Rodzimowierczy ezoterycy też nie lubią turbosłowian

Apoge Reader

Na forumezo.pl niejaki Siliperius przytacza link do bloga innego anonima Khaliperiusa oceniającego moją książkę “Bogowie Słowian” jako.. pseudonaukową.

https://khaliperius.blogspot.com/2020/01/tomasz-j-kosinski-bogowie-sowian-bostwa.html?m=1

Czyż to nie brzmi zabawnie, gdy jacyś nawiedzeni ezoterycy, którzy naukę mają w głębokim poważaniu, zarzucają innym pseudonaukowość przy rozważaniach o nie dających się potwierdzić naukowo bogach? Sami zajmują się ezoteryką i bawią się w rodzimowierstwo w stylu Wiccan, po przejrzeniu co najwyżej książek H. Bławackiej, K. Moszyńskiego i może A. Brucknera oraz paru postów na Fejsie, a jednocześnie uważają, że wiedzą więcej o słowiańskich bogach niż tzw. turbosłowianie, do których mnie z marszu zaliczają.

Autor paszkwilu na temat mojej książki o słowiańskich bogach przyznaje szczerze, że nie zastanawiał się nad każdym zdaniem przeczytanym w omawianej przez niego lekturze, czego smutnym efektem jest niezrozumienie większości tematów, które, mimo tego, nie omieszkuje komentować.

Nie rozumie na przykład, dlaczego piszę o Trentowskim skoro zaznaczam, że miał tendencje do fantazjowania. Tego typu ludziom o ograniczonych umysłach, trudno pojąć, że można przy omawianiu tematu podawać też teorie osób, z którymi niekoniecznie musimy się zgadzać, co jest wyraźnie podkreślone.

Nie czai czym jest wspólnota bałkańsko-słowiańska, bo nie słyszał o Wenetach, czy Retach, którzy zamieszkiwali na północnym wybrzeżu Adriatyku i południowych Bałkanach, a wiele wskazuje na to, że to od tych starożytnych ludów pochodzą właśnie Bałtowie i Słowianie tworzący dawniej jedną grupę etniczno-jezykową. Wielu Litwinów do dziś uważa, że to ich przodkowie założyli Rzym. Dziedzictwo Etrusków, Wenetów i Retów, jak widać jest ezoterycznym rodzimowiercom obce.

Jeśli nasz religioznafca nie potrafi dostrzec nazw słowiańskich bogów w nazwach Makoszyn, Belno, Marzysz czy Czarnocin, to niech poczyta o Mokoszy, Belu (Belbogu), Marzie (Marzannie) i Cernie (Czernobogu), nawet w bibliografii podanej przeze mnie w książce.

Niestety nasz komentator woli wątpić, że tak napisano w publikacjach, do których się odwołuję, choć jak przyznaje nawet nie miał ich w rękach. Wiara jak widać jest tu ważniejsza od wiedzy. A właściwie to nie wiara, lecz próżne przekonanie, że ktoś kto ośmiela się wytykać niektórym rodzimowiercom profanację, może mieć rację. Zwykły, prostacki element samoobrony poprzez atak.

Khaliperius nie daje wiary, że Słowianie mogli przypisywać słowu “bel” wiele znaczeń, jak biel, wielki, jasny, czy północny. Twierdzi, że znali tylko słowo “siewier”, jako północ i tyle. Coś nam tu pachnie rusofilstwem. Ale odłóżmy to na bok.

Kłamliwie podaje też, że “Prawdziwymi bogami słowiańskimi są dla Kosińskiego m.in. Rad, Bel, Cern, Rok, Hambóg, Usład, Lutybóg, Cisłobóg, Ipabog, Bystrzec”, choć nigdzie nie twierdzę, że są oni prawdziwi, a jedynie podaję znaną mi wiedzę na ich temat, często wręcz tłumacząc, że to np. jedynie pomyłki odczytu tekstu, jak “Uslad”, powstały od błędnego opisu posągu Peruna w Kijowie, który miał “us zlaty’ (wąs złoty). Nasz “krytyk” celowo tego nie zauważa, gdyż jego motywacją jest wyłącznie próba ośmieszenia autora książki, a nie jakakolwiek rzeczowa recenzja.

