. Lekceważą oni zapiski kronikarskie o powiązaniach Słowian i Lechitów z Wandalami, nazywanie w niemieckiej historiografii Mieszka królem Wandalów, skojarzenia nazewnicze ze słowiańskimi Wendami (niem. Wenden).

W zamian podają argument, że w kulturze przeworskiej kojarzonej z Wandalami dominują przedmioty żelazne, a u Słowian, jak niby wiadomo, miały być tylko przedmioty drewniane. Czyli mamy tu typowy zabieg manipulacyjny tworzenie jednego dogmatu opierając się na innym dogmacie, w tym przypadku, że Wandalowie to Germanie, bo Słowianie przecież nie znali wytopu żelaza, co jest wierutną bzdurą. I na tej bazie myślowej przypisuje się jakieś znalezisko z żelaznymi wytworami, i co gorsza całą kulturę przeworską, ludności germańskiej, która według tego propagandowego założenia miała stać na wyższym poziomie cywilizacyjnym niż ludy słowiańskie.

Gdybyśmy jednak przyjęli, że Słowianie znali wówczas wytop żelaza, to można by równie dobrze na tej podstawie przypisać kulturę jej przedstawicielom. Tak się właśnie manipuluje historią tworząc dogmaty, czyli bezdyskusyjne założenia wyjściowe, by na ich podstawie wyciągać wnioski ze znalezisk, tworząc kolejne dogmaty, które mają niewiele wspólnego z rzeczywistością. Dlatego kultura przeworska ma być wandalska, czyli germańska, bo Germanie znali wytop żelaza, a Słowianie nie.

Uczeni nie chcą uwierzyć też, że 700 tysięcy stanowisk dymarkowych z początku naszej ery z naszych ziem mogli obsługiwać Słowianie. No bo przecież ktoś powiedział, że Słowianie nie znali się na tym. Efekt kłamliwego domina zatacza coraz większe koła i prowadzi do wyciągania bzdurnych wniosków z odkryć.

Co by mogło być dowodem, że Słowianie znali się na wyrobie żelaza w okresie kultury przeworskiej? Na przykład znalezienie takich wyrobów na którymś ze stanowisk. Ale archeolodzy nie mogą takich znaleźć, bo wszystkie żelazne przedmioty… uważają za germańskie zgodnie z przyjętym dogmatem. Błędne koło? Nie, to planowane działanie.

Archeologia i historia są dyscyplinami najbardziej narażonymi na tego typu manipulacje i fałszerstwa. Na szczęście nauki przyrodnicze, jak antropologia i archeogenetyka, są na to bardziej odporne, bo pole manipulacji jest tam mniejsze. Dlatego historycy lekceważą odkrycia z tych dziedzin, bo obalają one ich naciągane lub przekłamane tezy, jak ta z germańską kulturą przeworską.

To samo dotyczy posługiwania się kołem garncarskim. Na jakiej podstawie archeolodzy twierdzą, że Słowianie nie mieli takiej prostej technologii? Ano, bo ktoś tak kiedyś stwierdził i od tej pory tam gdzie znajdywane są wyroby pochodzące z koła garncarskiego przyjmuje się, że nie mogą być one słowiańskie. A przecież “garczki nie gadają”. No tak, tylko czemu ma to założenie dotyczyć wyłącznie śladów po kulturze słowiańskiej? Skoro wytwory kultury nie mogą świadczyć o etnosie, to czemu kulturę przeworską uznaje się za germańską i wiąże się ją z Wandalami?

Jeśli przyjmiemy, że kultura przeworska była wandalska, ale wyjdziemy z założenia, że Słowianie też mogli wówczas znać się na wytopie żelaza, na co jest wiele innych dowodów, a także używali koła garncarskiego, to nagle okazuje się, że Wandalowie mogą być Słowianami. No to już dla zaprogramowanych umysłów naszych uczonych brzmi jak profanacja nauki. Czemu? Bo odrzucamy niczym nie poparte dogmaty naukowe, na bazie których archeolodzy, a za nimi historycy, wyciągają błędne wnioski? Niestety wielu z nich robi to chyba nawet nieświadomie. I to jest właśnie problem.

