Walka Bela z Cernem, Asów z Wanami, Sarmatów ze Scytami, Słowian z Teutonami, czyli jak zostałem “wariatem”.

Walka

Mamy wiele źródeł i przekazów historycznych o odwiecznej wojnie między dwoma wielkimi grupami ludów. Raz jedni są górą, a raz drudzy. To jak zasada yin yang, nieuchronne dążenie do równowagi we wszechświecie. Musi być dzień i noc, lato i zima, miłość i nienawiść, pokój i wojna. To smutne i wiele religii chce zmienić ten boski porządek lub opiera swoje zasady moralne na akceptacji tylko jednej ze stron tego ukladu, ale ostatecznie wpada we własne sidła, gdy ich przedstawiciele prawią o pokoju, czyniąc wojnę. Wystarczy przytoczyć historię miłującego chrześcijaństwa z inkwizycją, torturami, podbojami, wojnami krzyżowców, interesownością, hipokryzją, zakłamaniem. Czemu tak się dzieje?

Ten powszechny dualizm, walki dobra ze złem, trwa chyba od zawsze. No może jest inaczej rozumiany w różnych kulturach. Nie wszyscy traktują ciemną stronę świata jako zło, ale konieczność bez której nie można by zrozumieć czym jest dobro (taoizm, hinduizm, ariowedyzm, rodzima wiara słowiańska). Poza tym ludzie są z natury próżni. Jedni boją się bogów i szanują odwieczne prawa, a inni próbują z nimi walczyć (np. Izrael znaczy “walczący z bogiem”) i je zmieniać na własny użytek.

Od jakiegoś czasu zajmuję się m.in. analizą etymologiczną etnonimów ludów Eurazji oraz imion ich władców. Okazuje się, że nazwy własne Swewów (Sławów), Longobardów, Burgundów, Wandalów, Herulów i wielu innych plemion uznawanych za germańskie (w rozumieniu protoniemieckie), da się wyprowadzić spokojnie z języka słowiańskiego, a co więcej wiele wskazuje na to, że tzw. starogermański jest późniejszą przeróbką starosłowiańskiego. Korzenie językowe są przez to wspólne. Z czego to wynika? Ano z tego, iż kiedyś musieliśmy tworzyć jeden wielki etnos, czy to się komuś podoba czy nie. Na skutek jednak podziałów, o których będzie dalej mowa, powstały odrębne, nowe etnosy, często wzajemnie się zwalczające. W historii, archeologii czy języku trudno uchwycić ten moment, ale mamy coraz więcej przesłanek i dowodów, które mogą nam w tym pomóc, także dzięki genetyce genealogicznej.

Ja póki co skupiam się bardziej na języku, w którym, moim zdaniem, jest ukryta prawda, ale trzeba ją umiejętnie wydobyć. W swoich rozważaniach na te tematy nigdy nie twierdziłem, że to święta i bezdyskusyjna prawda, ale stawiam tezy i podaję swoje przemyślenia. Zdaję sobie sprawę, że mogę błądzić, ale szukam, pytam, staram się dawać odpowiedzi, z którymi można dyskutować. Obraz jaki z tego powstaje dla mnie jest coraz bardziej wyrazisty i zrozumiały. Czerpię dużo z pracy i wkładu innych, zarówno dawniejszych uczonych, jak i współczesnych niezależnych pasjonatów dziejów i odkrywania prawdy. To jak wspólne układanie puzzli mapy świata. Myślę, że każdy może tu dołożyć coś od siebie.

Analizując imiona i historię Alamanów natknąłem się na imię Teodefrid, Leutfred, Gotfrid, Lantfrid, Liutfrid itp. z okresu narzucenia Alamanom frankijskiego zwierzchnictwa. Gdy byli niezależni rdzeń *fred, frid nie występował w ich imionach. Wygląda więc na to, że to już frankońska wstawka. Skąd jednak ona pochodzi i co znaczy?

