Kilka słów o tzw. Kronice Prokosza

Okładka "Kroniki Prokosza"

Chyba najbardziej komentowanym i wzbudzającym największe emocje zabytkiem piśmiennictwa historycznego w Polsce była tzw. Kronika Prokosza, wydana w 1825 r. przygotowanego przez Hipolita Kownackiego pt. „Kronika Polska przez Prokosza w wieku X napisana. Z dodatkami z kroniki Kagnimira, pisarza wieku XI, i z przypisami krytycznemi kommentatora wieku XVIII”. Cały tekst obejmuje wypisy z różnych kronik, a Kownacki w swoim wydaniu starał się oddzielić to, co miało pochodzić od samego Prokosza, od komentarzy kompilatora, co mu zresztą niezbyt udolnie wyszło.

Ze względu na istniejące wokół niej kontrowersje, jak również wciąż toczącą się na ten temat dyskusję, przywołaną po latach przez jej reprinty i liczne odwoływania do niej przez J. Bieszka w swoich książkach, zajmiemy się tym artefaktem bardziej szczegółowo.

Wydanie z 1825 r. powstało na podstawie rękopisu, który miał znaleźć na żydowskim kramie w Lublinie generał Morawski. Rękopis ten znajduje się obecnie w Bibliotece Narodowej, nr akc. 6940 (Archiwum Wilanowskie, sygn. 218).

Dzieło, którego autorem ma być benedyktyński arcybiskup krakowski Prokosz, ma według Dyamentowskiego pochodzić z 996 roku, co już samo w sobie jest mało wiarygodne, bo wtenczas raczej żadnych benedyktynów w Polsce nie było (aktywni dopiero w XII w.). Kownacki jednak jest pewny istnienia benedyktyna, pierwszego na katedrze krakowskiej arcybiskupa Prokosza, koło roku 896, zmarłego w 986. Mamy zatem tutaj 10 lat różnicy między datowaniem Kroniki Prokosza przez Dyamentowskiego a śmiercią owego biskupa, co może być zwykłym błędem edytorskim, ale wprowadzającym niepotrzebne zamieszanie. Wydawca odwołuje się tu do opinii kronikarza Baszko, który miał uznawać, że kronikę tę napisał Prokulf (ewentualnie dopisał dzieje Mieczysława i dociągnął kronikę do 992 r.), drugi biskup krakowski, zmarły właśnie w 996 roku. 

W Katalogach biskupów krakowskich widnieje Prohor (łac. Prohorius, pontyfikat 969-986), który może być utożsamiany z Prokoszem, domniemanym autorem kroniki.[1] Jego imię odnotowuje najstarszy znany z redakcji z 1266 w Rocznik kapitulny krakowski (Haec sunt nomina pontificum cracoviensium Prohorius, Proculphus, Poppo, Gompo, Rachelinus, Aaron archiepiscopus quintus, Sula cognominatus Lamberlus, beatus Stanislaus Martyr) oraz Rocznik Traski (Prohorius primus episcopus Cracoviae ordinatur)[2], nie podano tam jednak lat ordynacji pierwszych biskupów w Krakowie. Najprawdopodobniej związany był z biskupstwem praskim bądź ołomunieckim, a działalność w Krakowie jako biskup misyjny mógł rozpocząć pomiędzy rokiem 970 a 974 i kontynuować do 986.

W innym miejscu wydawca przytacza przypiski komentatora przekonując, że Prokosz nie w wieku X, ale w XII tę historię pisał, gdyż przywołuje on nuncjusza papieża Jana XIII pod imieniem Idziego, który miał być przysłany do Polski, by podzielić ją na diecezje. Papież Jan XIII urzędował co prawda w X wieku, ale kardynał Idzi jest wzmiankowany w wieku XII, zatem to z tego okresu mają pochodzić zapiski Prokosza.[3]

Zdaniem Lelewela, który niedługo po wydaniu rękopisu Morawskiego, znalazł podobny w Wilnie, to Przybysław Dyamentowski (ur. 1694, zm. 1774), miał spreparować ową kronikę. To on jest podpisany na odnalezionym w klasztorze benedyktynów egzemplarzu brata Feliksa Towiańskiego, datowanym na 1764 rok. Miał on nad nim pracować od lat młodzieńczych (prawdopodobnie od 1711, kiedy to ukazało się nowe wydanie Kroniki Długosza, które mogło być jego inspiracją), aż do końca życia.

W recenzji Lelewela czytamy o tym „summa zaś, albo krótkie Polski zebranie, jest to: począwszy od roku 550, którego Lech wielki do Polski przyszedł, aż do roku pańskiego 1711, polski naród stoji już szczęśliwie lat 1161 (p. 24): a z tąd wnosićby można, że to jest data pisania téj kompilacji, albo że jeżeli nie jest to znowu czego nieco dawniejszego przywiedzenie, że jest datą, w którym kompilator swoję kompilacją klecić rozpoczął. Może to być rok rozpoczęcia, gdyż jeszcze późniejsze w nim daty dostrzegam. Pomiędzy dziełami przezeń używanemi, drukowane są z wieku XVI, albo XVII przed rokiem 1700 z druku wyszłe, atoli oprócz tych, dwa są po tym 1700 drukowane dzieła: takiém jest wydanie Lipskie Długosza z 1711 roku, oraz zbiór kronik Sommersberga w 1729 ogłoszony, z tego zbioru, a nie z kąd jinąd przytaczane są kronik Bogufała i Szląskich karty. Tym sposobem, są ślady oczywiste że między 1711 a 1730, kompilator nad swoją kompilacją pracował.”