Tak jak lekarzowi ktoś kiedyś na uczelni czy konferencji powiedział, że lek A jest świetny, to wierząc w to przepisuje go swoim pacjentom w dobrej wierze. Ale ten lek może się okazać szkodliwy, albo są na rynku lepsze i tańsze. Tyle, że przedstawiciele farmaceutyczni, którzy je dystrybuują jeszcze do naszego lekarza nie dotarli bezpośrednio. Z naszymi profesorami jest podobnie. Polecają tezy-leki swoim studentom, a oni niosą je w świat. Gdy ślęczą więc nad kawałkiem żelaza na kolejnym stanowisku kultury przeworskiej uznanej przez akademickie gremium za germańskie, nawet im przez myśl nie przejdzie, że może być inaczej. I piszą raporty o wyrobach germańskich, nie bo ktoś im tak kazał czy że należą do spisku, ale dlatego iż mają tak zaprogramowane umysły jeszcze ze szkoły i utrwalone dobitnie na uniwersytecie.

W radach programowych na uczelniach wyższych nierzadko zasiadają przedstawiciele koncernów farmaceutycznych. A kto zasiada w radach uczelni historycznych? Kto kształci nowe kadry? Dlatego pan D.A. Sikorski będzie cieniem J. Strzelczyka, swojego promotora. A ci naukowcy, co się wychylą, jak M. Kowalski, P. Makuch czy nawet P. Urbańczyk, czeka ostracyzm środowiska.

Wróćmy jednak do Wandalów. Mieli oni budować chaty w formie półziemianek o szer. 3×5, a Słowianie 4×4, więc nawet trochę większe, a co ważne z piecem w kącie. Czyli na dodatek okazuje się, że domy Słowian miały wyższy standard niż wandalskie. Jeśli to prawda, to jak to się ma do tezy o ich niższym poziomie rozwoju cywilizacyjnego wobec Germanów tamtych czasów?

Znajdowane groby szkieletowe też nie mogą być dowodem germańskości, bo i Słowianie przez dłuższy czas, nawet po przyjęciu obrządku ciałopalnego, grzebali swoich zasłużonych, niespalonych zmarłych (szaman, naczelnik plemienia). Wynikało to z wiary, że ich zacne dusze nie muszą być uwalnianie z ciała po jego oczyszczeniu w świętym ogniu, ale i bez tego zabiegu bez problemu ulatują w zaświaty. Na jakiej podstawie przyznaje się prawo stosowania wówczas mieszanego obrządku pogrzebowego tylko Germanom, tego już wielu dyskutantów nie potrafi wytłumaczyć.

Wytaczają oni natomiast argumenty językowe podając rzekomo germańsko brzmiące imiona Wandalów, takie jak: Wislaus (Wisław), Witislaus (Witosław), Wisimar (Wyszomir), Miceslaus (Mieczysław), Radagais (Radogoszcz). Przekręcanie słowiańskich imion i ich niewłaściwe tłumaczenia, by je ugermanić to norma. Tak z Godzisława zrobiono najpierw Godigisclosa (-sclos, -slaus to typowe słowiańskie końcówki imion oznaczające -sław), ale z racji, że ciężko było takie miano wytłumaczyć z niemieckiego, to przemieniono go na Godigisela, by wyprowadzić je od niem. gizel – strzała. Potem z Arminiusza uczyniono germańskiego Hermana, by etosem takiego bohatera jednoczyć Niemców, którzy nie tworzyli wtedy jednorodnego i świadomego narodu.

Część słowiańskich imion Wandalów i innych ludów uznawanych za germańskie, choć takimi nie były, przynajmniej w rozumieniu etnicznym, było zwyczajnym zniekształceniem wynikającym z niedopasowania klasycznej łaciny do słowiańskiego języka. A część była celowym zabiegiem i manipulacją mającą uwiarygodnić ich germańskość.

Polecam obejrzeć film “Jak rozpętałem drugą wojnę światową” i scenę jak Franek Dolas zgrywa się z Niemca próbującego zapisać jego wymyślone imię Grzegorz Brzęczyszczykiewicz, z powiatu Chrząrzczyce, gminy Łękołody. Możemy sobie wyobrazić jak takie nazwy zapisano by klasyczną łaciną w wersji bez polskich znaków.

