Wojciech Kempa, redaktor naczelny Magna Polonia (gdzie udziela się m.in. znany katolicko-narodowy publicysta Stanisław Michałkiewicz, ten od „ubeckich żygowin”), autor książki „Co przed Mieszkiem”, w wywiadzie dla telewizji MN (Media Narodowe), odnosi się do pytań widzów o Wielką Lechię.
Jednym z tematów jest 270 map z Lechią zakazanych przez Watykan. Redaktor prowadzący przyznaje, że kojarzy tylko jedną fałszywą znana jako Lechina Empire. Kempa stwierdza, że ta mapa nie jest starożytna (choć mało kto to sugeruje), i tak jak inne tego typu źródła podawane przez wyznawców Wielkiej Lechii, jest fałszywką. Czyli prosta socjotechnika zarówno ze strony redaktora jak i jego rozmówcy. Bierzemy jedną mapę (którą Szydłowski przerobił w Paincie, do czego się sam przyznaje, aby pokazać obszar Wielkiej Lechi, na bazie oryginalnej mapy angielskiej) i twierdzimy, że wszystkie źródła o Wielkiej Lechii są tego samego rodzaju. Czyli wynika z tego, że taki Bieszk napisał 4 książki na temat jednej mapy. A propos, ten autor planuje niebawem wydać właśnie atlas z historycznymi mapami dotyczącymi Lechii, więc poczekajmy czy tam będą kartograficzne dokumenty przerobione w Paincie czy coś innego.
Kempa uważa też, że wspomniany przez widza dokument z 1601 roku nie jest żadnym źródłem historycznym na temat czasów starożytnych. Twierdzi, że nie można się opierać na publikacjach powstałych 1000 lat po wydarzeniach, jakich dotyczą. Ale nie dostrzega sprzeczności w tym, że widzowie mają wierzyć jemu, choć komentuje sprawy, które miały miejsce 1500 lat wcześniej. Czyli kolejny zabieg. Wszystkie opracowania, książki, dokumenty z czasów późniejszych niż same opisują, nie są traktowane za źródła, ale współcześni historycy mimo upływu jeszcze więcej lat, mają rację. Ciekawe założenie metodologiczne. Pytanie, czy pan historyk Kempa stosuje je tylko do tematu Lechii, czy w całej swojej pracy dziennikarsko-naukowej. Zgodnie z takim podejściem, po co zatem pisać kolejne książki takie jak jego ostatnia „Co przed Mieszkiem”.
Jeden z widzów zwrócił uwagę, że sam Feliks Konieczny pisał o tym, iż Cesarz Bizantyjski zakazał podawać nazw ludów napadających na Bizancjum. Kempa sam wpada we własne sidła, gdyż twierdzi, że spotyka się przecież relacje z VI wieku z nazwami Słowian, więc takowego zakazu miało nie być. Ale przy tym wyjaśnia, że w tym czasie mało kto umiał pisać, nie był to czas publikacji, a te które powstawały pisane były na zlecenie władcy i zgodnie z jego wytycznymi. Zatem nieświadomie ujawnia przyczynę, dlaczego nie ma zbyt wielu źródeł rzymskich czy bizantyjskich o Lechii, która z tymże Cesarstwem wojowała. Słowa F. Konecznego (jakby zapomniał kim jest ta postać dla środowisk narodowych, które sam reprezentuje) kwituje stwierdzeniem, że tak może twierdzić tylko osoba, która nie ma pojęcia o czym mówi. Już słyszę ten jęk narodowców, wpatrzonych w swojego filozofa, którego jakiś tam Kempa sprowadza do parteru.
Redaktor odnosi się do treści strony Tajne Archiwum Watykańskie, gdzie można znaleźć artykuły i słowa kluczowe dotyczące nie tylko Wielkiej Lechii, ale także szczepień, medycyny alternatywnej, czy cywilizacji pozaziemskich. Kempa po raz kolejny mówi, że nie ma czego komentować, ale jednak komentuje, sugerując, iż autor tego bloga kreuje swoje materiały jako wykradzione z Watykanu tajne informacje, co jest według niego niedorzecznością. Nie zauważa, że bloger ten nigdzie tak nie twierdzi, a może to tylko sugerować nazwa jego strony. Jednak każdy, kto czyta o doktorze Ziębie czy Czerniaku, których wymienił redaktor jako kluczowe tematy strony, chyba nie sądzi, że autor sugeruje, że czerpie informacje na ich temat z Watykanu. Mamy więc tutaj robienie z widzów naiwnych tępaków, którzy mieliby wszyscy myśleć tak jak nasz komentator, że nazwa strony mówi wszystko.