Jego praca polegała na wplataniu ewidentnych wymysłów między fakty historyczne z innych kronik, dlatego nie można odrzucać wszystkiego, co w niej napisano. Ta mozolna praca wygląda na nieskończoną, co Lelewel w swojej recenzji ujął słowami: „tyle zmyślonych i fantasticznych a śmiesznych i dziwacznych przyswojiła sobie osobliwości, i to pewna że po długiéj i obszérnéj pracy, została niewykończoną (…) że robota jest niewykończona, dowodem tego jest,

1, że lata wieku XIII, mniéj są wypracowane od lat wieku X, a te, mniéj od początkowych;

2, że po wielu bardzo miejscach są pozostawiane okienka białe, do wpisania, nietylko nazwisk i wyrazów, ale wielu linij i perjodów, pozostawiane nawet białe półarkusze do dokomponowania całych paragrafów;

3, że rozdział siódmy, bardzo jest nieszykownie ułożony, bo po ochrzczeniu Mieczysława, jeszcze o nim jak o poganinie mowa, bo są odwołania do własnych opowiadań które się nieznajdują, jako naprzykład, o opowiadaniu chrześciaństwa przez świętego Wojciecha.

A niewykończenie takowe wynika, nie z przepisania, ale z samego przepisywanego originału, ponieważ w obudwu kodexach rękopiśmiennych, w tém co obadwa w sobie mają, jednostajne są defekta, w obu jednostajnie są zostawione do zapełnienia okienka, zakątki i białe kartki.”

Już na samym wstępie swojej krytyki Lelewel tak pisał „O jile ważne i drogie są dla nas zabytki dziejów ojczystych, o tyle z drugiej strony, strzec należy, aby bezkarnie pod jimieniem dawnych kronik, nie wychodziły na widok publiczny zbiory niezdolne wytrzymać żadnej historicznéj kritiki i niemające cechy wiarogodności. Do takowych utworów, należy niezaprzeczenie kronika Prokosza. Lubo samo jej przeczytanie, bez dalszych badań już dostatecznie przekonywa, że dzieło to na żadną wiarę niezasługuje, jako obejmujące mnóstwo sprzeczności, anachronismów, płonnych domysłów, niezgodne z obyczajami i duchem czasów w niej opisywanych, opartych wyłącznie, na przyjętych i upowszechnionych o początku narodu polskiego bajkach, które tylko rozszerza, i uzupełnia wszelako nieodrzeczy sądziłem, zwrócić na nie uwagę, nie tak dla zbicia twierdzeń Prokosza, jako raczej dla wyszukania, z kąd podobne zmyślenia pochodzić mogą?”.[4]

Lelewel wyjaśniał, że „Autor téj kroniki, jest kompilator niemałej inwencji. Czytał bardzo wielką liczbę dzieł rzeczywiście existujących i zmyślonych, krajowych i cudzoziemskich, a mia nowicie niemieckich; z nich przywodzi co rzeczywiście mówili, a czasem i to czego niepowiedzieli; a to wszystko, nie dla kłamstwa, nie dla żartu, ale na serjo, aby zupełniejszą historją polską napisać.”

Nie wiedzieć czemu Bieszk, gloryfikujący Kronikę Prokosza, nie wspomina o tym, że w jej tekście jest informacja o żydowskim pochodzeniu imienia Lech. Lelewel jednak dostrzega to w tekście rękopisu „Zrazu zajmuje go Lech, który według Prokosza był prawnukiem Jawana i wraz po potopie panował. Jakoż, mówi nasz kompilator: podobieństwo wielkie, ponieważ to jimie jest pure hebrajskie, jakto widać z księgi paralipomenon cap. IV, v. 21 (p. 19), gdzie wymieniony jest między Izraelitami do ziemi obiecanéj wracającemi, Lech żyd z pokolenia Juda. Lech ten po potopie panujący, zmienił w herbie ciołka na orła białégo.” Jest to oczywiście usilna próba wyprowadzenia rodowodu Polaków z Biblii, a jedyną możliwością jest odwołanie się do jakiegoś żydowskiego potomka tam wymienionego. Kompilator nawiązuje tym samym do trendu z czasów renesansu dotyczącego szukania biblijnych korzeni narodów, który widoczny jest także u polskich kronikarzy z XVI wieku. Ma to najprawdopodobniej dodatkowo uwiarygadniać powstanie kompilacji i pisanie komentarzy właśnie w tym okresie.

O czasach Mieczysława (Mieszka I) kompilator tak pisze, według Lelewela: „O Mieczysławie jest cały długi siódmy rozdział Cztéry widoki naszego kompilatora, z niemałą dokładnością zajmują. Ochrzczénie się Polski, bałwochwalstwo, pozakładanie biskupstw i wojny Mieczysława. W pierwszych dwóch razach jest baśniarska gadanina, na posadzie rzeczywistéj inwentowana; w jinnych dwóch razach, o tém tylko gada co zmyślone, a nic prawdziwego nie pisze. Jeszcze i w tym razie jimie Prokosza jest duszą całego konceptu. A ponieważ, mówi Kompilator, jednego dnia niemogli się wszyscy Polacy ochrzcić, więc książe Mieczysław pod konfiskacją dóbr i kary wygnania z Polski przykazał, żeby po miastach znaczniejszych oraz miasteczkach i wsiach, wszystkie pokruszywszy bałwany i one w jeziorach lub téż w jinnych potopiwszy wodach, albo téż poprzywalawszy kamieniami, dnia 7 marca, wszyscy chrzest przyjęli Polacy.” Nawet wymienia z nazwiska panów, którzy się wówczas z księciem Mieczysławem pochrzcili, wśród których oczywiście nie może zabraknąć Toporczyków.