Niestety uproszczeniem jest też teza P. Szydłowskiego, że Wandalowie to Polacy. Moim zdaniem Wandalowie to raczej sojusz różnych ludów, a nie etnos, o czym świadczy nawet ich sama nazwa: Wand +Al (Wendowie + Alanowie, ew. Alemanowie). Przy czym Alanowie mogli współtworzyć grupę Alemanów wraz z jakimś lokalnym plemieniem staroeuropejskim lub germańskim. Może dlatego w kronikach spotykamy informacje, że po pokonaniu wodza Alemanów jego lud przeszedł pod panowanie Wandy, a wszystkich poddanych (obie grupy: Alemanów i Wendów) zaczęto nazywać Wandalami. Takie wieloplemienne i różnoetniczne sojusze wojskowe w tamtych czasach były czymś normalnym.

Podobnie mogło być z Gotami, Swebami, Lugiami, Awarami, czy Hunami. Dlatego wiele imion Herulów, czy Gotów, jak słynny Genseric ma również słowiański rodowód, bo to nie kto inny jak nasz Gęsiorek. Oczywiście Niemcy ze zbyt słowiańsko brzmiącego Genserica zrobili z czasem Gaiserica/Gaisericusa, by wyprowadzić go od pragermańskiego *gaiza ‘włócznia’ i *rîkaz ‘król’.

Jak odnotowano w kronikach, na pogrzebie Atylli jedzono “strawę”, a Swebów nawet Grimm uważał za Słewów (Słowian). Prawdopodobnie Słowianie odgrywali w tych mieszanych grupach wojskowych znaczącą rolę.

Wandalowie, Alanowie i Swebowie (Sławowie) ruszyli na zachód i po drodze zostawili po sobie wiele nazw o słowiańsko-sarmackim brzmieniu. Imię Alan do dziś jest bardzo popularne we Francji. Region Andaluzja, to Wandaluzja. O słowianopochodnych nazwach miejscowych w Europie więcej pisałem w swojej książce “Rodowód Słowian” (2017).

Kolejnym “dowodem” na germańskość Wandalów ma być wyprowadzanie ich nazwy od słowa “wand” – wędrować, które jakoś po słowiańsku, brzmi podobnie – wend[rować]. Oczywiście lingwiści, zgodnie z niepisaną zasadą ignorowania źródłosłowów słowiańskich, nawet nie biorą pod uwagę, by to Germanie mogli zapożyczyć to słowo od kogokolwiek, a już na pewno nie od Słowian. W opisach starożytnych ludów Tacyt akurat o Wendach (Słowianach) pisał, że lubią piesze wycieczki – wędrówki, co by pasowało do etymologii ich nazwy. Scytowie natomiast mieli żyć na koniu, a Germanie prowadzić osiadły tryb życia. Ale przecież lingwiści i historycy nie widzą podobieństw w nazwach Wendowie i Wandalowie. Zbywają milczeniem to, że sami Niemcy w wielu dokumentach historycznych i opracowaniach pod nazwą Vinidi, Vinden, Vandalen, Vinduli rozumieli Słowian, a nie Germanów. Dopiero od niedawna robi się z Wenedów – Celtów, a z Wandalów – Germanów.

Na stronce Imperium Lechickie to bzdura dowiadujemy się także, że błogosławiony Mistrz Kadłubek był propagandystą i wymyślił Wandę. A w ogóle w średniowieczu ważna była propaganda i dlatego Polacy dorobili sobie rodowód od Wandalów. Oczywiście nie ma na owym blogu mowy, że w tymże średniowieczu propaganda była także u Germanów, w Cesarstwie i Bizancjum, gdzie wymyślano niestworzone rzeczy, pomijano niewygodne fakty i przegrane bitwy oraz demonizowano wrogów.