Nagle Kempa zaskakuje i stwierdza, że nie neguje faktu, iż Lechici istnieli. Dodaje jednak, że ich pierwotna nazwa to nie Lechici a Lędzianie. Tłumaczy też, że Lechici, Polacy, Polanie, to nie są nazwy synonimiczne. Lędzianie-Lechici mieli być wspólnotą ponadplemienną i jednym z tych pomniejszych plemion byli właśnie Polanie. Czyli przyznaje, że istniał ponadplemienny organizm społeczny pod nazwą Lędzian-Lechitów w VII-VIII wieku (którą Bieszk nazywa Lechią właśnie). Mówi, że nie da się rozstrzygnąć czy informacje podane przez Gala Anonima w XII wieku są prawdziwe czy nie, co w ustach historyka brzmi dziwacznie, gdyż najczęściej twierdzą oni, że krytyka źródeł i porównywanie ich z innymi danymi daje możliwości weryfikacji faktów historycznych.
Dalej Kempa próbuje zdyskredytować Kadłubka, argumentując tym, że podaje on informacje, których u Gala Anonima nie było, sugerując, że je zmyślił, gdyż musieli oni korzystać z tych samych źródeł. Czyli znów robimy z ludzi przygłupów, jakby nikt nie pomyślał, że Kadłubek mógł jednak mieć dostęp do innych źródeł niż jego poprzednik, co przecież w historii jest normą. Wiemy przecież, że Długosz nie znał kroniki Thietmara, a jednak mógł napisać o słowiańskich bogach korzystając z innych źródeł i własnej wiedzy w tym temacie. Poza tym także dawniej odkrywane były coraz to nowe źródła pisane, więc podejrzenia naszego historyka zakrawają na kolejną manipulację.
Czerwona lampka zapala mu się wobec informacji Kadłubka o walkach Leszka I z Aleksandrem Wielkim i Leszka III z Juliuszem Cezarem, gdyż oba wydarzenia dzieli ok. 300 lat, czyli za mało by rządziło w tym okresie 3 władców: Leszek I, II i III. Między śmiercią Juliusza Cezara a chrztem Mieszka I mija 1000 lat, a Kadłubek podaje tylko 5 władców, którzy musieliby żyć po 200 lat. Czyli tutaj robi z kolei idiotę z Mistrza Wincentego, który, według niego, nie potrafił liczyć. Pan historyk nie bierze tu nawet pod uwagę, że Mistrz Kadłubek idiotą jednak nie był, a jako biskup krakowski i scholastyk w krakowskiej szkole katedralnej miał dostęp do różnych źródeł, nieznanych innym. Dobrze też wiedział, że w omawianym przez niego okresie rządziła także rada 12 wojewodów, o czym każdy historyk powinien słyszeć, w tym także pan Kempa. Kadłubek zatem nie zakładał, że jego czytelnicy są ciemniakami, dlatego podawał nazwy władców, które są mu znane i może coś o nich powiedzieć. Nie wymyślał więc władców na życzenie, którzy pasowaliby mu do właściwej chronologii.
Historyk odwołuje się też do źródeł opisujących walki Aleksandra i Cezara, w których nic nie ma o bojach z Lechitami, zapominając swoje wcześniejsze stwierdzenie, że władcy mieli swoich kronikarzy, którzy pisali na ich zamówienie. Dlatego trudno doszukiwać się tam przegranych wojen.
Kolejnym argumentem Kempy ma być fakt, że w okresie rzekomych walk z Aleksandrem Macedońskim na ziemiach polskich mamy okres zapaści związanej z upadkiem kultury łużyckiej. Obarcza on za regres kulturowy jedynie Celtów, którzy mieli najeżdżać nasze ziemie. Nie przyjmuje jednak, że ta zapaść mogła być też wywołana właśnie wojnami z Macedończykami.
Jakoś krytyk nie zauważa, że Kadłubek w sprawie walk z Aleksandrem Wielkim powołuje się na jego listy do Arystotelesa, do których odwoływali się także inni kronikarze, jak np. Adam z Bremy. Czy ich wszystkich też należy odrzucić? Z tego co wiem, Adam z Bremy jest często przytaczany przez historyków, mimo jak widać odwoływania się do podobnych źródeł, nie znanych obecnym historykom, czy pisania bajek o psiogłowych dzieciach Amazonek. Czyli dobieramy i oceniamy sobie dowolnie źródła pod tezę.