Z treści Kroniki Prokosza dowiadujemy się też, że Mieczysław posiadał według obyczaju 7 żon. Wprowadził własne pieniądze ze srebra i brązu na wzór liścia, pieczętowane orłem (herbem królestwa) z literami henetyckimi (slawońskimi) i imieniem księcia. Zakazał też wwożenia obcych monet na teren kraju, wcześniej używanych w obiegu, głównie rzymskich. Po wygranej bitwie z Prusami Mieczysław złożył bogom ojczystym uroczyste ofiary oddając pod topór co wybitniejszych jeńców.

To dość ciekawe informacje i zapewne dlatego, że jest ich całkiem sporo, Lelewel pisał, że Prokosz intryguje, a przez to, iż kompilator posiłkuje się faktami z innych kronik, zasłużony historyk w swojej recenzji twierdził, że nie wszystko tam jest zmyślone.

Na koniec swojej krytyki Lelewel jednak nie zostawia na autorze tego fałszerstwa suchej nitki „Nad takiemi ramotami ślęczył niegdyś osowiały umysł, w pocie czoła i wytężonym koncepcie puszczał się na wybryki wysmażonych jigraszek i wymysłów. Zdumiony na te inwencje zdrowy rozsądek, pyta? czy to są żarty czy drwiny? czy niezgrabne oszustwo? z trudnością przyzwala na to, że to jest owoc obłędu, z trudnością niekiedy powściąga słuszny na nieszykowne i niezgrabne zmyślania i rzetelne fałsze, gniew, lub uśmiechem głuszy wzgardę obudzoną tém miałkiem niedołęstwem rozumu, który pozbawiony zacniejszych zatrudnień, upośledzony w wyższych zdolnościach, rzucał się w nikczemny i ckliwy zawód, jedynie czas i pracę do czego lepszego przeznaczoną marnujący; zawód bez najmniejszego użytku: ni tu poeta, ni historik, ani artista, ani przyjemnej lektury szukający czytelnik, dla siebie posilnego co znajdzie. Wydęta bańka, pęka i niknie przed każdym, jak znikomy sen myśli pozbawiony, co przy ocknieniu ulatuje. Jeden historik, znalazłszy w tym dowód podupadłego wieku, on jeden zniewolony jest do marnowania niemałego czasu, aby ocenić ten owoc pracy ludzkiej, pracy jałowej.”

Jeszcze krytyczniej wypowiadał się o tym „dziele” Wiszniewski, choć swoją opinię opierał jedynie na argumentach przytoczonych przez Lelewela.[5]

Natomiast H. Kownacki, wydawca Kroniki Prokosza z 1825 roku i jej łacińskiej wersji z 1827 r., a także Kroniki Kagnimira, do końca życia jednak nie przestał wierzyć w ich prawdziwość, a jego złudzenia podzielał m.in. Julian Ursyn Niemcewicz.

J. Tazbir tłumaczył, że Przybysław Dyamentowski zabrał się do pisania najstarszych kronik do dziejów Polski, gdyż był dotknięty „brakiem źródeł odnoszących się do najdawniejszej historii ojczyzny”. Miał on zamiar stworzyć szereg apokryfów, przypisując je takim kronikarzom jak Wojan, Prokosz (996), Zolawa (1067), Kagnimir (1070), Jardo (1100), Swietomir (1173), Boczula (1268) i innym.[6]

Ostatnio pojawiła się też nowa teoria dotycząca powstania tego kontrowersyjnego artefaktu. Jak twierdzi Piotr Boroń, Kronika Prokosza została napisana jako żart towarzyski około 1825 roku przez generała Franciszka Morawskiego. Co wiecej twierdzi on też, że generał Morawski, znany żartowniś, jest również autorem egzemplarza znalezionego w Wilnie rok później z datą 1764 i podpisem Dyamentowskiego, który to Morawski miał podsunąć Lelewelowi w celu zdemaskowania fałszerstwa. Sama postać Dyamentowskiego, jak i i wszystkie pozycje z jego zbioru też miały być wymyślone przez Morawskiego, możliwe, że przy wsparciu przyjaciela Andrzeja Koźmiana, kolekcjonera starożytnych ksiąg i właściciela m. in. oryginalnego wydania Sarnickiego z autografem autora. Celem tego dość wyszukanego żartu miało być naigrywanie się z Jaksy Marcinkowskiego herbu Topór, marnego poety, dumnego ze swego pochodzenia, którego Morawski oficjalnie wspierał ale de facto naśmiewał się z jego megalomanii i wierszoklectwa. Dlatego tak wiele informacji mamy tutaj o członkach rodu Toporczyków, a nawet ich dokładną genealogię.[7]

Jak pisze H. Kownacki w swoim rękopisie z m.in. rozdziałem VII Kroniki Prokosza, niewydanym w 1825 r., istnienie Dyamentowskiego potwierdza jednak biskup kijowski Załuski, któremuż to najprawdopodobniej podsunął on Kronikę Nakorsza Warmisza, dumę jego biblioteki, choć w dziwnych okolicznościach potem ona zaginęła (wypożyczona z biblioteki, nie wróciła do niej). W Rękopismie o Literaturze Polskey Załuski wspomniał Dyamentowskiego jako współczesnego:

„Pan Dyamentowski Drya Przybysław mąż biegły

Równie w dziejach Polskich i Genealogiach.