Później papiestwo zrobiło z tego prawdziwą sztukę, a niemieccy kronikarze pisali gesta pełne nienawiści do niechrześcijan robiąc z nich ludożerców, okrutników i porównywali do zwierząt. Dzisiaj to mają być cenne źródła uznawane za wiarygodne, a polskie kroniki – nie wiedzieć czemu – mają być przepojone propagandą, opisując dzieje bajeczne. Nasi biskupi zmyślali, a niemieccy nie. Kto w coś takiego jeszcze dziś wierzy?

Co bardziej rozgarnięci uczeni i komentatorzy przyznają co prawda, że kultura Suków-Dziedzice była kulturą mieszaną, wandalsko – słowiańską, a pod wpływem Słowian, pozostali na naszych ziemiach Wandalowie ulegli slawizacji, o czym pisze choćby Prokopiusz. Czyli wyżej rozwinięty cywilizacyjnie lud germański miał się cofnąć w rozwoju pod wpływem prymitywnych Słowian. I my mamy w to wierzyć, choć takie tezy urągają logice, zdrowemu rozsądkowi i wiedzy, jaką posiadamy w tym temacie. Po prostu nowy napływ Słowian z terenów wschodnich pod naciskiem ludów koczowniczych spowodował współistnienie pokrewnych ludów na rodzimych, słowiańskich ziemiach Odrowiśla i Połabia. Oczywiście Słowianie zajmowali dużo większe terytorium, ale tutaj jest mowa o terenach kultury sukowskiej. Możliwe, że na podbój zachodniej Europy ruszyła grupa Wandalów z co bardziej awanturniczymi Słowianami, jak synowie bez praw dziedziczenia ojcowizny, a zostali pierworodni mający prawa do ziemi.

Według niektórych germanofilów, nie ma ani jednego starożytnego toponimu słowiańskiego, za to są germańskie takie jak: Odra (od Ra, czyli słońca), Bug (od bóg, germ. God), San (sań+ce – słońce), Tanew (tan – toń, jak Tanais – jasna toń, Balaton – biała toń), Skrwa (skrywa), Strwiąż (stary wiąż – wąż, nurt), Wiar (wiara), Bieszczady (bies+czad), Beskidy (bies+kity), czy Grudziądz (gruda – lód, jak grudzień). Tłumaczenia tych toponimów podane w nawiasach chyba są czytelne, jasne i nawiązują do ich charakteru, jak rzeka – toń, biesy dające czadu, kity -ogony biesów, bo to koniec biesowych gór itp. Ale oczywiście nasi lingwiści mają lepsze etymologie, odgermańskie i nawet się nie zająkną, by mogło być inaczej.

Ci z językoznawców, którzy potrafili wyjaśnić toponimy ze słowiańskich języków uznawani są za ruskich agentów. Zatem turnogermanie walczą o historię Polski i Lechii, by nie stała się ona rosyjska. Każdy słowianofil ma być rusofilem, albo wysłannikiem KGB. Dlatego kato-narodowy publicysta S. Michałkiewicz, obrońca Boga Honoru i Ojczyzny (czyli hasła powstałego na potrzeby zdradzieckiej Targowicy), nazywa turbosłowiaństwo iście po chrześcijańsku “ubeckimi rzygowinami”. Z Bieszka robi się agenta UB, a w moich książkach doszukuje się na siłę pochwał Wielkiej Rosji i panslawizmu rozumianego, jako przejaw rusyfikacji. Bzdura goni bzdurę, ale znajdzie się niejeden głupi, co w to uwierzy. Rzecz w tym, że na szczęście już coraz mnie jest takich naiwnych ignorantów.

Turbogermanie boją się tego zainteresowania ludzi historią i czytania przez nich samodzielnie źródeł, do czego zachęca Bieszk, tak jak Kościół bał się tłumaczenia Biblii na języki narodowe, o co walczyli protestanci. Gdy ludzie sami zaczną czytać to się okaże, że ktoś im wciskał ciemnotę. Dlatego podejmowane są próby dyskredytowania polskich kronik, tworzy się pseudohistoryczne fora, gdzie gada się o dupie Maryny, czy też kreuje się trendy antyczytelnicze (film to jest to – Cozac prawdę ci pokaże).

