Pierwszy odcinek programu z serii “Praźródła” w którym Rafał Jakubowski opowiada o kulturze i historii Słowiańszczyzny przed chrześcijaństwem. W premierowym odcinku jest mowa o etnogenezie Słowian.
Mario Alinei obnaża kłamstwa allochtonistów
Włoski lingwista, Mario Alinei, twórca teorii od paleolitu, uważa Słowian za rdzenny lud europejski od czasów prehistorycznych,
Co więcej, w jednej ze swoich prac stwierdził dobitnie, że największym kłamstwem ostatniego stulecia było twierdzenie, iż Słowianie skądś przyszli do centrum Europy.
Uczony, ucz się sam, czyli relacja z antylechickiej konferencji “Starożytna historia Europy Środkowej” – dzień 2
Moim zdaniem, o czym pisałem w relacji z pierwszego dnia tej konferencji, przebiegała ona pod hasłem “Uczony, ucz się sam”.
https://wedukacja.pl/uczony-ucz-sie-sam
Spotkanie odbyło się 10 listopada 2019 w DKŚ w Warszawie i tym razem dotyczyło metodyki badań, w tym także etnogenetycznych. Miało być ono odpowiedzią środowiska naukowego na funkcjonujące w powszechnym obiegu informacje na temat pochodzenia Słowian od Ariów i tłumaczenia wyników badań przez tzw. turbosłowian.
Panelistami drugiego dnia konferencji byli: prof. Wiesław Bogdanowicz, prof. Michał Milewski, dr Martyna Molak-Tomsia, dr Łukasz Lubicz-Łapiński, dr Dariusz Błaszczyk, dr Łukasz Maurycy Stanaszek (moderator).
Program konferencji: https://dks.art.pl/pl/repertuar/f/2019-11/c/1/2861,0
Relacja video z drugiego dnia konferencji: https://youtu.be/ZAW1Ec2eyi0
Pierwsza prelekcja dr Błaszczyka dotyczyła metody izotopowej. Po nim dr M. Molak-Tomsia podała w swoim wystąpieniu podstawowe informacje na temat DNA.
Następnie prof. Bogdanowicz pokazał wyniki badań mtDNA (linia żeńska) zespołu prof. Grzybowskiego na terenach zajętych przez Słowian wschodnich, które mówią o kontynuacji od co najmniej 2000 lat. Zatem według niego przemawiają one za teorią autochtoniczną.
Zauważył, że to samo wynika z badań A. Juras kopalnego mtDNA, która mówi o kontynuacji linii matczynej na terenie Polski co najmniej od rzymskiej epoki żelaza, czyli około 2000 lat. Potwierdza to tezę prof. Grzybowskiego oraz innych genetyków, jak J. Piontka, M. Lewandowskiej czy W. Lorkiewicza.
Bogdanowicz pokazuje też mapę zasięgu hp R1a zauważając, że pokrywa się on z obszarem map Wielkiej Lechii, co uznaje za argument naukowców opowiadających się za tą teorią. To, że akurat tym tematem zajmują się głównie pasjonaci to już inna sprawa.
Przodek tzw. hp zachodniosłowiańskiej według badań Y-DNA musiał żyć na naszych ziemiach przed 2000 lat, czyli przed migracją Słowian w V-VI wieku, zatem napływ tej ludności był jedynie wtórną migracją na te tereny i teoria allochtoniczna jest błędna.
Z kolei praca zespołu prof. Olega Balanowskiego, na podstawie badań Barbary Kusznierewicz i innych autorów, obejmowała analizę szeregu markerów mtDNA, Y-DNA oraz całogenomowego DNA.
Bogdanowicz informuje, że opierając się na pracach lingwistów wiemy, iż rozbicie bałto-słowiańskiej wspólnoty językowej nastąpiło 3500-2500 lat temu, a dywersyfikacja języków słowiańskich nastąpiła jakieś 1700-1300 lat temu. Z kolei z badań historyków wynika, że migracja Słowian na nasze ziemie miała nastąpić 1400-1000 lat temu.
Jednak z analiz DNA w pracy Baranowskiego można wnioskować, że musiało to nastąpić znacznie wcześniej, gdyż haplogrupy właściwe dla słowiańskiej społeczności były tu obecne od dawna.
Autorzy nie wykluczają jednak zasadności teorii allochtonicznej, gdyż kształtowanie się odrębnych mutacji właściwych dla Słowian zachodnich, wschodnich i południowych datują na 2000-1000 lat temu.
Rozrzut 1000 lat w datowaniu to bardzo dużo i należy z pewnością czekać na dokładniejsze badania. Jeżeli jednak przyjmiemy, że rozłam genetyczny Słowian nastąpił 2000-1000 lat temu, to nie potwierdza to w żaden sposób teorii allochtonicznej, a jedynie rozbicie wtedy słowiańskiej wspólnoty wynikające z migracji, np. Serbów i Chorwatów na południe, czy niektórych plemion lechickich na wschód (Krywicze, Radymicze) oraz części plemion wschodnich na zachód.
Historyk i demograf Dr Ł. Lubicz-Łapiński drwi, że turbosłowianie twierdzą, że przybyli ze stepów i latali na miotłach w starożytności. Po czym sam za chwilę twierdzi, że indoeuropejczycy przybyli z tychże stepów tworząc społeczeństwo europejskie.
Słowianie mają hp R1a podobne jak bramini hinduscy, ale nie można, według niego, nazwać tej hp ario-słowiańską, bo mają ją też inne ludy, jak Bałtowie i Norwegowie. Pan historyk nie dodaje już jednak w jakich proporcjach ona występuje u różnych narodów, bo jak widać jego celem jest zamazanie informacji o hp R1A i dyskredytacja teorii o ario-słowiańskiej więzi genetycznej.
Ok. 2500 lat pne według profesora Petera Underhilla z haplogrupy R1a Y-DNA, występującej u 55% Polaków, wyodrębnia się klaster typowo słowiański R1a-M458 (który ma co trzeci Polak), a ok. 500 pne wydziela się grupa zachodnio-słowiańska R1a-L260 i wschodnio-słowiańska R1a-CTS11962, obejmująca swoim zasięgiem także Bałkany. Dalej następowało rozróżnienie na pomniejsze podgrupy np. wielecko-obodrzycką ok. 500-300 lat pne, karpato-dalmacką, karpato-wołżańską.