Zbiera gdy ia to piszę Genealogią

Panów Bielinskich. A że ci też Juraszwie

Isć mogę pozyskować z czasem z iego pracy.”

Trudno zatem zakładać, że i z nim generał Morawski był w zmowie przy kręceniu całej intrygi. Wszystko wskazuje na to, że Morawski wykorzystał jedynie materiały Dyamentowskiego, które wpadły mu w ręce przez koligacje rodzinne z Łubnieńskimi, posiadającymi skrzynię z rękopisami Dyamentowskiego.

Co więceje, istnienie Żyda, który był posiadaczem rękopisu z Kroniką Prokosza, o którego straganie mówił Morawski, potwierdza wydawca dzieł Lelewela J. K. Żupański „Był w Lublinie r. 1823 zacny Izraelita, przezwany jednookim; nieco literat , skupował stare księgi, szpargały, a między XI niemi nalazła się i kronika Prokosza, w której od razu coś nadzwyczajnego upatrywał. Ustąpił jej swojemu znajomemu P. J. Ostrowskiemu, którego publiczność lubelska także uczonym mianowała, wyrzucając mu przecież, że z żydem w blizkich przyjaznych był stosunkach. Ostrowski od niego powziął wiadomość, że mieszczanin Kazimierza nad Wisłą posiada wiele ksiąg dawnych i rękopismów. — Tę wiadomość i o znalezieniu Prokosza udzielił natychmiast Morawskiemu, który móg się za jąć i zaniechał.”[8]

W każdym bądź razie wszystkie prace ze zbioru Dyamentowskiego oficjalnie uznawane są za fałszerstwa, także i zaginiona Kronika Nakorsza Warmisza ze zbiorów Załuskiego.

O słowiańskich wierzeniach dowiadujemy się w rozdziale VII kroniki Prokosza, nigdy nie wydanego drukiem po polsku, a znanego dotychczas z rękopisu H. Kownackiego (sporządzonego po 1831 r., gdyż we wstępie odnosi się do wydań z 1825 i 1831 r.), zachowanego w Bibliotece Narodowej, w którym były akurat m.in. opisy słowiańskich bogów. Wspominał o nich także Lelewel w swojej krytyce, twierdząc, że informacja o słowiańskich bogach znajduje się w posiadanym przez niego egzemplarzu tzw. Towiańskim (od nazwiska jego posiadacza, zakonnika z Wilna).[9]

Dwa lata po pierwszym wydaniu kroniki, w 1827 roku, ukazało się jej łacińskie tłumaczenie, już z wymienionymi bogami-bohaterami (Trzy, Żywie, Jesse, Nyja, Marszyn, Lado, Lel, Polel-Polak), ale nie wiadomo czy na podstawie oryginalnego rękopisu spisanego po łacinie, czy też jako tłumaczenie dwóch zachowanych egzemplarzy po polsku (Morawskiego i Towiańskiego), bo wydawca o tym nie informuje.[10]

Reprinty tej kroniki w ostatnich latach przygotowały dwa wydawnictwa: Armoryka (2015) i Bellona (2017), a pominięty VII rozdział publikuje J. Bieszk w jednej ze swoich książek.[11]

Ze względu na wszystkie wątpliwości związane z wiarygodnością tego opracowania, należy zachować szczególną ostrożność w wyciąganiu na tej podstawie zbyt pochopnych wniosków. Mimo wszystko chyba warto się zapoznać przynajmniej z mało znanym tekstem o wierzeniach Polaków z rozdziału VII, choćby z samej ciekawości.

Z recenzji Lelewela do polskiego wydania tej kroniki z 1825 r. oraz jej łacińskiej wersji opublikowanej w 1827 roku, a także rękopisu w języku polskim rozdziału VII (przepisanego przez pasjonata historii Waldemara Wróżka i udostępnionego przez niego w internecie oraz w publikacji Bieszka), dowiadujemy się, że domniemany autor kroniki niejaki Prokosz uznawał wielu słowiańskich bogów za deizowanych bohaterów. Polacy mieli, poza wymienionymi bogami-bohaterami spisanymi z panteonu Długosza, czcić także słońce, księżyc i planety, a pochówki ciałopalne zapożyczyli od Rzymian.

Czytamy tam: „Bogowie których porzucił Xże Mieczysław i Polacy (których Oyczystemi zwano) byli Marzanna Jessa Ladon Nya Lel Polel Trzy Potrzy. Mieli oprócz tych Polacy za Boga Słońce i Miesiąc, które planety między wszystkiemi naystarszemi u nich byli Bogami.”[12]

Dalej napisano: „Zkąd snadno można poznać iż te narody w bliskim czasie po potopie świata w sprośne bałwochwalstwa wpadłszy potym z ludzi Rycerskich królów i wodzów, dla znamienitych ich dzieł poczyniło sobie to iakich świętych: których potym w prostych wiekach gruba prostota (przez diabła oyca kłamstwa i zdrady, który pierwszych rodziców bogami chciał uczynić omamiona) porównawszy ich do słońca i Xiężyca, na ostatek w bogi przemieściła: którym pewne ustanowiwszy ku czci święta uroczyste sprawowali offiary z bydląt ptactwa a częstokroć i ludzi samych. W tym iednakże sprośnym błędzie pogaństwa mieli w sobie iskierkę cnoty że dobrze rozumieli o nieśmiertelności dusz ludzkich po śmierci.