Próby ośmieszania tzw. turbosłowian też nie dają rezultatów. Zatem wrzuca się ich wszystkich do jednego wora i taki T. J. Kosiński, M. Kowalski czy P. Makuch kojarzeni są z prostakami i oszołomami w rodzaju P. Szydłowskiego czy aktywnego internetowego komentatora Kamila Wandala Baczewskiego.

Kolejnym wydumanym argumentem jest twierdzenie, że Wandalowie byli ludem germańskim, bo używali języka zbliżonego do gockiego. A że mało kto wie jaki to język, to nikt nie będzie tego analizował. Mamy więc tutaj zagrywkę zwaną “strzałem w powietrze”. Nikt nie pyta, gdyż boi się ośmieszyć, że nic nie wie na dany temat. I o to chodzi. Takich zagrań nasi turbogermańscy komturowie mają setki. To dziedzictwo Rzymu z zasadą “dziel i rządź”, Cesarstwa i papiestwa z kłamliwymi kronikami i preparowanymi dokumentami oraz systemem klątw z wymazywaniem obrzuconego nią osobnika z kart historii, Krzyżaków podrabiającymi listy, pieczęcie i różne akty, Bismarcka z Kulturkampf, czy też Kosinny i Goebelsa oraz innych teoretyków nazizmu.

Nazwanie Mieszka królem Wandalów nasi turbogermańscy blogerzy z Seczytam czy Sigillum Authenticum czy „Imperium Lechickie to bzdura” uznają za pomyłkę. Tak samo jak używanie nazwy Wenden wobec Słowian. No po prostu merytoryczna krytyka na typowym turbogermańskim poziomie.

Można tak pisać jeszcze dalej, bo argumentów za i przeciw jest cała masa. W tym dyskursie nasuwa się jednak wniosek, że wierzących trudno przekonać do zmiany wiary, jedynie wiedza może tu coś zmienić. Dlatego zachęcam do lektury moich książek oraz innych autorów (J. Bieszk. B. Dębek, M. Kowalski, P. Makuch, T. Sulimirski itd.), którzy otwarcie piszą o swoich poglądach na temat pochodzenia Słowian i Polaków, czasem wymyślając niedorzeczne teorie, jak P. Szydłowski, ale w głównej wymowie podobne do moich ustaleń.

 

Tomasz J. Kosiński

03.11.2019

Nowa Chronologia

Okładka "History of Fiction or Science?"

Wątpliwości związane z dyskusją na temat autentyczności takich dzieł jak Tacyta, Jordanesa, Pliniusza, Biblii Gockiej i innych starożytnych oraz wczesnośredniowiecznych opracowań, wpisują się w założenia Nowej Chronologii, z którą warto się tutaj bliżej zapoznać.

Nowa Chronologia to oficjalnie pseudonaukowa teoria oparta na pracach Mikołaja Morozowa i Jeana Hardouina dotyczących starożytności. Obecnie jej głównymi przedstawicielami są matematycy Anatolij Fomienko i Gleb Nosowskij.

Podstawowym założeniem tej teorii jest stwierdzenie, że historia ludzkości sięga roku 800 n.e., o latach 800-1000 n.e. nie ma praktycznie żadnych informacji, a większość wydarzeń miała miejsce w okresie 1000-1500 n.e. Cała historia starożytna Greków, Rzymian oraz Egipcjan  została włączona do średniowiecza. Dlatego jest ona krótsza od klasycznej chronologii.

Już od dawna różni rewizjoniści tworzyli własne koncepcje chronologii, skracające historię starożytną przez eliminację różnych okresów wieków ciemnych. Nowa Chronologia jest jednak jak dotąd najbardziej radykalna i odrzucona przez uznanych historyków jako sprzeczna z metodami datowania bezwzględnego i względnego.[1]

Już XVII wieku Jean Hardouin sugerował, że wiele starożytnych dokumentów jest młodszych, niż się je datuje. W 1685 roku opublikował wersję Historii naturalnej Pliniusza Starszego, w której twierdził, że większość tekstów greckich i rzymskich została podrobiona przez benedyktynów. W tym samym czasie Izaak Newton, sprawdzając aktualną chronologię starożytnej Grecji, Egiptu i Bliskiego Wschodu, w oparciu o dzieło Apolloniosa z Rodos pt. Argonautica, zmienił tradycyjne datowanie wyprawy Argonautów, wojny trojańskiej i powstania Rzymu.[2]

