Od wielu lat wydawcy, którzy spodziewają się utraty przychodów w związku z przejściem na Open Access, sieją strach przed czasopismami, które twierdzą, że recenzują nadesłane manuskrypty, ale potem pobierają opłatę wydawniczą w wysokości kilkuset dolarów (około 5- 10% opłaty pobieranej przez starszych wydawców) bez przeprowadzania jakiejkolwiek recenzji. Jednak identyfikacja takich czasopism w celu zbadania, czy mają one jakikolwiek rzeczywisty szkodliwy wpływ na naukę poza twierdzeniami tych wydawców o ich interesach komercyjnych, okazała się trudna, ponieważ jasne zdefiniowanie właściwości takich tak zwanych „drapieżnych” wydawców jest problematyczne. Dzisiaj opublikowano nową, zgodną definicję „drapieżnego” wydawcy lub czasopisma:
Drapieżne czasopisma i wydawcy to podmioty, które przedkładają własny interes kosztem nauki i charakteryzują się fałszywymi lub wprowadzającymi w błąd informacjami, odstępstwami od najlepszych praktyk redakcyjnych i publikacyjnych, brakiem przejrzystości i/lub stosowaniem agresywnych i masowych praktyk pozyskiwania.
Björn Brembs przeprowadza Elsevier przez nową, pięcioczęściową definicję „drapieżnego czasopisma”. Okazuje się, że to jedno z sześciu największych wydawnictw naukowych na świecie spełnia wszystkie pięć kryteriów, aby zostać uznanym za „drapieżnego” wydawcę [1] [2].
Tak wygląda sprawdzenie, czy Elsevier, pasuje do definicji „drapieżnego wydawcy”:
1. Podmioty przedkładające interes własny kosztem nauki
Firma Elsevier konsekwentnie przedkłada mega-zyski nad propagację nauki.
2. Fałszywe lub wprowadzające w błąd informacje
Elsevier opublikował dziewięć fałszywych czasopism oraz prowadził świadomie ich agresywne kampanie reklamowe.
3. Odstępstwo od najlepszych praktyk redakcyjnych i publikacyjnych
Wątpliwej jakości naukowej artykuły. Handel czasopismami. Oferowanie ghostwritingu.
4. Brak przejrzystości
Powszechne stosowanie umów o zachowaniu poufności w umowach abonamentowych.
5. Agresywne i masowe praktyki nagabywania
Wszyscy, którzy otrzymali „wezwanie do składania referatów” poza swoimi dziedzinami z czasopisma Elsevier, załamywali ręce. Mieli też reklamować dodatkowe produkty lub dostęp do bazy danych dla autorów. Stosowano przy tym agresywne i wprowadzające w błąd taktyki negocjacyjne.
Elsevier spełnia więc wszystkie pięć kryteriów, aby zostać uznanym za „drapieżnego” wydawcę”.
Dodajmy, że wydawca naukowy i akademicki Reed Elsevier opublikował sześć czasopism, w których stwierdzono, że zawierały sfałszowane recenzje. Te wzajemne recenzje były opłacane przez firmy farmaceutyczne, w tym giganta farmaceutycznego Merck. Elsevier był również zamieszany w inne skandale, w tym został oskarżony o publikowanie treści rasistowskich.
Wniosek:
Zanim więc ktoś zarzuci innym badaczom publikowanie w rzekomych „drapieżnych żurnalach”, może powinien sprawdzić najpierw, gdzie i za jakie opłaty publikują jego ulubieni naukowcy. Ponad połowa akademików, zwłaszcza w dziedzinach ścisłych publikuje bowiem właśnie w tytułach Elsevier, gdzie muszą ponosić opłaty za publikację w żurnalach tego wydawcy. Podobne komercyjne podejście do nauki prezentuje Springer i inni, najwięksi wydawcy, u których opłaty dla autorów za publikację artykułów sięgają nawet 12 tysięcy dolarów.
[1] http://bjoern.brembs.net/2019/12/elsevier-now-officially-a-predatory-publisher/
[2] https://www.jeffpooley.com/2019/12/elsevier-now-officially-a-predatory-publisher/