Pogrzeby ich w lasach zwyczaynie albo też w polach bywały: gdzie grzebiąc swoie umarłe mogiły z kamienia nakształt piramid albo pagórków ku górze ułożone umyślnie wystawiali. Co długi czas w Polszce zachowywano. Niektórzy zaś z nich przeiąwszy sposób od Rzymian (zwłaszcza którzy pozachodzili albo też zabrani byli pod czas woyny z Rzymskich prowincyi) palili trupy i popioły w trunnach kamiennych, albo też w trwałych iakich naczyniach w ziemi zakopywali: które i do dziś dnia ieszcze na wielu mieyscach znaydowane bywaią.”

Autor rękopisu nie wiedzieć czemu powtarza dalej przytoczoną wcześniej informację o deizacji bohaterów, co wygląda na nie do końca zedytowany tekst całości: „Według Prokosza Bogowie, których do czasu Mieczysława Xcia czcili Polacy, byli ze starodawnych ustanowieni Królów i Wodzów tego narodu walecznych; których dla znamienitych dzieł protektorami niby wprzód poczyniwszy, tychże potym samych (albo przez zapomnienie wiekom wkorzenione, albo też przez wyniosłość swoich Królów, czyniąc tym godności królewskiey i imieniowi wieczną sławę) w bogów sobie zamienili.”

O Jessie, głównym bogu Polaków kompilator informował, że według Prokosza: „walecznym będąc Lechitów królem około Roku świata 2385 dla znamienitych swoich dzieł, uroczystym za patrona poświęcony był obrządkiem... Tego tedy Jessa rozumieli Polacy za naybliższym wszechmocnych Bogów: i onego prosili aby o doczesnych ich dobrach tak w szczęściu iako nieszczęściu maiąc staranie, zanosił do Bogów swoią instancyą i łaskawym ich był orędownikiem: rozumieiąc że iako ten król łaskawym szczodrobliwym i miłosiernym za swego królowania był dla poddanych panem, tak i po śmierci (ziednawszy tym sobie u nieśmiertelnych Bogów łaskę) miał im podobnie oświadczać te łaski do których udzielania tak mocno za życia był przywiązany.”

Według niego Prokosz wyraźnie pisze, że „Marszyn był król Słowiański osobliwie woienny i waleczny, tak iż cały czas swego panowania nieustannie woiuiąc zawsze nad swoiemi tryumfował nieprzyiaciołami. Otóż ludzie rycerscy czyniąc tym samym iego dzielności pamięć (o którey rozumieli że od Bogów miał onę udzieloną) po śmierci wykrzyknąwszy go świętym człowiekiem, za patrona go Żołnierskich dzieł swoich portanowili: Któremu pod woyny swoie życie swoie szczęście polecaiąc, prosili onego aby im to u nieśmiertelnych wyrobił Bogów "żeby mieli ducha woiennego, żeby zawsze mogli być walecznemi, i we wszelkich, tak iako on szczęśliwi potyczkach ...” Zatem zamiast wspomnianej wcześniej Marzanny mamy faktycznie Marszyna wojowniczego.

O Nyi natomiast konkludował tak: „Że Pluto nie mógł być nigdy Nyą ponieważ ta Nya będąc u Słowianskich narodów królową i ostatnią białey płci Lecha potomką, panowała tego czasu kiedy sławny Herkules Lybius żył na świecie: który gdysię w północnym poiawił kraiu, wszystkie prawie lustruiąc państwa i onę z oppressyi własnych poddanych wyrwał iako wyraża Prokosz. Miała z nim synów trzech: z których naystarszy Szczyth, który Słowianskici narodów rodzay rozmnożył ... A ponieważ pomieniona Nya po odeyściu potym Herkulesa do Włoch szczęśliwie i łaskawie tym tu panowała narodom, atoż grube pogaństwo czyniąc iey w tym samym wdzięczność wprzódy między święte dla osobliwszych cnót, a potym zaś między boginie onę policzył. Gdzie wystawiwszy iey w stołecznym mieście Lemissal wspaniały kościół, ku czci teyże wystawiło statuę na ołtarzu. A lubo potym to miasto od króla Polaka swoie Starożytne imie na Gniezno przeniósł, bożnica iednakże raz oney postawiona trwała pod iey imieniem nieodniennie aż do czasu Mieczysława.”

Co więcej w przypadku Nyi, która miała być w związku z Herkulesem, kompilator powołując się na Prokosza odwołuje się w przypisach do Diodora Sycylijskiego II i Pliniusza VII, choć nie ma w tych źródłach mowy o żadnej Nyi, ale o Echidnie i Alazji, co wnikliwie sprawdził Lelewel. Potwierdza to jedynie radosną twórczość i nadinterpretacje dokonywane przez kompilatora tejże kroniki.

O Lado z kolei pisał, iż „nie był Plutonem ale walecznym królem Sarmatów-Lechitów, którym około Roku świata 2568 zacząwszy panować po lat pięćdziesiąt czterech żyć przestał. Który ponieważ pomiędzy grubym owym narodem postanowił pewny porządek względem liczby żon, wychowania dzieci i zwyczaiów weselnych, atoż na zawdzięczenie mu owey cnoty za czasem ozdobiło go pogaństwo boską czcią, ogłosiwszy orendownikiem weselnych aktów, tak iako niegdyś wytworni grekowie wymyślili sobie sławnego Hymena. I od tego czasu na pamiątkę iego, każdego wesela kilka krotnie onego powtarzać zwykli... Według Prokosza Lib I., za którym i Kagnimir idzie, ten Łado król Lechitów miał za herb Lwa w koronie złotey wspiętego na poślednie nogi, a w przednich trzymaiącego miecz do góry wyniesiony na czerwonym szczycie: którego wszystkich Słowianskich narodów królowie pospolicie zażywali, i którego też potomność trwa ieszcze do tąd w wielu zacnych Polskiego Królestwa Familiach.”