W 1887 r. Edwin Johnson wyraził opinię, że wczesna historia chrześcijaństwa była w dużym stopniu sfałszowana w II i III wieku.[3] Nieco później, w 1909 r., Otto Rank zanotował powtarzanie się tych samych elementów w różnych kulturach historycznych: „…prawie wszystkie ważne cywilizacje ludzkie miały wcześnie wymyślone mity, w których wychwalano ich bohaterów, mitycznych królów i książąt, założycieli religii, dynastii, imperiów i miast – w skrócie, narodowych bohaterów. Szczególnie historia ich urodzin i wczesnych lat życia jest zaopatrzona w fantastyczne cechy; niesamowite podobieństwo, niedosłowna identyczność tych opowieści, nawet jeśli odnoszą się do różnych, kompletnie niezależnych osób, czasem geograficznie odległych od siebie, była dobrze znana i stanowiła obiekt dociekań wielu”.[4]

Na początku XX wieku Nikolai A. Morozov spekulował, że większość historii ludzkości została sfałszowana.[5] Jego teorie chronologii Środkowego Wschodu i Izraela przed I w. p.n.e. zainspirowały w 1973 roku A. Fomienko. Niedługo potem, w 1980 r., razem z kilkoma kolegami z wydziału matematycznego Uniwersytetu Moskiewskiego, opublikował on kilka artykułów ze swoimi teoriami w czasopismach naukowych, wzbudzając wiele kontrowersji wśród historyków.

Teoria Nowej Chronologii opiera się na zastosowaniu trzech głównych metod:

  1. Metoda statystyczna analizy kronik – odkryte dzięki niej duplikacje w historii.
  2. Astronomiczne datowanie horoskopów egipskich na XI-XIX w. n.e.
  3. Datowanie uzyskania danych zawartych w Almageście Klaudiusza Ptolemeusza na 600-1300 n.e.

Fomienko za zmianę chronologii obarcza winą ludzi Kościoła i średniowiecznych mnichów, którzy historię chcieli dopasować do kościelnej wizji. Główne źródła błędów w chronologii widzi w pracach pierwszych chronologów z XVI i XVII w.

Argumentuje, że datowanie radiowęglowe i dendrochronologia są mało wiarygodnymi metodami, zwłaszcza w stosunku do starożytności. Wyniki datowania C14 i badania słojów drzew dają zupełnie inne rezultaty, w których błąd przekracza 600 do 1800 lat.

Główne tezy Nowej Chronologii to:

  • Historia i chronologia starożytna jest w miarę wiarygodna od XI w. n.e. Starożytna historia Grecji, Rzymu i Egiptu to tak naprawdę czasy średniowieczne. Piramidy egipskie powstały ok. XIV–XVI w.[6]
  • Stary Testament opisujący średniowieczną Europę powstał stosunkowo niedawno (XVI w. lub później). Nowy Testament, psalmy i pozostałe teksty mogły powstać wcześniej.
  • Jezus Chrystus żył w XII wieku n.e. i został ukrzyżowany w 1185 roku w Yuşa Türbesi.
  • Jerozolima opisana w ewangeliach, Troja i Yoros Kalesi są tym samym miastem. Wojna trojańska i wyprawy krzyżowe były tymi samymi wydarzeniami.
  • Średniowieczna mongolska horda była naprawdę rosyjską profesjonalną armią (Kozacy), która już od XIV wieku podbijała Eurazję.
  • Proniemiecka dynastia Romanowów fałszowała i cenzurowała historię Rosji na polecenie Zachodu i w swoim własnym interesie.