Czepia się mieszania czyichś wypowiedzi z własnymi koncepcjami, choć książka popularnonaukowa to nie praca magisterska, by tylko podawać odniesienia do innych autorów, których swoją drogą licznie przywołuję w przypisach.

Razi go używanie przeze mnie słów “multiplikacja” czy “deizacja” i wymaga, by stosować słownikowe określenia jak “hipostaza” czy “deifikacja”. Cóż ja mogę poradzić na to, że Khalimeros nie rozumie pewnych słów. Niech sobie na przykład wejdzie na historycy.org i poczyta o deizacji rzymskich cesarzy. A jak nie wie, że multiplikacja to zwielokrotnianie, co było właśnie typową cechą Trentowskiego, tworzącego sztucznie nowe boskie byty z różnych ich przydomków, czego nie można nazwać hipostazami, zgodnie z przyjętą definicją, to może Pan Anonim niech zacznie najpierw dokładniej czytać komentowany przez siebie tekst, potem źródło, a na końcu słowniki, a nie odwrotnie.

Odradza mi też tworzenie nowego religioznawstwa. Aha, a więc o to chodzi. Czyli trzeba pisać to, co inni. Sęk w tym, że prawie każdy autor piszący o religii Słowian tworzył nowe religioznawstwo, polemizując ze swoimi kolegami po fachu, kłócąc się właśnie o definicje, nazwy, pochodzenie, funkcje, czy samo istnienie poszczególnych bogów. A może najlepiej podważyć cały słowiański panteon, jak D. A. Sikorski, L. Moszyński, czy ten handlarz tanią sensacją Kamil Janicki od “zmyślonego pogaństwa”. Nasz Khalifaros dzięki tajemnej wiedzy ezoterycznej zna jednak całą i jedynie słuszną prawdę.

Jeśli nasz rodzimowierca chce twierdzić, że pies cieszył się u Słowian specjalnym mirem na podstawie późnej legendy ruskiej o psach Bojana – Stawrze i Gawrze, to gratuluję źródeł.

Zarzuca mi też narcyzm cytując: “Jak widać, wystarczy mieć trochę ogłady intelektualnej i wiedzy historycznej, a szanowne środowisko naukowe zrobi z ciebie fałszerza.” Choć jest to mój tekst dotyczący Tymona Zaborowskiego posądzanego o zlecenie wykonania posągu ze Zbrucza, tylko dlatego, że miał bogatą prywatną bibliotekę, o czym jest nota bene mowa w sąsiednim zdaniu do cytowanego. Czemu ten cytat ma jednak świadczyć o moim narcyzmie nie wiadomo. Może po prostu Khaliperius, jak to sam przyznaje, “nie zastanawiał się nad każdym przeczytanym zdaniem”.

Nie odnosi się on w ogóle do zarzutów, że na spotkaniach rodzimowierczych można spotkać ludzi w czarnych koszulach z faszystowskimi znakami lub smakoszy niemieckiego piwa, jako napoju słowiańskich bogów, nie umiejących na dodatek rozpalić ogniska i modlących się nad ogniem w miednicy, co nijak się ma do słowiańskiej tradycji. Informuje tylko, że powinienem być wdzięczny, że mnie tacy życzliwi rodzimowiercy przyjęli z otwartymi ramionami, a mi poleca białe szaty w formie kaftanu bezpieczeństwa.

Może to i zabawne miejscami, ale całościowo pokazuje poziom intelektualny autora i jego ezoteryczno-rodzimowiercze zaślepienie.

Na koniec Wielki Ezo szydzi z mojego profesora A. Wiercińskiego, sławnego antropologa religii. Ciekaw jestem zatem co studiował nasz “erudyta” i jakich to sam miał profesorów.

Cały ten paszkwilik na mój temat mogę podsumować, że jest to 5D, czyli dupowiedza, darmofama, dręczydrucie, dziadopisarstwo i dziurogłowie.

 

Tomasz J. Kosiński

5.02.2020