Po dłuższych badaniach i analizach doszedłem do wniosku, że wszelkie frod, fried, fred, frey, fryd w znaczeniu spalony, usmażony, to nic innego jako zniemczone *wrod – wrodzony, podobny, zgodny. Ale przecież ang. free to wolny, a niem. frieden – pokój, skąd zatem ta fonetyczna zbieżność, a znaczeniowa rozbieżność?

Wygląda na to, że *fry, frai – smażyć, to przeróbka słowiańskiego *wraj (f=w), czyli Wyraj, co jest równoznaczne z *wrod. Czemu zatem dla Anglosasów to smażenie, palenie?

Termin *wrod to też synonim *wari (ari – szlachetny ród), które oznaczało to samo, czyli wrodzony, z podkreśleniem szlachectwa, czyli, że pochodzi z czystej, aryjskiej krwi, z rodu, nie jest bękartem. U patriarchalnych Ariów dopuszczano mieszane małżeństwa, ale tylko między szlachetnymi mężczyznami i kobietami z innych ludów, bo wierzono w zachowanie rodowodu po ojcu (Y-DNA). Fire, fauer, fray, fry to zatem odpowiednik *wari, czyli ze szlachetnego rodu, ale też warzyć, gotować na ogniu. Dlatego Waregowie to podpalacze, wrogowie, to samo Awarowie. Stąd właśnie anglosaskie słowa jak fire, fry, fried związane z ogniem, paleniem, smażeniem, a kolega podpalacz to friend, no i niemieckie frieden – pokój jaki powstaje na skutek spalenia, czyli pozbycia się wrogów, czy wolność ang. freedom – gdy pozbędziemy się (spalimy) naszych panów, mamy wolny dom dla siebie, no i to jest oczywiście fair.

Czy jestem wariatem? Jeśli poprawnie zrozumiemy etymologię tego słowa, to nie mam nic przeciwko temu. Bowiem *wari, jak już wiemy, oznacza “szlachetnego rodu”, a *at to ojciec, o czym wielokrotnie pisałem. Zatem “wariat” po prawdzie, to “ojciec szlachetnego rodu”. Skąd zatem to pejoratywne rozumienie tego słowa? Tego jeszcze nie wiem, ale przypuszczam, że to podobna przyczyna i metoda jak ze Sclavus (Sław –  Słowianin) zrobiono sclave – niewolnika, z Wandalów – wandali, a z Prusów – Prusaków. Pewnym tropem jest to, że w łacinie *varia oznacza różny, co może być określeniem dla ludzi innych niż Italikowie, Ariów.

Podobnym przykładem jest etymologia Brenny, która jest synonimem nazw miejscowych Brno, Berno, Bran, Brema, czyli twierdza, od słów bronić, brama. Ale jakoś dziwnym trafem w anglosaskim i późniejszym niemieckim “brennen” oznacza palić, jak burn, Bern, co odpowiada wcześniej omawianym fire, fauern. Dlatego Brennę (sł. Branibór, niem. Brandenburg) i nasi zaczęli nazywać Zgorzelcem. Kiedyś stanowiła Bramę, obronną twierdzę – Bran, ale z racji, że była wielokrotnie palona, sens jej imienia uległ zmianie. Czyli to, co dla nas znaczy bronić, jest wrodzone, szlachetne to dla Anglosasów, Skandynawów i innych łupieżczych ludów jest związane z paleniem, smażeniem, niszczeniem. Ciekawe czemu?