Teorię Fomienki większość historyków uważa za pseudonaukową. Jej krytykiem jest m.in. Witalij Ginzburg, który jest laureatem nagrody Nobla w zakresie fizyki oraz członkiem Komisji Zwalczania Pseudonauki i Falsyfikacji Badań Naukowych Rosyjskiej Akademii Nauk.[7]

Książka „History: Fiction or Science?”, która stanowi podstawę teorii Nowej Chronologii, ukazała się w czterech tomach. Anatolij Fomenko i Gleb Nosowskij opublikowali do tej pory ponad 100 publikacji, które sprzedały się w liczbie 700 tysięcy egzemplarzy, a ich teorię popierają m.in. Garri Kasparow, Eduard Limonow czy Aleksandr Zinowjew.

Nowa Chronologia intryguje i każe się bliżej zastanowić nad rewelacjami np. dotyczącymi podobieństw bitwy nad Tołężą a wojną trojańską, opisów Homera związanych z Morzem Bałtyckim a nie Śródziemnym (Felipe Vinci), biblijnych kłamstwach o Żydach rzekomo przebywających w Egipcie (Ashraf Ezzat), czy teorii polarnej Tilaka. Może to wszystko bzdury, ale przydałoby się więcej rzeczowych i przekonujących kontrargumentów przeciwko poglądom tych autorów, a nie tylko ironiczne wykpiwanie ich i przypinanie łatki oszołomów, głosicieli pseudonauki czy autorów-dorobkiewiczów.

Dla sprawy związanej z wiarą Słowian ma to kolosalne znaczenie, gdyż powstaje ryzyko konieczności odrzucenia, i tak skromnych, najstarszych źródeł pisanych, jako podejrzanych, a tym samym, w kwestii rekonstrukcji słowiańskich wierzeń, zachodzi potrzeba oparcia się na innych dyscyplinach naukowych, głównie etnografii, lingwistyce, archeologii itd.

 

Tomasz Kosiński

05.10.2019

 

[1] Sheiko Konstantin, Lomonosov’s Bastards: Anatolii Fomenko, Pseudo-History, and Russia’s Search for a Post-Communist Identity,. University of Wollongong Library, 2004

[2] Newton Isaac, The chronology of ancient kingdoms amended. To which is Prefix’d, A short chronicle from the First Memory of Things in Europe, to the Conquest of Persia by Alexander the Great, 1728

[3] Johnson Edwin, Atiqua Mater: A Study of Christian Origins, 1887

[4] Rank Otto, Der Myths von der Geburt des Helden, 1909

[5] Morosow Nikolai A., Откровение в грозе и буре. История возникновения Апокалипсиса (Objawienie w burzy i gromie. Historia pochodzenia Apokalipsy), Sankt Petersburg 1907

[6] Fomenko A.T., Nosovskiy G.V., Ancient” African Egypt as part of the Christian “Mongolian” Empire of the XIV-XVI century – its primary necropolis and chronicle repository, [w:] Empire

[7] Ginzburg Witalij, Pseudoscience and the Need to Combat It, [w:] Nauka i Zhizn’ N 11, 2000; http://www.nkj.ru/archive/articles/5372/

Kamienie mikorzyńskie

Kamień mikorzyński z konikiem

W lipcu 2017 dzięki czasowej wystawie podczas Nocy Muzeów, miałem wyjątkową okazję obejrzeć Kamienie mikorzyńskie w Muzeum Archeologicznym w Krakowie, które są trzymane zazwyczaj w magazynie i uznawane przez oficjalną naukę za fałszerstwo, bo widnieją na nich runy słowiańskie i wizerunek Prowe podobny do tego z idoli prilwickich, które też uznano za mistyfikację.

To przykład ciekawej, acz idiotycznej argumentacji “naukowej”. Idole prilwickie uznano w Polsce za falsyfikaty, gdyż m.in. widniał na nich wizerunek Prowe, który wg kronikarzy nie miał żadnych wyobrażeń u pogańskich Słowian. Skoro na tej podstawie uznano Idole prilwickie za fałszerstwo to również kamienie mikorzyńskie z wizerunkiem Prowe też są podrobione.

Drugim niby dowodem mającym potwierdzać fałszerstwo są runy widoczne na kamieniach, tak jak na idolach prilwickich, nie wszystkie podobne do skandynawskich. Skoro oficjalna nauka nie uznaje istnienia run innych niż germańskie, to wszystkie artefakty z takimi rurami muszą być uznane za fałszywe.