Z mapki przedstawionej przez Łapińskiego można wnosić, że Słowianie wschodni i zachodni rozdzielili się ok. 500 pne. Dlatego teoria Leciejewicza o dwukierunkowej etnogenezie Słowian nabiera wiarygodności. Możliwe, że Słowianie Zachodni wcześniej trafili na tereny Odrowiśla, aniżeli ich wschodni krewni znad Dniepru.
Z tego wynika, że teoria autochtoniczna może dotyczyć Słowian zachodnich, a allochtoniczna – wschodnich i południowych. To kolejna wskazówka, że Wenedowie mogą być Prasłowianami, przodkami ich zachodniego odłamu, a co więcej, mając na uwadze ustalenia lingwistów, mogą oni być Protobałtosłowianami, znanymi jako Enetowie (Enetoi, Henetoi), a potem Wenetowie. Od tego etnonimu powstały potem takie nazwy jak Wenedowie, Wandalowie i Antowie.
Niewykluczone, że to z Wenedów 500 lat pne wyodrębniły się te dwie grupy, z których zachodnia zachowała ich pierwotną nazwę, a wschodnio-południowa rozproszyła się na mniejsze grupy rodowe plemion znanych później pod różnymi nazwami.
Łapiński jednak twierdzi, że badania współczesnego DNA, jakie prowadzili Underhill czy Grzybowski niewiele mówią o etnogenezie Słowian, gdyż należy je porównać z kopalnym DNA. Zapomina dodać, że dysponujemy już takimi badaniami, choćby A. Juras, o czym wspominał jego przedmówca prof. Bogdanowicz, które potwierdziły tezy Grzybowskiego o zasiedzeniu Słowian na naszych ziemiach od co najmniej 2000 lat (Grzybowski mówi o nawet o 7000 lat).
Jedną z grup spotykanych w kopalnym DNA na terenie Polski jest I2a1 – praeuropejska, np. właściwa dla 40% Chorwatów. Ona też ok. V-III w. pne rozdzieliła się na mniejsze.
Pytanie, co takiego stało się 500-300 lat pne, że nastąpiło takie rozdzielenie hp R1a i I2a. Moim zdaniem można to łączyć z atakiem Celtów na Rzym i ich wojną z Wenetami, którzy ocalili to miasto, ale część z nich udała się na północ. Kwestia tylko ustalenia czy Wenetowie mieli R1a czy I2a.
Co ważne, Łapiński zauważa, że założenia prof. Parczewskiego co do ilości Słowian i stopnia wzrostu ich populacji są mało wiarygodne. Uważa, że pierwotna liczba migrantów musiała być większa. Nie wierzy też, że zasiedlali oni pustki, o jakich mówił Godłowski.
Słusznie dostrzega, iż genetyka wskazuje na dwa ogniwa etnogenezy Słowian, więc być może kultura przeworska czy czerniachowska też obejmowała elementy prasłowiańskie.
Z racji, że nie ma materiału genetycznego z pochówków ciałopalnych, właściwych dla Słowian, Łapiński sugeruje by poddać badaniom szkielety z neolitu z naszych i sąsiednich ziem i być może tam znajdziemy odpowiedź na temat tych wątpliwości, które dotyczą etnogenezy Słowian. Dość asekuracyjnie stwierdza, że według niego dzisiaj genetyka nie przesądza o słuszności teorii allo- czy autochtonicznej.
Mówi natomiast, że z pewnością Polacy są potomkami kultur sznurowych, które objęły swoim zasięgiem znaczne obszary w okresie neolitu, ale zadaniem dla naukowców, w tym genetyków jest wykazanie, z których dokładnie kultur się wywodzimy i gdzie dokładnie mieszkali nasi przodkowie.
Łapiński zdecydowanie stwierdza, że badania DNA zaprzeczają jednoznacznie istnieniu całkowitej pustki osadniczej, mówią o boomie populacyjnym i pozwalają prześledzić migracje różnych ludów o określonym materiale genetycznym.
Ostatnia prelekcja dr Błaszczyka jest na temat metody datowania węglowego C14.
Podczas debaty Bogdanowicz apeluje, by nie odrzucać z badań genetycznych próbek ze stanowisk ciałopalnych, gdyż szczątki zachowane po spaleniu w niższych temperaturach (czarne i brązowawe) mogą zawierać jeszcze materiał DNA, co potwierdza na podstawie swoich badań, podczas których udało mu się uzyskać mtDNA z dwóch takich próbek.
Prof. M. Milewski przyznaje, że z samych badań genetycznych nie wynika, że etnogeneza Słowian miała miejsce gdzieś na wschodzie i co za tym idzie teoria autochtoniczna jest niemożliwa, ale mając na uwadze badania archeologów i historyków wydaje się ona mniej prawdopodobna. Tym samym widzimy, że sam jako genetyk ulega w swoich interpretacjach dogmatom naukowym, co moderator sprytnie nazywa interdyscyplinarnością badań.
Zapomina jednak przy tym o wyraźnie autochtonicznym podejściu do tej kwestii antropologów oraz większości etnogenetyków. Zatem może to historycy i archeolodzy może powinni zweryfikować swoje poglądy i odpowiednio interpretować fakty i znaleziska oraz zweryfikować te dotychczasowe w ramach komplementarności wniosków badawczych.
Błaszczyk nie zgadza się z Milewskim w sprawie szacunków ilości Słowian w roku 1000 opartych na mało wiarygodnych ustaleniach Łowmiańskiego, który podawał liczbę 1 milion 200 tysięcy. To dobrze, że ten naukowiec ma swoje zdanie, choć jest dość mało świadomym krytykiem Wielkiej Lechii, ale dzięki otwartemu umysłowi i odwadze formułowania własnych poglądów ma szansę na wyrwanie się z zaklętego kręgu naukowych dogmatów powielanych od lat.
Milewski wspomina o starcie programu badawczego DNA Polaków prof. Figlerowicza, który chce przebadać 10 tysięcy naszych rodaków, dzięki czemu możemy uzyskać więcej danych do analiz etnogenetycznych.