Jak wiemy „Historia Gotów” Kasjodora, którą streszcza w swojej „Getice” Jordanes, także zaginęła. Jakoś jednak wszyscy dają wiarę Jordanesowi w to, co pisze na podstawie tego zaginionego źródła. E. Zwolski pisze, że w 533 roku „Historia Gotów” Kasjodora była publicznie znana, dlatego może dziwić fakt, że Jordanes publikujący swoją „Getikę” po 18 latach od tej daty, w 551 r., miał do niej tak ograniczony dostęp, a tak “powszechne” źródło zaginęło.
Kempa kompletnie gubi się w argumentacji, jeśli chodzi o panowanie Lecha I od 550 roku, jak podają XVI wieczni kronikarze. Tłumaczy to tym, że źródła archeologiczne mówią nam, że Słowianie pojawili się na naszych ziemiach dopiero w VI wieku n.e., zatem dopasowano panowanie Lecha I do tego okresu. Tutaj redaktor Magna Polonia sam okazuje się idiotą, gdyż XVI wieczni kronikarze, nie mogli znać wyników badań archeologicznych, ani teorii allochtonicznej Kosinny powstałej w okresie międzywojennym, czyli na początku XX wieku o przybyciu Słowian na nasze ziemie nie wcześniej niż w VI wieku. Do tego czasu praktycznie większość historyków i kronikarzy była święcie przekonana o zasiedzeniu Słowian na ziemiach polskich i ich obecności tutaj w czasach starożytnych, co było dla każdego oczywiste. Spory toczyły się jedynie o to, jaki obszar oni zajmowali i jakie jest ich pochodzenie (biblijne, sarmackie, scytyjskie, czy wandalskie itp.). Gdyby Kempa odniósł się tu tylko do źródeł pisanych, np. Jordanesa, piszącego w VI wieku o Sklawenach, Wenedach i Antach, uznając ich wszystkich za ludy słowiańskie, to można by jeszcze mu wybaczyć. Ale sugerowanie znajomości XVI-XIX wiecznym historykom odkryć archeologicznych i teorii powstałych na zamówienie nazistów, świadczy o jakimś umysłowym zaćmieniu autora takich bzdur.
Dowiadujemy się też o tym, że niemiecki autor z 1869 roku umieścił poczet władców lechickich datując panowanie Lecha I na lata 550-655, co oznacza, że miał rządzić 105 lat. Czyli niemieccy historycy to już kompletnie nie umieją liczyć.
Cała lista władców lechickich przed Mieszkiem I jest według Kempy na 99% procent zmyślona. Argumentuje to tym, że skoro Kadłubek zmyślił wojny Lechitów z Aleksandrem Wielkim i Juliuszem Cezarem, to z pewnością też zmyślił też cały lechicki poczet. Dlatego całą kronikę Kadłubka należy odrzucić. Ciekawe, czy takie samo zdanie ma o Adamie z Bremy, szanowanemu przez większość historyków, który pisał o psiogłowych dzieciach Amazonek, co miał potwierdzać swoją powagą jeden z biskupów przekazujący mu tę informację.
Jeden z widzów zapytuje, czy to prawda, że Polacy mieli w 455 roku zniszczyć Rzym i właśnie dlatego mieli być okrzyknięci Wandalami. Panu redaktorowi kojarzy się to z humorem z zeszytów szkolnych, co ma sugerować, że to totalna bzdura. Kempa przyznaje jednak, że to fakt historyczny, iż Wandalowie złupili Rzym w 455 roku. Przyznaje też, że wywodzili się oni z ziem polskich, które opuścili w 406 r. przekraczając Ren i pustosząc zachodnią Europę docierając aż do północnej Afryki, skąd zaatakowali Rzym. Przyznaje też, że Wandalowie znani są setki lat wcześniej i tu słusznie tłumaczy, że określenie ”wandal” jest późniejsze, a powstało od nazwy tego awanturniczego plemienia a nie odwrotnie. Osobiście nie spotkałem się z taką tezą, o jakiej wspomniał widz, ale może mniej świadomi historycznie ludzie mogli umieścić tego typu głupotę, którą on podchwycił.
Redaktor porusza też sprawę poczetu (pisownia oryginalna z wypowiedzi) łysogórskiego królów polskich na Jasnej Górze, który obejmuje kilkunastu władców przed Mieszkiem I. Kempa wyjaśnia, że jego autor przyjął widocznie, że lista władców Kadłubka jest prawdziwa i na niej oparł swoje dzieło. Nie dodaje jednak, że może to świadczyć, iż nawet w środowiskach kościelnych do XX wieku uznawano ten poczet za prawdziwy. Większość kronikarzy była duchownymi i to oni spisywali naszą historię.