Co ciekawe, raczej słusznie zauważa też, że „Według Długosza, Bielskiego Miechowity, Venus nazywała się u Polaków Dziedzilia według Kromera Zezylia według zaś Gwagnina Marzanna ... Ale to być nie może i ci w zdaniu swoim bardzo się zawodzą Autorowie, ponieważ czy to Dziedzilia czy dziedulia czy dziewonia czy dziewanna, czy na ostatek Zezylia iest iedno: i niebyła to Bogini ale bożek nazwany Żywie. Tego bożka była wystawiona na górze Grzegotka (od iego imienia Żywiec nazwaney) bożnica gdzie chołd pierwszych dni maia gwoli nabożeństwa wielkie zchodziły się tłumy. Tego zaś bożka w takim poszanowaniu mieli starodawni Polacy, że go równo w takowey kładli zacności, i tak o nim rozumieli iak Rzymianie o swoim naywyższym Jowisza: dla nie wesela (iako ci popisali historycy) ale życia uznaiąc go panem, upraszali onego o długi wiek i szczęśliwy: czyniąc mu pokłony swoie i ofiary na ten czas, kiedy który z nich usłyszał pierwszy raz kukawkę kukaiącą na drzewie w lesie albo też w sadzie: która po słowiansku nazywa się Zezula. Atoż takie mieli w tym swoie zabobony, że siła razy pomieniony ptak zakukał, tyle lat żyć ieszcze na świecie ominowali sobie: co nawet i do tych czas trwa ieszcze ten od pogaństwa wniesiony zwyczay w niektórych częściach Polski, w górach osobliwie między prostotą tamteyszych obywateli. Rozumieli tedy o tym Żywie bogu że on był naystarszy nad wszystkiemi bogami i całym rządzący światem: i że przemieniał się umyślnie w kukułkę aby ich o dalszym życiu przestrzegał którego użyczaą miał na dalszy czas z bliskiey swoiey łaskawości. Dla czego wielki był skrupuł ktoby się ważył zabić Zezulę: a kto zaś tego dopuścił się, ten występku tego życiem od zwierzchności przypłacić musiał... Jest zaś pewna że na Żywcu górze znayduią się w ziemi fundamenta iakiegoś gmachu i niby zamku: z kąd wnieść snadno że tam ludzie niegdyś zdawna mieszkali...”

Lelewel zwraca uwagę, że Dziedzilia, według kompilatora kroniki, to tak naprawdę bożek Żywie, jak inaczej zwano Herkulesa, który romansował z królową Nyją: „Tego tedy Herkulesa, nazywali starzy Polacy, Zewa, Deusza, to jest bóg żywy, którego bóźnica na górze Zywcu, zwała się Grzegrzołka. - Był to Herkules Dziedzilja bóg życia i dotąd jego pamięć trwa w zabobonnym u ludu kukułki zezulą nazywanej i w jéj kukaniu obserwacji.”

Tu warto zauważyć też, że skoro kompilator odwołuje się do Długosza (XV w.), Bielskiego (XVI w.), Miechowity (XVI w.), Kromera (XVI w.), Gwagnina (XVI w.), Sarnickiego (XVI w.), to jego komentarze, a tym samym cała praca, muszą pochodzić nie wcześniej niż z XVI wieku.

Komentator kroniki, powołując się na Prokosza, ma krytyczny stosunek do słowiańskiej bogini podobnej do Cerery, którą Długosz nazywa Marzanną. Wyraża to słowami: „Tu tylko należy mi obiaśnić co się tycze Cerery którą między bogami starożytnych Polaków niepotrzeboie w regestrze położono: ponieważ to iest rzeczą pewną że tey Polacy nigdy za boginią nieczcili ani nawet słyszeli o niey. Nowotni dzieiów pisarze przez płonne swoie domysły nawymyślali Polakom więcey ieszcze bogów niżeli onych w bożnicach swoich mieć mogli: a to tym sposobem że iednego bożka (coraz inaksze dawaiąc onemu nazwisko, albo odmieniaiąc imie każdy według swego upodobania) kilka razy opisywali, z iakimkolwiek do Rzymskich bożyszczów porównaniem, aby mieli przyczynę pisania i dysputy. Ja zaś w Prokoszu czytam i wyrażam że Polacy nie Cererę ale ZIEMNE to iest ziemię czcili za boginią taką, którey wszelki urodzay tak zboża iako i drzewnych owoców przypisywali. Jey osobliwszym sposobem dwa razy do roku czynili offiary: to iest raz kiedy dostawały zboża, a drugi raz kiedy ze drzew po otrząsali owoce. Na ten czas kiedy zebrali z pól do gumien swoich oracze, ziarna różnego rodzaiu przy offierze oney rzucaiąc na posąg prosili o żyzność albo urodzay roli: a kiedy zaś obrali z drzewa owoc upraszali aby obfitemi na przyszły urodzay czyniła drzewa w ich sadach.”