Należy też dodać, że w przyszłym roku ma się ukazać też praca J. Burgera o bitwie nad Dołężą (ok. 3350 lat temu), gdzie wstępnie zidentyfikowano materiał genetyczny najbardziej podobny do współczesnych mieszkańców Polski, Skandynawii i południowej Europy, co może uderzyć w teorię allochtoniczną.
Stanaszek informuje, że w Polsce mamy do tej pory jedynie 60 próbek kopalnego DNA, z czego:
– z neolitu z kultury amfor kulistych wszystkie (ok. 20 próbek) są I2a2, z kultury ceramiki sznurowej mamy I2a2, R1a i G2, kultura pucharów dzwonowatych – R1b,
– z epoki brązu – R1b, R1a,
– z epoki żelaza w kulturze wielbarskiej: z Kowalewka – I2a2, G2a2, z Masłomęcza – I1, Drozdowo – R1b
– ze średniowiecza: Markowice – I1, Niemcza – I2a1, J2a1, Czersk – R, Kraków-Zakrzówek – I2a, Cedynia – R1a, R1b, Sandomierz – R1a1, Bodzie – I1, R1a-Z92 (bałtyjskim), Ciepłe – R1a, R1b.
Zauważa też, że hp to nie etnos, ale etnos to “torcik” różnych hp. Fajnie by było, gdyby jeszcze odnosił się do udziału poszczególnych hp w tym “torciku”, wskazujące na dominacje różnych subkladów u poszczególnych narodów. To, że Polacy mają akurat 55% R1a, a inne narody tylko 5%, chyba o czymś mówi.
Bogdanowicz przyznaje, że do tej pory prowadzenie badań multidyscyplinarnych z różnych względów nie było możliwe, dopiero od niedawna podejmowane są takie próby, co jest niezbędne do ustalenia wiarygodnych wniosków. Przyznaje tym samym to, o czym turbosłowianie trąbią od lat, że naukowcy okopali się na swoich pozycjach i rzadko sięgają po wyniki badań z innych dyscyplin.
Błaszczyk uważa, że fala sznurowców 3000 pne zawlekła na nowe ziemie choroby, które przetrzebiły lokalne populacje. Może to być też jedna z przyczyn zmian ludnościowych na różnych terenach.
Nasz doktor widząc, że część sali opustoszała podczas rozważań o mutacjach DNA mówi ogólnie, że jako Europejczycy pochodzimy z trzech fal migracji:
– pierwszej, z Afryki Wschodniej do Eurazji homo sapiens sapiens, gdzie w niewielkim stopniu mieszał się z neandertalczykiem, ok. 30 tys. lat temu,
– drugiej, rolników z Anatolii do Europy Środkowej ok. 6000 lat temu,
– trzeciej, indoeuropejczyków.
Stanaszek uczula, że R1a nie oznacza, że ktoś jest Słowianinem. Przykładowo premier Izraela Netanjahu ma R1a-Z93, czyli typu azjatyckiego, co oznacza, że być może jest potomkiem Chazarów, którzy przyjęli judaizm. Jeżeli jednak podgrupy R1a identyfikuje się jako azjatycką, słowiańską czy bałtyjską, a te dzielą się na pomniejsze mutacje, to chyba nie trudno określić kto jest kto.
Informuje też, że na viking się szło, a nie wikingiem się było. Grupy wikingów były wieloetniczne. Sporo jest słowiańskich śladów genetycznych i kulturowych na terenie Skandynawii, o czym się mało mówi. Błaszczyk potwierdza, że z reguły Skandynawowie opisują obecnie, z nieznanych powodów, ewidentnie słowiańską ceramikę jako bałtyjską, choć wcześniej zwali ją “vendiska ceramika”.
U potomków Ruryka stwierdzono hp N właściwą dla Finów, co Błaszczyk tłumaczy, że Waregowie mogli być znormanizowanymi Finami.
Mamy 3 niepewne i mało dokładne próbki Piastów, które wskazują na R1b, ale nie można na tej podstawie wyciągać jeszcze wniosków. Zespół Figlerowicza otrzymał zgodę na otwarcie krypt na Wawelu i może po przebadania szczątków Łokietka i Kazimierza Wielkiego otrzymamy bardziej szczegółowe wyniki niż dotychczas.
Paneliści rozprawiali też o wielu sprawach nie związanych bezpośrednio z tematem konferencji, jak pochodzenie brytyjskiej rodziny królewskiej czy datowaniu “całunu turyńskiego”.
Moderator Stanaszek zakończył konferencję życzeniem, by każdy grant naukowy uwzględniał prezentację wyników badań narodowi, co ma pomóc w popularyzacji nauki.
Podsumowując, odebrałem wrażenie, że naukowcy są podzieleni. Część tzw. dogmatystów (konserwatystów), jak Parczewski plecie stare dyrdymały i protestuje, gdy ktokolwiek ma w tym względzie jakieś wątpliwości. Niektórzy stoją po środku, jak Buko, otwierają się na nowe metody badawcze (etnogenetyka) oraz formułują nowe wnioski. Nazwałbym ich transpozycjonistami. Jeszcze inni, tzw. naukowi postępowcy – liberaliści, prowadzą badania nowymi metodami i nie boją się dyskutować z konserwatystami oraz odrzucać przestarzałe dogmaty naukowe.
Niestety, nie dostrzegają, że w idei turbosłowiańskiej jest wiele postulatów, które oni zaczynają potwierdzać. Nieświadomie ulegli wizerunkowi tego środowiska wykreowanemu przez konserwatywnych hejterów i sprowadzają turbosłowiaństwo jedynie do teorii spiskowej, drwiąc z czegoś, czego tak naprawdę nie znają. Nie rozumieją, że należy odróżnić turbo- od prosłowiaństwa i nie wrzucać wszystkich zwolenników odkrywania prawdy o naszych dziejach i pochodzeniu do jednego worka.
Naukowcy też są jak widać mało zgodni, prezentują wiele dyskusyjnych teorii i mogą się mylić. Tymczasem każda szalona teza jakiegokolwiek turbosłowianina jest uznawana za wykładnię całego środowiska. To tak jakbym nazwał Parczewskiego zwolennikiem autochtonizmu, bo Mańczak tak uważa, a obaj są naukowcami, więc to założenia nauki. Nie. Jeżeli w nauce przyjmuje się za oficjalne stanowisko teorie uznawane przez większość, to tego typu zasada powinna dotyczyć także analizowanego przez nich zjawiska turbosłowiaństwa.
