Odkrycia archeologiczne stanowią cenny wkład naukowy w temacie poznania naszych dziejów. Problemem niestety w tej dziedzinie są politycznie uzasadnione interpretacje znalezisk, co powoduje przekłamywanie, a nie odkrywanie historii. Przykładowo, archeolodzy, którzy przyjęli fałszywy paradygmat allochtonizmu Słowian, wszystkie artefakty ze słowiańskich ziem datowane na okres sprzed rzekomego przybycia tego ludu ze wschodnich rubieży Europy, przypisują je innym ludom.
Smutnym przykładem braku logiki we wnioskowaniu archeologów, w obliczu dowodów archeogentycznych o zasiedzeniu Polaków na swych ziemiach co najmniej od epoki brązu, jest twierdzenie, że nasi przodkowie byli tu od dawna, ale nie można ich nazywać Prasłowianami, bo kultura słowiańska miała się pojawić w VI wieku. Czyli lud naszych dziadów był tu od dawna, jak się już okazuje, ale kultura słowiańska spadła mu z nieba chyba.
Nie bierze się tu pod uwagę, że ludzie zmieniają obyczaje, a kultura stale ewoluuje, albo, jak to miało miejsce u schyłku starożytności, na skutek upadku Cesarstwa Rzymskiego i wędrówek ludów, nastąpił regres. Tę właśnie zubożałą formę kulturową z tego okresu archeolodzy nazywają słowiańską, co jest oczywiście sprawą umowną, ale jednocześnie krzywdzącą i nieprawdziwą.
Za dużo tej polityki w naukach historycznych mamy, a archeolodzy należą niestety do najbardziej opornych na wiedzę, wciąż sukając wymówek, że jakoby archeogenetyka nie może nam nic powiedzieć o kulturze. Z drugiej strony krytycy metody archeologicznej w kwestii badań etnogenetycznych mówią, że “garczki nie gadają”.
Jednak takie odkrycia jak sprzed kilkunastu lat pod Dołężą, gdzie znaleziono tysiące artefaktów w bagnie doliny rzecznej, około 100 kilometrów na południowy-zachód od Szczecina, udowadniają, że historycy mogą tylko rozłożyć ręce, bo nikt o takej wielkiej bitwie nie napisał. Jest ona datowana na 3350 lat, a wśród szczątków znaleziono m.in. genotyp podobny do współczesnych Polaków, co już samo w sobie jest dowodem na obalenie koncepcji allochtonicznej.