Co za pokrętny sposób myślenia.

 

Tomasz Kosiński

18.09.2016

 

[modula id=”582″]

 

 

British Museum – magazyn brytyjskich zlodziei

etruski grobowiec

W lipcu 2017 po raz enty zwiedzałem British Museum. Ten magazyn skradzionych przez Brytyjczyków artefaktów z całego świata wielu zachwyca, a mnie zawsze martwił. Duma z grabieży i podbojów mnie nie przekonuje. Jak patrzę na wyrwane z murów bramy, pomniki, płaskorzeźby, mumie, wazy czy głowę z Wyspy Wielkanocnej to łza się w oku kręci. To obraz grabieży na globalną skalę. To już wiecie dlaczego zwiedzane historyczne miejsca w Grecji, Włoszech, czy Indiach, stoją puste. Tam gdzie byli brytyjscy żołnierze lub badacze niewiele zostało. Większość wywieziono do Londynu i teraz eksponuje się właśnie w British Museum.

Ciekawostką są bardzo skromne zbiory z ziem słowiańskich. Do niedawna myślałem, że to tylko kwestia pangermańskiej propagandy historycznej jaką przeniknięta jest brytyjska nauka. Wszędzie możemy przeczytać o germańskich korzeniach Brytyjczyków i innych etnosów Europy.

Muzeum Brytyjskie zwiedza setki tysięcy osób rocznie. Oglądają artefakty i czytają opisy. O Słowianach jest zaledwie…jedna gablota. Jaki zatem obraz historii mają te tysiące ludzi z całego świata codziennie zwiedzający to miejsce?

Wczoraj uświadomiłem sobie jednak jeszcze jedną rzecz. A może poza propagandą historyczną, brak słowiańskich artefaktów wynika z tego, że Brytyjczycy nigdy nie podbili naszych ziem. Więcej naszych skarbów można znaleźć w muzeach w Sztokholmie, Moskwie czy Berlinie.

Tym razem będąc w British Museum wiele uwagi poświęciłem m.in. Celtom, wikingom, Anglo -Sasom, Fenicjanom, Etruskom. Znalazłem na przykład wiele podobieństw kulturowych Etrusków do ludów nadbałtyckich. A statuetka etruskiego lwa ze zbiorów British Museum jest niemal identyczna z posążkiem Czernoboga z Retry ukrywanym w podziemnych magazynach niemieckiego muzeum w Szwerinie, które udało mi się dzięki szczęściu i fortelowi przebadać oraz sfotografować latem zeszłego roku.

Chciałem znaleźć też coś o Scytach i Sarmatach, ale akurat zabrano scytyjskie artefakty do przygotowywanej we wrześniu specjalnej wystawy pod znamiennym tytułem “Scytowie – wojownicy antycznej Syberii”.

W każdym bądź razie udało mi się zebrać sporo materiałów do moich kolejnych książek, które ukażą się niebawem.

 

Tomasz Kosiński

12.08.2017

 

[modula id=”601″]

 

 

Lechicki poczet w niemieckiej kronice

poczet lechicki w niemieckiej kronice

Wielu kpi z Kadłubka, wychwalając Thietmara i innych niemieckich kronikarzy, uznając ich za wiarygodne źródła wiedzy, w przeciwieństwie do polskich. Zatem, jak ktoś wierzy tylko Niemcom to zapraszam do przejrzenia pruskiej kroniki z wykazem całej dynastii lechickiej od Lecha I, poprzez Kraka, Wandę i Popiela…i co ciekawe pochodzi z 1864 roku, kiedy już nagmatwano dużo w historii polskiego państwa pod zaborami.. a kilka lat po powstaniu styczniowym 1863 r. zaczęto nam pisać historię już całkiem na nowo, którą znamy do dziś z podręczników, jako programowanie niewolniczych umysłów podbitych narodów…

 

Die Theilung Polens in den Jahren 1773, 1793, 1796 und 1815 nebst einer

 

Tomasz Kosiński

14.08.2016