Teorie o lechickości Biblii, autentyczności Kroniki Prokosza czy też pochodzeniu Słowian od kosmitów są tezami pojedynczych autorów, a nie podstawą poglądów całego prosłowiańskiego środowiska.
Problemem uczonych i oddanych im hejterów jest lekceważenie, szyderstwo i ośmieszanie ludzi nie będących naukowcami. Kpią z ich niewiedzy choć nie znają zbyt dobrze ich poglądów. Robią z nich z marszu oszołomów twierdzących, że nasi przodkowie “latali na miotłach” (Łapiński), nawiedzonych odkrywców już odkrytych rzeczy (Błaszczyk), czy naciągaczy (Wójcik, Żuchowicz).
Nie dostrzegają, że wielu z nich stoi po stronie pewnych ustaleń nauki, są m.in. obrońcami teorii autochtonicznej, przeciwnikami tezy o pustce osadniczej, czy zakładają słowiańskość wielu kultur archeologicznych. Mają zatem wiele wspólnego z naukowcami, którzy zajmują podobne stanowiska w tych tematach.
Demonizowanie i szydera z prosłowian oraz zarzucanie niektórym pasjonatom Słowiańszczyzny bycie “turbo”, świadczą tylko o niewiedzy, agresji i lęku przed utratą autorytetu przez naukowców.
Zobaczymy czy w przypadku ustaleń genetycznych w najbliższych latach teoria allochtoniczna się utrzyma i kto posypie głowę popiołem. Z pewnością nikt z naukowców nawet się nie zająknie, by wtedy zwrócić honor turbosłowianom, którzy bronią autochtonizmu ich przodków od wielu lat, narażając się na kpiny ze strony środowiska naukowego.
Pożyjemy zobaczymy. Póki co widać, że misternie budowany przez lata dogmatyczny matriks pęka w szwach i coraz więcej ludzi, pasjonatów i uczonych budzi się z tego kłamliwego letargu.
Prawdy bowiem nie da się zakrzyczeć, a kłamstwo powtarzane nawet 1000 razy wciąż jest tylko kłamstwem.
04.12.2019
Tomasz J. Kosiński
Uczony, ucz się sam, czyli relacja z antylechickiej konferencji “Starożytna historia Europy Środkowej” – dzień 1
W dniach 9-10 listopada 2019 odbyła się konferencja “Starożytna historia Europy Środkowej” – Archeologia i metodyka badań.
Program i zapowiedź konferencji: https://dks.art.pl/pl/repertuar/starozytna_historia_europy_srodkowej_archeologia
Relacja video z pierwszego dnia konferencji: https://youtu.be/Cm3yKnHYPXc
Moja relacja i komentarz z drugiego dnia konferencji: https://wedukacja.pl/konferencja-starozytna-historia-europy-srodkowej-relacja-i-komentarz-z-drugiego-dnia
Pierwszego dnia konferencji panelistami byli: prof. Andrzej Buko, prof. Michał Parczewski, dr Dariusz Błaszczyk, dr Łukasz Maurycy Stanaszek (moderator).
W zapowiedziach, poza przedstawieniem programu wykładów głównie z zakresu etnogenezy Słowian, czytamy “Rozprawimy się też z mitem ‘Wielkiej Lechii’, coraz częściej obecnym w przestrzeni publicznej.” Konferencja ta pokazała jednak jak naukowcy ośmieszają się sami podczas próby ośmieszania tej teorii.
Po nudnym wystąpieniu pierwszego prelegenta prof. Parczewskiego, do mikrofonu dorwał się dr Dariusz Błaszczyk, archeolog zajmujący się metodologią badań, omawiający teorię Wielkiej Lechii. Zaczął od pochwalenia śmiechów części publiczności, gdy przedstawił planszę początkową swojej prezentacji o Wielkiej Lechii i turbosłowianach.
Wyjaśnia, że wahał się czy omawiać ten temat. Uważa jednak, że gdy się o tym mówi to się afirmuje tę teorię, natomiast, gdy się ją przemilcza, to się z nią zgadza. Musiał więc zabrać głos w tej sprawie. I dobrze, że musiał, bo pokazał, że nie za bardzo ma pojęcie, o czym mówi.
Ubolewa, że filmiki o Wielkiej Lechii mają więcej polubień niż łapek w dół. Uznaje, że dla środowiska naukowego jest to dość niepokojące. Martwi się też, że większość komentarzy jest tam pozytywnych.
Nasz doktor pokazuje “kto za tym stoi” wymieniając 4 główne nazwiska: Janusz Bieszk (ma być papieżem ruchu), Paweł Szydłowski, Tadeusz Kosiński (widać, że nie czytał żadnej mojej pracy tylko powiela błąd z moim imieniem z książki Żuchowicza), Czesław Białczyński.
Zasmuca go fakt, że Bieszk sprzedał kilkadziesiąt tysięcy egzemplarzy, a książki naukowe sprzedają się jedynie w ilości kilkuset sztuk. Nie omieszkał stwierdzić, że dementuje pogłoski o spisku naukowców, Kościoła i Watykanu, deklarując, że nic nie jest ukrywane. Doprawdy? A skąd taka pewność? Na razie widzimy tylko, że Błaszczyk nie umie ukryć swoich niekompetencji w temacie jaki omawia.
Przyznaje, że nie czytał książek turbolechickich, ale je przeglądał. Stwierdza też, że na spotkanie naukowe jak owa konferencja nie ma możliwości zaproszenia jakiegokolwiek z Wielkolechitów, ale zaraz obłudnie mówi, że nie lubią się oni konfrontować, by unikać trudnych pytań. Czyli nauka nie chce rozmawiać z Lechitami oko w oko, robi konferencje we własnym gronie nie zapraszając osób, z których mogą sobie publicznie drwić, a jednocześnie zarzuca im, że robią to samo. Pięknie to pokazuje całą hipokryzję środowiska naukowego.