Podobna rzecz ma się jeśli chodzi o Lela i Polela: „LEL i POLEL według Długosza Miechowity i Kromera Castor i Pollux nazwani ... Ale to być nie może, i ci Autorowie dużo się wtym w zdaniu swoim zawiedli: ponieważ Castor i Pollux wyniesieni są od Greków na honor boski, a z Grekami nic nigdy nie mieli pierwsi Polacy ... Ale ponieważ nigdzie nie czytamy o tym żeby kiedy Słowacy [Słowianie] hołd nwaki Grekom albo Grekowie Słowakom [Słowianom], więc to idzie za tym że ich trudno przyznawać za polskich bogów iako ich mieć chcą ci historycy. Ja zaś w tey mierze z Prokoszem trzymam który Lib I. pisze: LEL albo raczey Lelum był król słowiański waleczny, Łony sławney królowey mąż: którego (na zawdzięczenie cnót wielkich iego okazanych przez dzielność Rycerską i osobliwszą nad poddanemi łaskawość) naród boskim honorem przyozdobił: i który to naypierwszy obrawszy sobie za herb miesiąc, znak niegdyś Scyta przodka swoiego, do góry obiema rogami wyrażony na szczycie niebieskim nim się znaczył ...

Rozumiem tedy żem zadosyć uczynił moiey intencyi ze strony wywodu Castora którego Długosz Miechowita i Kromer niepotrzebnie odmienili w LELA. Teraz idę do Polluxa abym to także pokazał że ten bożek niebył POLELEM ani też polski POLEL Polluxem. A co ieszcze osobliwsza ies to że Lel poprzedził Polela daleko wyższym czasem, tak dalece że on nie tylko współczesnym Polluxem ale i prawnukiem iego być nie mógł. Nie kto tedy inny pomieniony był Polel tylko POLACH albo Polak I. niegdyś król waleczny Lechitów (Scythami pospolicie od Greków nazwanych) Który około Roku świata 3530 tym tu panuiąc narodom pierwszy z Illiryku na te tu mieysca (gdzie teraz Polska) z piącią swoich braci (po piąciu set lat iak przodek iego rugowany był od Alanów) powróciwszy, one szczęśliwie znowu osiadł. A ponieważ on przywrócił narodowi dawną oyczyznę, i tego dokonał czego nie mogło dokazać kilkunastu królów, atoż cały Lechitów naród na zawdzięczenie za tak osobliwsze dobrodzieystwo, uniwersalną zgodą, czyniąc tym samym pamięć dzieł iego nieśmiertelną, przyozdobił onego po śmierci czcią bóstwa: gdzie odmieniwszy mu pierwsze imie Polaka- i w regestrze bogów oyczystych naznaczywszy mu wtóre mieysce po LELU królu niegdyś swoim a po tym bogu, POLELEM z tey przyczyny onego nazwał.

   Ich bożnica wystawiona była z kamienia białego w mieście stołecznym Carodom* nad rzeką Wisłą nie daleko gór nazwanych Tatry: gdzie pewnych czasów zchodząc się lud wielkiemi tłumami oddawał onym bałwochwalskie offiary, naywięcey z wieprzów tłustych to iest karmionych umyślnie ... (n) Bożka LELA Polacy pogani czcili iako obrońcę wolności: dla tego też pospólstwo nazywało go czasem SWOBODA. Zaś POLELA nazywali Stróżem oyczyzny swoiey, iakoby ten urząd był onemu zlecony od wielkich Bogów TRZY i ŻYWIE. Polel naywięcey od Xiążąt samych i od znacznieyszych w państwie ludzi odbierał offiary. Lel zaś był wszystkim do czczenia pospolity iako Trzy i Żywie.

* Carodom nazwisko starożytne miasta Krakowa ma podobieństwo znazwiskiem przedmieścia teyże stolicy rzeczonego Stradom… W zborze Lela Polela (w Carodomie) stały na ołtarzu dwie statuy nie wielkie ze Spiżu odlewane, ludzi nagich reprezentuiące, w kształcie ułożeni przedziwnym: które potym S. Woyciech przyszedłszy do Polski Roku 998 kazał był pozrzucać i pod mur bożnice oney porzucić, a mieysce samo na chwałę boską poświęcił, i kazania tam przez wszystek czas póki tylko w Krakowie bawił, do ludu miewał, iakie się , iako się na swoim mieyscu wyrazi ...”

   W dalszej części opisano także wielkie bóstwa – Trzy i Żywie: „Należy mi tu opisać ieszcze niektórych bożków tak iako na ówczas w swoich znaydowali się statuach. Nayprzód Według Prokosza TRZY według innych Tero czyli Terum miał trzy głowy z oczami o iednym na ramionach karku. Tego starodawni Polacy czcili za naystarszego pomiędzy wszystkiemi swemi bogami, powiedaiąc że ŻYWIE był synem iego, któremu dał urząd ażeby o życiu ludzkim szczęściu i nieszczęściu miał staranie, i aby on tego pilnie strzegł ażeby inni bogowie zadosyć czynili zleconym sobie urzędom swoim.

Kto tedy był ŻYWIE iużem nadmienił wyżey i obszerną zdałem z siebie explikacyą: teraz to tylko ieszcze przydam że w stołecznym Krakowie bożek ten miał wystawiony kościół za miastem nad Wisłą (gdzie teraz panien Norbertanek klasztor) w którym stała na ołtarzu statua iego spiżowa skórą lwią nagość okrywaiąca, w ręku trzymaiąca kiy sękowaty duży nakształt pałki: pod nogami zaś ony wyrażone była figura wieprza i wołu. Którą statuę Mieczysław Xże po przyięciu wiary kazawszy utopić w Wiśle, po wyrugowaniu bałwana, kazał poświęcić kościół ów pogański na cześć zbawiciela świata Chrystusa pana.”[13]

W recenzji Lelewela czytamy, że „na wielu jinnych tylko przygotowane i próżne niedopisane paragrafy pozostały”, co może świadczyć o tym, że autor kompliacji zwanej umownie Kroniką Prokosza, miał świadomość istnienia jeszcze innych bogów, ale nie zdążył wstawić ich imion i opisów z innych źródeł.