Kolejny temat od widza, to sprawa walk Bułgarów z Bizancjum, dobrze opisanych w źródłach, co ma sugerować, że Lechii nie było, bo o niej nie pisano. Widz nie ma świadomości, że jeżeli nie ma w czegoś w źródłach, to nie znaczy, że tego nie było. Kempa jednak to prostuje, przywołując słowa Porfinogenety, który podawał, że Bizancjum najeżdżali Serbowie i Chorwaci pochodzący z Białej Chorwacji, znajdującej się na północy, czyli na obecnych ziemiach polskich. Uważa, że to nieprawda, że w okresie, gdy pisano o Bułgarach to nie pisano o ludach z naszych ziem, ale ktoś potraktował znanych w Bizancjum Chorwatów i Serbów jako Lechitów. Wtedy to mieli istnieć obok nich także Lechici-Lędzianie, ale nazywanie Chorwatów Lechitami jest według Kempy nieuzasadnione. Jak widać, historyk ten traktuje tutaj nazwę Lechici, jako nazwę etnosu, a nie nazwę szerszą, ponadplemienną, o której sam wcześniej wspominał mówiąc o Lędzianach-Lechitach, która miała obejmować Polan, a zatem mogła i Chorwatów. Widzimy tu, że operuje on definicjami, w zależności od sytuacji, tak by pasowało do oceny faktów, zgodnie z jego przekonaniami. To, że jest niekonsekwentny i sam sobie często zaprzecza widocznie nie ma tu znaczenia. Może nikt nie zauważy.
Mówi o chaosie informacyjnym, który jak widać, przez swoje niezdecydowanie i manipulowanie faktami, sam tworzy.
Kempa potwierdza, że dla niego w temacie początków Polski najważniejsze są źródła arabskie i perskie, bo tam znajdujemy sporo informacji na ten temat. Ciekawe jak ocenia opisy Al.-Masudiego ze „Złotych Łąk” bogactwa pogańskich świątyń z obecnych ziem polskich, a z innych źródeł arabskich potwierdzenia, że kraj Mieszka jest największy z wszystkich krajów słowiańskich oraz, że Słowianie mogliby rządzić światem, gdyby się tak nie kłócili?
Nagle okazuje się też, że to Scytowie przyczynili się do upadku kultury łużyckiej (czyli ktoś jeszcze poza Celtami). Nic jednak nie mówi więcej o Scytach, wspominając tylko, że podbili oni nasze ziemie ok. VII wieku p.n.e. Kempa stwierdza jednak, że to Germanie byli na naszych ziemiach przed Słowianami, podkreślając, że co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Czyli, że Germanie musieli przegonić Scytów, ale jakoś i o tym nic nie ma w źródłach, więc skąd ta hipoteza. Ano z badań archeologicznych Kokowskiego i innych. Na ich podstawie zakłada, że Goci i Wandalowie to plemiona germańskie. Zatem, jak nie ma źródeł pisanych to można sięgnąć po inne, byle nie etnogentyczne.
Krytykuje poglądy Kostrzewskiego, piszącego o słowiańskim Biskupinie, uznając go za historyka piszącego zgodnie z wytycznymi władz komunistycznych, którym miało zależeć na uzasadnieniu praw Polaków do ziem Odrowiśla. Choć potwierdza, że kultura łużycka nie była germańska, ale nie musiała być od razu słowiańska. Powołuje się tu na Godłowskiego (absurdalna i podważona przez naukę jego teoria pustki osadniczej) i Parczewskiego (ucznia Godłowskiego), którzy byli zwolennikami teorii allochtonicznej, opracowanej przez ideologa nazistów G. Kosinnę. Nauka według niego opowiada, się za tą właśnie teorią. Śmieje się z przytoczonych przez widza badań etnogenetycznych mówiących co innego.
Sugerujemy by Kempa następną książkę zatytułował „Co przed Bieszkiem” i by zapoznał się bliżej z książkami tego autora, bo nie tylko Kadłubek pisał o Lechii i Lechitach. A także, by poważniej potraktował postęp naukowy w innych dziedzinach, jak etnogenetyka, co powoduje, że niebawem będziemy pisać na nowo podręczniki historii, a książki takie jak pana Kempy będą traktowane jako historia historiografii.
Tomasz Kosiński
05.10.2019