Nasz doktor stwierdza, że prekursorem turbolechityzmu był Wincenty Kadłubek, który był co prawda wysoce wykształcony (studia m. in. w Paryzu), ale miał pisać – według niezbyt wyedukowanego Błaszczyka – dyrdymały.
W dalszej części swojego wystąpienia powiela dogmat o cysternach na Łysej Górze, śmiejąc się z teorii Kudlińskiego, że to mogą być krypty słowiańskich królów. Drwi, że ta postać ma się za odkrywcę czegoś dawno odkrytego, choć sam wykorzystuje fotografię zrobioną przez ekipę akurat samego Kudlińskiego, a nie geologów, którzy w latach 60. badali to miejsce. Nie dodaje też, że nikt z naukowców nie zainteresował się tym tematem od tamtej pory i mało kto by o nim słyszał, gdyby nie akcja Kudlińskiego.
Dalej przytacza dogmaty o rzekomych fałszerstwach idoli prillwickich i kamieni mikorzyńskich, podając tym razem na tablicy poprawnie moje imię i nazwisko (Tomasz Kosiński). Stwierdza, że to “odgrzewany kotlet”, bo już w XIX wieku uznano oba znaleziska za mistyfikację.
Bezwiednie twierdzi, że idole prilwickie są podrobione i można je obejrzeć w Szwerinie, co oznacza, iż nie ma pojęcia, że nie są one tam eksponowane, ale trzymane w sejfach podziemnych magazynów. Dopiero po moim śledztwie w tej sprawie i wydobyciu ich na światło dzienne, zorganizowano wystawę w Muzeum Archeologicznym w Krakowie, by podkreślić fakt, że nie są one ukrywane – oczywiście prezentowano je tam jako fałszywki.
Nasi naukowcy mieli zatem w rękach kilka idoli i nie zrobili żadnych badań nowymi metodami tylko zawierzyli propagandzie pruskiego zaborcy. Mogę to nazwać jedynie skandalem.
Zabawny jest argument prelegenta pokazujacego idole, o tym, że na pierwszy rzut oka ma być widać, że figurki nie mogły powstać w średniowieczu, ale w XVIII wieku. Pokazuje to nam wyraźnie, że nasi naukowcy stosują metodę naukową, zwaną potocznie “na oko”.
Dalej nasz panelista już się całkowicie ośmiesza przy referowaniu tematu tablicy Leszka Awiłło, gdy przy odczytywaniu napisu z planszy przyznaje, że jego łacina jest słaba i nigdy jej się dobrze nie uczył. Archeolog w Polsce jak widać nie musi znać łaciny. Nie przeszkadzało mu to jednak w wytykaniu tej słabości Bieszkowi. Mamy tu więc kolejny przykład ignorancji i hipokryzji.
Teorię o istnieniu i rozprzestrzenianiu się haplogrupy ario-słowiańskiej nazywa bzdurami, zapewne ku zdziwieniu prof. Buko i części zebranych.
A już kompletnie odpływa komentując informację na tablicy z kolumny Zygmunta III Wazy, że liczba 44 nie dotyczy królów polskich, ale ma to być według niego… suma królów polskich i szwedzkich. Nie bierze pod uwagę oczywistego faktu, że w kronikach z czasów tego władcy podawano poczet władców lechickich i polskich obejmujący najczęściej 44 postaci, z Zygmuntem III Wazą włącznie. To z kolei ewidentny przykład albo niewiedzy, albo celowego przemilczania ogólnie dostępnych danych.
Pod koniec nasz prelegent całkowicie się pogubił w przekonywaniu, że “w nauce najpierw stawia się tezę, a później się szuka dowodów”, gdy tymczasem turbosłowianie mają działać inaczej, gdyż oni… “najpierw stawiają tezę, a później szukają dowodów”. Jest różnica, nieprawdaż?
Błaszczyk twierdzi, że popularność idei wielkolechickiej wzrasta i należy temu zapobiegać. Panelista zamiast jednak rozprawić się z teorią Wielkiej Lechii, co szumnie zapowiadano w komunikatach promocyjnych, to ją tylko próbował nieudolnie ośmieszyć, choć swoim wystąpieniem ośmieszył jedynie samego siebie, a tym samym środowisko naukowe, które reprezentuje.
Poproszony o skomentowanie prelekcji Parczewskiego i Błaszczyka prof. A. Buko, niespodziewanie i ku zaskoczeniu niektórych zebranych, przyznał, że antropologowie polscy na podstawie swoich badań zdecydowanie opowiadają się za teorią autochtoniczną, wchodząc tym samym w spór z historykami i archeologami wyznającymi kossinowską teorię allochtoniczną.
Buko zwraca też uwagę na ubogość materiału do badań genetycznych, gdyż Słowianie palili swoich zmarłych i wydobycie DNA ze spalonych szczątków jest bardzo trudne. Moim zdaniem to jednak tylko kwestia czasu kiedy to stanie się możliwe. Póki co i tak na podstawie analiz posiadanego materiału etnogetycy wyraźnie skłaniają się do stawania po stronie antropologów, a więc optują za teorią autochtoniczną Słowian.
Co ciekawe, Buko tłumaczy też dlaczego budowano ziemianki, a nie duże domy halowe. Było to proste i szybkie budownictwo dla ludów wędrujących. Podaje przykład, że Anglowie i Sasi, podczas podboju wysp brytyjskich, pomimo, iż znali technikę budowy dużych domów drewnianych, jaką stosowali na swoich rodzimych terenach, na nowej ziemi także budowali ziemianki. Tak samo szybko lepiono garnki, które traktowano jako tymczasowe naczynia. Nie zabierano ze sobą na wyprawy 200 kg koła garncarskiego. To wyjaśnia zarzucany pochopnie Słowianom prymitywizm twórczy.
Znany archeolog komentuje też argument zwolenników prymitywizmu Słowian jakim ma być brak zdobień na tego typu naczyniach wytwarzanych doraźnie. Informuje, że według badań czeskich naukowców, naczynia te spełniały wszystkie podstawowe funkcje, co wyroby z koła garncarskiego. Tłumaczy to tym, że nie istniała taka potrzeba u ludów z tymczasowymi siedzibami. To samo dotyczy małej ilości biżuterii i innych przedmiotów, które podczas podróży raczej przeszkadzają.