Wygląda na to, że inaczej rozumieją oni sens słów i całą, nie tylko aryjską, tradycję. Już w Grecji Helios był bowiem bogiem Słońca, obdarzanym szczególnym kultem, podobnie jak Apollo z Hyperborei. Bóstwa solarne były czczone także w Egipcie (Ra), Persji (Mitra), Mezopotamii. Helizjum to zaświaty, kojarzone z powrotem duszy na łono Słońca – Swaru, słowiańskiego boga Swaroga, Pana nieba. Ale *hel u Germanów znaczy, nie słońce, tylko piekło. U Helenów jeszcze ich ojczyzna Hellada była krainą słońca (lad – ład, ląd, a hel – słońce). Słońce jest warem, żarem, swarem i kojarzy się z ogniem, paleniem, warzeniem, ale u Ario-Słowian miało wydźwięk pozytywny. Czemu u innych ludów nabrało ono pejoratywnego znaczenia? Wydaje mi się, że ludy negatywnie odbierające Słońce – niebiański ogień, ład, porządek, uniwersalne prawa kosmosu i przyrody, musiały czcić co innego, najpewniej ogień ziemski, ale nie jako dar niebios, czy słońca, tylko jako narzędzie walki, podbojów i dominacji.

Moja teza o praetnogenezie Słowian i innych ludów indoeuropejskich jest prosta. Mamy wspólne korzenie, ale w pewnym momencie musiał nastąpić spór o imponderabilia, czyli szczegóły rozumienia i szanowania praw boskich i ludzkich. Jeśli najstarszym narodem na ziemi mają być Scytowie, jak twierdzili niektórzy starożytni historycy, to my pochodzimy od Sarmatów, którzy się od nich oddzielili zachowując stare prawo i broniąc go. Powodem mogła być pycha i sprzeniewierzanie się Scytów boskiemu prawu. Chcieli oni tworzyć nowe zasady i żyć inaczej, czyli nie “wrodzie”, stali się dla Sarmatów (z aryjskiej maci – obrońcy macierzy) “wredami” – fredami (wrednymi), tj. zdrajcami rodu, odszczepieńcami, tymi, co zmieniają sens prawa, bożych słów. Słowa bowiem traktowane były jako dar boga, odróżniający nas od zwierząt, dlatego były święte.

Prawdopodobnie chodziło o to, że część scytyjskich wodzów chciała być traktowana na równi z bogami, nie tylko być uznawana za ich namiestników, wybrańców, panów (lachów). Tak mógł powstać etnonim Gotów (bogów), odłamu Scytów, którzy sprzeniewierzyli się starej wierze i bogom oraz zawłaszczyli sobie ich tytuły, a nawet święte imiona (Sigge – Odyn). Mitologia skandynawska też może to potwierdzać, gdyż szlachetni Wanowie (ir. aria – szlachetny, sł. lach – szlachcic) to tam starzy bogowie (lub ich wyznawcy), a Asowie to, ci którzy się zbuntowali i próbowali ich obalić, ogłaszając się nowymi bogami. Ostatecznie zawarto sojusz, ale podział na tej linii nadal istniał.

Zatem jak objaśnić imiona Teodefrid, Leutfred, Gotfrid, Lantfrid, Liutfrid? Oficjalna lingwistyka każe nam wierzyć, że znaczyły one: Teodefrid – pokojowi ludzie (taa jasne), Leutfred – to samo, czyli pokojowi ludzie. Gotfried – boski pokój. Lantfried – pokojowy kraj. Liutfrid – srogi pokój, genialne wręcz, pokój, który może być srogi. Pokój w nazwie imion wojowników to farsa jakaś.
A może imiona z rdzeniem *fred, fried znaczą co innego, bardziej pasującego do wojowników podpalaczy: Teodefrid – smażyciel ludzi, Leutfred – smażyciel ludzi, Gotfrid – boski podpalacz, Lantfried – palacz landów, Liutfrid – srogi podpalacz? Palenie osad i wrogich ludzi, było dla łupieżców wojujących ogniem powodem do dumy, uznawali się za bogów, którzy decydują o życiu innych. Każdy bohater – piroman im więcej spalił i zabił tym większy miał mir – fried wśród ziomali.

Jest taki kawał o wikingach, jak jarl uczy młodego adepta, by zapamiętał kolejność działań, najpierw gwałty a potem podpalenia, a nie odwrotnie, bo wtedy to nie ma sensu.

Ale ja wariat jestem, więc uważajcie.

Tomasz J. Kosiński

31.03.2020