Kompilator Kroniki Prokosza słusznie natomiast zauważa, że „daleko mniej bogów Polacy mieli, a niżeli zwykle o tym piszą: ponieważ jedno bóstwo rozmajite miewało nazwiska, a pisarze tego porozumieć nieumieli”.

Podsumowując, z tekstu owego Prokosza dowiadujemy się, że Polacy czcili następujące bóstwa: Jessa, Marszyn (Marzanna), Nya, Ladon, Lel (Swoboda), Polel (Polach – Polak), którzy byli deizowanymi bohaterami, królami. Czczono również wielkich bogów, a mianowicie Trzy i Potrzy (Żywie – Herkules), a nasi przodkowie wyznawali także kult Słońca, Miesiąca (Księżyca) i Ziemi (Ziemne).

W mojej ocenie akurat nazwy i funkcje poszczególnych bogów omawianych w tekście tej kroniki odpowiadają posiadanej przez nas wiedzy, co może świadczyć, że materiał do tej części pochodzi ze znanych i przytaczanych przez kompilatora kronik z XV-XVI wieku, głównie od Długosza oraz wiedzy ogólnej autora zaczerpniętej z innych źródeł. Nowinką jest tutaj z pewnością informacja o bogach ojczystych, czyli deizowanych bohaterach, królach, a także synonim imienia Żywie jako Potrzy, wskazujący na pochodzenie życia od Trzygłowa. I chociażby z tego powodu należy traktować tę pracę jako ciekawostkę, którą należy poddać wnikliwym badaniom oraz weryfikacji pod kątem zgodności historycznej i kulturowej.

Mając na uwadze wszystkie omawaiane powyżej wątpliwości, moim zdaniem, do całości tego „dzieła” należy podchodzić z wielką ostrożnością.

 

Tomasz Kosiński

20.09.2019

 

[1] Katalogi biskupów krakowskich, red. J. Szymański, [w:] Pomniki Dziejowe Polski, seria II, t. X, cz. 2, Warszawa 1974

[2] Szczur Stanisław, Pierwsze wieki kościoła krakowskiego, [w:] Kościół krakowski w tysiącleciu, Znak, Kraków 2000

[3] Lelewel J., O kronice czasów bajecznych Polski Prokosza kronikarza z X wieku, [w:] Polska, dzieje i rzeczy jej rozpatrywane przez Joachima Lelewela, t. XVIII, Poznań 1865, s. 161-168

[4] Lelewel J., Kronika Polska Prokosza wydanie Hipolita Kownackiego, [w:] Rozbiory dzieł różnymi czasy przez Joachima Lelewela ogłaszane, Poznań 1844, s. 179-205

[5] Wiszniewski M., Historia literatury polskiej t. II, Kraków 1840, s. 174-175

[6] Tazbir J., Z dziejów fałszerstw historycznych w Polsce w pierwszej połowie XIX wieku, Przegląd Historyczny, t. 57, 1966; Tenże, Spotkania z historią, Iskry, Warszawa 1979

[7] Boroń P., Uwagi o apokryficznej kronice tzw. Prokosza, [w:] Ad fontes. O naturze źródła historycznego, red. S. Rosik i P. Wiszewski, Acta Universitatis Wratislaviensis nr 2675, Wrocław 2004

[8] Przedmowa J. K. Żupańskiego, [w:] Polska, dzieje i rzeczy jej rozpatrywane przez Joachima Lelewela, t. XVIII, Poznań 1865, s. X-XI.

[9] Lelewel J., Kronika Polska Prokosza wydanie Hipolita Kownackiego, [w:] Rozbiory dzieł różnymi czasy przez Joachima Lelewela ogłaszane, Poznań 1844, s. 179-205

[10] Chronicon slavo-sarmaticum: Procosii saeculi X..., wydanie w j. łacińskim, w opracowaniu H. Kownackiego, Warszawa 1827

[11] Kronika Prokosza, Wydawnictwo Armoryka, Sandomierz 2015; Kronika Prokosza, Bellona, Warszawa 2017; Bieszk J., Starożytne Królestwo Lehii. Kolejne dowody, Bellona, Warszawa 2019

[12] Rozdział VII Kroniki Prokosza, z rękopisu H. Kownackiego, niewydany drukiem, przepisany i udostępniony publicznie przez W. Wróżka, na podstawie rękopisu ze zbiorów BN w  Warszawie; por. Lelewel J., O bałwochwalstwie i niektórych zwyczajach dawnych Polaków – wyjątek z Kroniki Prokosza rozdział VII w rękopiśmie biblioteki Towarzystwa Królewsko Warszawskiego Przyjaciół Nauk znajdującego się, [w:] Polska, dzieje i rzeczy jej rozpatrywane przez Joachima Lelewela, t. XVIII, Poznań 1865, s. 179-183

[13] Tekst VII rozdziału Kroniki Prokosza podaję za wersją udostępnioną publicznie przez W. Wróżka, na podstawie rękopisu ze zbiorów BN w Warszawie.