Porównuje początkowy etap słowiańskiego osadnictwa do okresu amerykańskich pionierów. Na wozach podczas wędrówki ze wschodu na zachód nie mieli oni wiele, ale jak znaleźli swoje miejsce zaczęli budować miasta, a ich kultura niebawem zaczęła promieniować na inne kraje, w tym także europejskie. W opinii profesora, podobnie było ze Słowianami.
Jeśli chodzi o turbosłowian, Buko zauważa, że oliwy do ognia dolewali historycy, jak K. Szajnocha, którzy pochopnie i zbyt krytycznie oceniali poziom rozwoju cywilizacyjnego Słowian, zarzucając im prymitywizm kulturowy w stosunku do sąsiednich ludów, w tym głównie Germanów. Stąd też się wzięła jego wątpliwa koncepcja o wikińskim wkładzie w rozwój państwa pierwszych Piastów, którzy według tego naukowca nie byliby w stanie sami osiągnąć takiego sukcesu.
To ważne słowa znanego archeologa, krytykującego nieuzasadniony pesymizm wielu uczonych wobec słowiańskiego dziedzictwa kulturowego.
Buko zauważa też, że również wszystkie spory i niepewności na temat pochodzenia Słowian dają pole do konfabulacji nie tylko dla kłócących się o to naukowców, ale i innych osób zainteresowanych historią. Skoro niepewne jest imię i pochodzenie samego Mieszka, a co gorsza historycy wysuwają teorie nawet o jego germańskim pochodzeniu, to trudno się dziwić, że napotyka to opór i motywuje do różnych dywagacji.
Nadzieję na lepsze datowanie znalezisk Buko widzi w metodach AMS (badanie kości) oraz izotopowych (porównywanie składów izotopów stabilnych, w celu określenia czy dany wyrób jest lokalny czy importem).
Co więcej, potwierdza, że z badań zespołu prof. Bogdanowicza prowadzonych na pograniczu mazowiecko-ruskim wynika, że były tam społeczności zróżnicowane genetycznie, ale co ważne także grupy z haplotypami obecnymi tam od pradziejów. Wynika z tego, że osiadła tam ludność była autochtonami, a tylko pewna część to przybysze.
Widać, że Błaszczyk w części dyskusyjnej jakby okrakiem wycofuje się z teorii pustki osadniczej podając, że znajdywane są przedmioty i obiekty z tego okresu, których wcześniej nie znano oraz przywołuje teorię Leciejewicza, iż geneza Słowian mogła się odbyć na wschodzie i na zachodzie.
Błaszczyk zwraca uwagę, że w kulturze przeworskiej nie ma żadnych pochówków ale są inne ślady kultury materialnej z tamtego okresu, co oznacza, iż ludność ta musiała grzebać swoich zmarłych w nieznany archeologom sposób. Dobrze, że robi takie założenie, a nie wyciąga bzdurnych wniosków jak Godłowski, iż z racji braku śladów materialnych można przyjąć, że nikogo tam nie było. Tu Błaszczyk według podobnej logiki mógłby wnioskować, że skoro nie ma pochówków to znaczy, iż nikt tam nie umierał i przedstawiciele kultury przeworskiej żyli wiecznie, albo wszyscy byli brani do nieba wraz z ciałem.
Buko podczas debaty wskazuje, że mimo, że mamy wiele historycznych poświadczeń o Sklawinach w basenie Morza Śródziemnego, to archeolodzy nie zidentyfikowali tam śladów kultury wczesnosłowiańskiej. Tłumaczy, to tym, że widocznie zaadaptowali oni szybko lokalną kulturę, co jest naiwne. Zwłaszcza mając na uwadze, że to inne ludy pozostając w bliższych kontaktach ze Sławianami ulegali slawizacji, wystarczy wymienić Rusów (o ile uznamy Waregów za nie Słowian), Wandalów (o ile przyjmiemy, że to lud germański), czy turkopochodnych Bułgarów.
Parczewski przytacza natomiast przykład potwierdzający, że Grecy nie byli i nie są chętni do oznaczania znalezisk jako słowiańskie mających ewidentnie taki charakter, a także sprzeciwiają się prowadzeniu wykopalisk na stanowiskach potencjalnie uznawanych za słowiańskie. Taka nieprzyjazna postawa może wyjaśniać znikomy słowiański materiał z tamtych terenów.
Błaszczyk zwraca uwagę, że w kulturze wielbarskiej nie ma w pochówkach broni, jak też i w wielu innych kojarzonych z ludami germańskimi i sugeruje, że skoro w grobach kultury przeworskiej była broń to może to słowiańskie osadnictwo sięgało bardziej na zachód niż się przyjmuje. To, że wcześniej mówił o braku pochówków kultury przeworskiej to inna sprawa. Widocznie coś mu się pomyliło, jak zwykle.
Co ciekawe, Parczewski odpowiada, że składanie broni do grobów to wyraźny motyw germański jakim się charakteryzuje kultura przeworska, a nie jest pewien, czy aby nie też czerniachowska.
Gdy się czegoś takiego słucha można się pogubić. Nie dość, że panowie sami sobie zaprzeczają, to jeszcze każdy mówi co innego na ten sam temat. To, że znany archeolog nie jest pewien czy broń składano do grobów w danej kulturze pozostawię bez komentarza.
Błaszczyk mówi o tzw. niewidoczności archeologicznej, co oznacza brak śladów kultury materialnej przy poświadczeniach historycznych, czego przykładem mogą być właśnie dawni Słowianie na terenach obecnej Grecji, czy Skandynawowie w Hiszpanii.
Dodaje, przy akceptacji Parczewskiego, że upolitycznienie badań archeologicznych to coś normalnego, a za przykład, poza Grecją, podają próby prowadzenia badań na terenie grodów czerwieńskich, gdzie zakazano Polakom kopać w ziemi.
Na pytanie moderatora czy na naszych terenach możemy mówić o kontynuacji czy dyskontynuacji, Buko odpowiada, że nigdy nie było tak, że jakieś terytorium zostało całkowicie opuszczone, zawsze pozostawały pewne enklawy.
Błaszczyk mówi o tzw. trzeciej drodze w sporze auto- i allochtonistów, a mianowicie etnogenezie wschodniej i zachodniej Słowian, o której wcześniej wspominał. Jeśli uznamy Wenedów za Protosłowian, a znane są poświadczenia ich osadnictwa na naszych ziemiach już w I w. n.e., to coś jest według niego na rzeczy. Ciekawe, że gdy o tym trąbią od dawna turbosłowianie to ten sam Błaszczyk się z tego naśmiewa.
Błaszczyk uważa grecką nazwę Sclavenoi za obcą, a rodzimą ma być nazwa Słowianie. To, że nie wie, iż to tylko obcy zapis tego etnonimu, a greckie “cl” zastępuje słowiańskie “ł” i że Grecy mieli problem wymawianiem zrostu “sl”, dlatego dodawali dodatkową samogłoskę c=k”, to już inna sprawa.
Co więcej, Błaszczyk mówi o haplogrupie R1a1a7 i wynikach badań genetycznych mówiących o zasiedzeniu przedstawicieli tej hp od 7000 lat, choć przy omawianiu tematu Wielkiej Lechii twierdził, że wnioski z badań DNA to lechickie bzdury.
Parczewski przyznaje, że kompletnie nie zna się na badaniach DNA, ale uważa, że nie można ich jeszcze traktować jako materiału dowodowego. Trudno się dziwić takiej postawie, skoro się podaje za ucznia Godłowskiego i jego spadkobiercę naukowego.
Innego zdania jest Buko, który zajmuje się takimi badaniami z zespołem Bogdanowicza i wyciąga wnioski o zasiedzeniu pewnych grup ludności staroeuropejskiej na obszarze mazowiecko-ruskim co najmniej od okresu starożytnego do czasów nowożytnych.
Parczewski twierdzi, że według zgodnej opinii językoznawców nazwy wiele nazw rzecznych na naszych ziemiach pochodzi z czasów przedsłowiańskich, dlatego może się zgodzić z Buko, że pewne rzeczy ludy mogły przetrwać i zostały zasymilowane przez nadchodzących później Słowian. Konserwatyzm myślowy profesora, typowego allochtonisty, jak widać jest odporny na argumenty jego kolegów.
Parczewski podkpiwa sobie z prof. Mańczaka, który twierdził, że etymologia nazwy Wisła jest typowo słowiańska i nie może być żadna inna, a językoznawcy podają przynajmniej 5 innych poważnych teorii jej pochodzenia, w tym germańską czy celtycką. Nie zauważa, iż w rzeczywistości tego typu nazwy mają jeden rodowód, a nie kilka, więc trzeba zdecydować, która z nich jest właściwa. Można spytać, jak te rozbieżności wobec nazwy Wisły mają się do jego stwierdzenia, iż językoznawcy są zgodni, co do obcego pochodzenia nazw większości polskich rzek?
W ogóle przykład negatywnego odbioru przez Parczewskiego słowiańskiej etymologii Wisły ustalonej przez Mańczaka, z jego argumentacją, że bardziej wiarygodne są etymologie o dużej zgodności wśród językoznawców, jest zadziwiający. W tym bowiem przypadku takiej zgodności nie ma, o czym sam wspomniał, więc czemu tak zdecydowanie odrzuca propozycję Mańczaka? Czyżby brały tutaj górę względy pozanaukowe o jakich sam wcześniej mówił na przykładzie Grecji?
Błaszczyk, mimo iż wcześniej twierdził, że hp nie identyfikuje tożsamości, w innym miejscu stwierdza, że badania DNA przedstawicieli kultury wielbarskiej wykazały obecność hp R1b, czyli według niego Skandynawów. Ma to według niego obalać ustalenia antropologów w tym Piontka, czy Dąbrowskiego, którzy uważali, że w tej kulturze widać kontynuację od czasów starożytnych do wczesnego średniowiecza.
Buko próbuje pogodzić obie teorie allo- i autochtoniczną tłumacząc, iż etnos biologiczny i etniczność kulturowa to różne sprawy. Ludność napływowa znad Dniepru miała słowiański etnos biologiczny i kulturowy, natomiast ludność, która się do nich przyłączyła lub zastana na danym terytorium i zeslawizowana cechowała się tylko słowiańskim etnosem kulturowym, a nie biologicznym.
Błaszczyk informuje, że genetyka potwierdziła teorię M. Gimbutas, że indoeuropejczycy pochodzą ze stepów nadczarnomorskich. Mówi też o allochtonizmie 2.0, czyli uwzględniającym przybycie Słowian ze wschodu, ale zmieszanie się ich z ludnością miejscową zasiedziałą na naszych terenach (Godłowski mówił o 30% autochtonów).
Parczewski protestuje, gdy Błaszczyk zakłada słowiańskie pochodzenie Wenedów lokowanych na zachodzie, jak to czynili m. in. H. Łowmiański i G. Labuda. Konserwatywny archeolog twierdzi z przekonaniem, że nie ma żadnych źródeł pisanych mówiących o siedzibach Wenetów na zachód od Wisły.
Pan Cozac od serii “Tajemnice początków Polski” stwierdza, że wcześniej naukowcy nie chcieli się odnosić do teorii Wielkiej Lechii, bo to “nie uchodzi” dyskutować z nie naukowcami. Ale podczas Kongresu Miediewistów Polskich, grono naukowców z profesorem Strzelczykiem na czele zdecydowało, że należy coś zacząć robić. Argumentem Strzelczyka miała być zazdrość o to, że książki naukowe sprzedają się w nakładzie kilkaset sztuk, a te o Lechii w kilkudziesięciu tysiącach egzemplarzy. A więc nie o prawdę naukową tu chodzi, ale o chrapkę na kasę ze sprzedaży i zwykłą zawiść, czego profesory nie umieją ukryć.
Buko już zapowiedział swoją książkę, która ma według niego odpowiadać potrzebom rynku i w barwny oraz przystępny sposób opowiadać o początkach państwa polskiego. Zatem pod wpływem idei lechickiej następuje mobilizacja naukowców do sprzedawania nauki w mniej naukowy sposób. Jak nam miło, że oprócz zainteresowania ludzi historią i czytaniem książek, także uczeni “coś zaczęli robić”, by nauka trafiła “pod strzechy”. Dobrze by było, żeby te nowsze publikacje naukowe poza przystępniejszym językiem i kolorowymi obrazkami miały także odpowiednią treść merytoryczną, a nie te same dogmaty powtarzane od lat.
Ciekawe, że naukowcy uważają, że to prosty język i ilustracje wpływają na lepszą sprzedaż książek, skoro Błaszczyk ocenia, że lechickie publikacje to nudy. Zatem nudnawe teksty Parczewskiego okraszone kolorowymi obrazkami powinny być hitem rynkowym, więc skąd ten lament Strzelczyka i reszty uczonych-zazdrośników.
Buko i Błaszczyk (ten ma jednak antylechicką fobię), jak widać po debacie, są już blisko na drodze do szukania kompromisu między allo- i autochtonistami, a tym samym bardziej prosłowiańskiego podejścia do faktów. Jednak tacy ludzie jak Parczewski wciąż będą chcieli ich zakrzyczeć i sprowadzić na ziemię do starych, jednoznacznie progermańskich ustaleń.
Jedna pani nauczycielka z sali proponuje założenie portalu z prezentacją danych naukowych, bo książka według niej już mało kogo interesuje, tylko teraz liczy się klikanie. Ciekawe jak to się ma do utyskiwania profesorów, że Lechici sprzedają książki w wysokich nakładach, o których oni mogą tylko pomarzyć.
Pani nie bierze pod uwagę, że naukowcy sami od siebie i za darmo nie będą prowadzić żadnych portali. Jest to domena pasjonatów i takich portali antylechickich i turbogermańskich też jest bez liku.
Na koniec przedstawiciel DKŚ przyznał, że otrzymali dofinansowanie na organizację konferencji z budżetu partycypacyjnego, a projekt złożyła jedna osoba zbierając 15 podpisów, bo nie mogli oglądać “idiotycznych” filmików, a zakupionych książek nie dało się przeczytać.
Ciekawe, bo lechickie filmiki ogląda setki tysięcy ludzi, a książki kupuje niewiele mniejsza liczba. Wychodzi na to, że to książek profesorów nie da się czytać, a nudnawe filmiki, jak ten z konferencji ogląda co najwyżej 1-2 tys. osób. Widać, że środowisko naukowe nie ma pojęcia w czym tkwi problem, próbują nieudolnie dyskredytować turbosłowian, mobilizują się do wydawania swoich książek i innej formie licząc na podobną sprzedaż biorąc pod uwagę zainteresowanie tematem, jakie nakręcili lechiccy autorzy, o czym nikt z prelegentów nawet się nie zająknął.
Moderator przyznał, że do tej pory naukowcy żyli w mydlanej bańce, oderwani od ludzi spoza swego grona, ale zapomniał dodać, że w rozbiciu tejże bańki mieli udział głównie lechiccy pasjonaci, którym wypadałoby podziękować, a nie nimi straszyć.
Kolejne prelekcje dotyczyły metodyki badań, w tym genetycznych, które powinny uświadomić naukowcom, że nie należy ich lekceważyć przy rozważaniach na temat etnogenezy Słowian.
Podsumowując, można stwierdzić, że konferencja była potrzebna. Nie udało się jej organizatorom ośmieszyć idei Wielkiej Lechii, a co więcej znana postać świata nauki jak prof. A. Buko uświadomiła wszystkim, że przyczyny takiego stanu rzeczy leżą w zaniedbaniach, nadinterpretacjach, niejednomyślności i nadmiernym krytycyzmie samych naukowców, za co mu należy podziekować.
Pokazał on przyczyny rozwoju turbosłowiańskich idei i nie odciął się od nich jednoznacznie, a co więcej uzasadniał, że jest coraz więcej dowodów, zarówno na wysoki poziom rozwoju społeczności wczesnych Słowian oraz ich autochtonizm, które są podstawą różnych prosłowiańskich teorii.
Jak widać przekonanie A. Wójcika i jemu podobnych o wyznawaniu teorii allochtonicznej przez naukowców dotyczy głównie części historyków i archeologów. Natomiast praktycznie wszyscy antropolodzy i etnogenetycy preferują raczej opcję autochtoniczną.
Buko jak głos rozsądku zamiast uporządkować wiedzę i ugruntować dotychczasowe dogmaty w sprawie etnogenezy Słowian, na co zapewne liczyli organizatorzy, wprowadził pewien zamęt i niepewność. Być może dzięki temu naukowcy i ich wszyscy młodzi, internetowi obrońcy-hejterzy będą ostrożniejsi w rzucaniu jednoznacznych sądów wobec tez turbosłowiańskich autorów.
Buko swoimi uwagami pośrednio wskazał też swoim kolegom, że powinni oni się douczyć. Można by rzec “lekarzu lecz się sam”. Ma też nadzieję, że dzięki nowym metodom przyszłe badania pozwolą na uzyskiwanie bardziej wiarygodnych wyników, co ograniczy pole do spekulacji.
Pozostaje nam wierzyć, że tak się stanie, a kolejne konferencje i debaty na temat pochodzenia Słowian nie będą wymierzone w zwolenników Wielkiej Lechii, ale konkretnie będą się odnosić do tez przez nich przedstawianych.
Moim zdaniem trzeba oddzielić ziarno od plew. Sam odcinam się od wielu szalonych teorii Szydłowskiego, czy mam dystans do Kroniki Prokosza i wniosków jakie wysuwa Bieszk na jej podstawie. Uważam też, że Białczyński zmyślił większość swojej słowiańskiej mitologii. Doceniam natomiast kilka ważnych wniosków, dociekliwość i często mrówczą pracę tych autorów. Jednak krytycy wrzucają nas wszystkich do jednego worka, a co gorsza porównują z internetowymi wyznawcami spiskowych teorii typu “płaska ziemia”, aby celowo zdyskredytować całe turbosłowiańskie środowisko.
Uważam, że poza turbosłowianami czy turbolechitami, o których pisze Wójcik w polecanej na konferencji książce, są jeszcze prosłowianie walczący o właściwe traktowanie i rozumienie słowiańskiego dziedzictwa. Dobrze by było, gdyby w tym gronie, poza pasjonatami, było coraz więcej świadomych naukowców.
Tomasz J. Kosiński
03.12.2019