Walka Bela z Cernem, Asów z Wanami, Sarmatów ze Scytami, Słowian z Teutonami, czyli jak zostałem “wariatem”.

Walka

Mamy wiele źródeł i przekazów historycznych o odwiecznej wojnie między dwoma wielkimi grupami ludów. Raz jedni są górą, a raz drudzy. To jak zasada yin yang, nieuchronne dążenie do równowagi we wszechświecie. Musi być dzień i noc, lato i zima, miłość i nienawiść, pokój i wojna. To smutne i wiele religii chce zmienić ten boski porządek lub opiera swoje zasady moralne na akceptacji tylko jednej ze stron tego ukladu, ale ostatecznie wpada we własne sidła, gdy ich przedstawiciele prawią o pokoju, czyniąc wojnę. Wystarczy przytoczyć historię miłującego chrześcijaństwa z inkwizycją, torturami, podbojami, wojnami krzyżowców, interesownością, hipokryzją, zakłamaniem. Czemu tak się dzieje?

Ten powszechny dualizm, walki dobra ze złem, trwa chyba od zawsze. No może jest inaczej rozumiany w różnych kulturach. Nie wszyscy traktują ciemną stronę świata jako zło, ale konieczność bez której nie można by zrozumieć czym jest dobro (taoizm, hinduizm, ariowedyzm, rodzima wiara słowiańska). Poza tym ludzie są z natury próżni. Jedni boją się bogów i szanują odwieczne prawa, a inni próbują z nimi walczyć (np. Izrael znaczy “walczący z bogiem”) i je zmieniać na własny użytek.

Od jakiegoś czasu zajmuję się m.in. analizą etymologiczną etnonimów ludów Eurazji oraz imion ich władców. Okazuje się, że nazwy własne Swewów (Sławów), Longobardów, Burgundów, Wandalów, Herulów i wielu innych plemion uznawanych za germańskie (w rozumieniu protoniemieckie), da się wyprowadzić spokojnie z języka słowiańskiego, a co więcej wiele wskazuje na to, że tzw. starogermański jest późniejszą przeróbką starosłowiańskiego. Korzenie językowe są przez to wspólne. Z czego to wynika? Ano z tego, iż kiedyś musieliśmy tworzyć jeden wielki etnos, czy to się komuś podoba czy nie. Na skutek jednak podziałów, o których będzie dalej mowa, powstały odrębne, nowe etnosy, często wzajemnie się zwalczające. W historii, archeologii czy języku trudno uchwycić ten moment, ale mamy coraz więcej przesłanek i dowodów, które mogą nam w tym pomóc, także dzięki genetyce genealogicznej.

Ja póki co skupiam się bardziej na języku, w którym, moim zdaniem, jest ukryta prawda, ale trzeba ją umiejętnie wydobyć. W swoich rozważaniach na te tematy nigdy nie twierdziłem, że to święta i bezdyskusyjna prawda, ale stawiam tezy i podaję swoje przemyślenia. Zdaję sobie sprawę, że mogę błądzić, ale szukam, pytam, staram się dawać odpowiedzi, z którymi można dyskutować. Obraz jaki z tego powstaje dla mnie jest coraz bardziej wyrazisty i zrozumiały. Czerpię dużo z pracy i wkładu innych, zarówno dawniejszych uczonych, jak i współczesnych niezależnych pasjonatów dziejów i odkrywania prawdy. To jak wspólne układanie puzzli mapy świata. Myślę, że każdy może tu dołożyć coś od siebie.

Analizując imiona i historię Alamanów natknąłem się na imię Teodefrid, Leutfred, Gotfrid, Lantfrid, Liutfrid itp. z okresu narzucenia Alamanom frankijskiego zwierzchnictwa. Gdy byli niezależni rdzeń *fred, frid nie występował w ich imionach. Wygląda więc na to, że to już frankońska wstawka. Skąd jednak ona pochodzi i co znaczy?

Po dłuższych badaniach i analizach doszedłem do wniosku, że wszelkie frod, fried, fred, frey, fryd w znaczeniu spalony, usmażony, to nic innego jako zniemczone *wrod – wrodzony, podobny, zgodny. Ale przecież ang. free to wolny, a niem. frieden – pokój, skąd zatem ta fonetyczna zbieżność, a znaczeniowa rozbieżność?

Wygląda na to, że *fry, frai – smażyć, to przeróbka słowiańskiego *wraj (f=w), czyli Wyraj, co jest równoznaczne z *wrod. Czemu zatem dla Anglosasów to smażenie, palenie?

Termin *wrod to też synonim *wari (ari – szlachetny ród), które oznaczało to samo, czyli wrodzony, z podkreśleniem szlachectwa, czyli, że pochodzi z czystej, aryjskiej krwi, z rodu, nie jest bękartem. U patriarchalnych Ariów dopuszczano mieszane małżeństwa, ale tylko między szlachetnymi mężczyznami i kobietami z innych ludów, bo wierzono w zachowanie rodowodu po ojcu (Y-DNA). Fire, fauer, fray, fry to zatem odpowiednik *wari, czyli ze szlachetnego rodu, ale też warzyć, gotować na ogniu. Dlatego Waregowie to podpalacze, wrogowie, to samo Awarowie. Stąd właśnie anglosaskie słowa jak fire, fry, fried związane z ogniem, paleniem, smażeniem, a kolega podpalacz to friend, no i niemieckie frieden – pokój jaki powstaje na skutek spalenia, czyli pozbycia się wrogów, czy wolność ang. freedom – gdy pozbędziemy się (spalimy) naszych panów, mamy wolny dom dla siebie, no i to jest oczywiście fair.

Czy jestem wariatem? Jeśli poprawnie zrozumiemy etymologię tego słowa, to nie mam nic przeciwko temu. Bowiem *wari, jak już wiemy, oznacza “szlachetnego rodu”, a *at to ojciec, o czym wielokrotnie pisałem. Zatem “wariat” po prawdzie, to “ojciec szlachetnego rodu”. Skąd zatem to pejoratywne rozumienie tego słowa? Tego jeszcze nie wiem, ale przypuszczam, że to podobna przyczyna i metoda jak ze Sclavus (Sław –  Słowianin) zrobiono sclave – niewolnika, z Wandalów – wandali, a z Prusów – Prusaków. Pewnym tropem jest to, że w łacinie *varia oznacza różny, co może być określeniem dla ludzi innych niż Italikowie, Ariów.

Podobnym przykładem jest etymologia Brenny, która jest synonimem nazw miejscowych Brno, Berno, Bran, Brema, czyli twierdza, od słów bronić, brama. Ale jakoś dziwnym trafem w anglosaskim i późniejszym niemieckim “brennen” oznacza palić, jak burn, Bern, co odpowiada wcześniej omawianym fire, fauern. Dlatego Brennę (sł. Branibór, niem. Brandenburg) i nasi zaczęli nazywać Zgorzelcem. Kiedyś stanowiła Bramę, obronną twierdzę – Bran, ale z racji, że była wielokrotnie palona, sens jej imienia uległ zmianie. Czyli to, co dla nas znaczy bronić, jest wrodzone, szlachetne to dla Anglosasów, Skandynawów i innych łupieżczych ludów jest związane z paleniem, smażeniem, niszczeniem. Ciekawe czemu?

Wygląda na to, że inaczej rozumieją oni sens słów i całą, nie tylko aryjską, tradycję. Już w Grecji Helios był bowiem bogiem Słońca, obdarzanym szczególnym kultem, podobnie jak Apollo z Hyperborei. Bóstwa solarne były czczone także w Egipcie (Ra), Persji (Mitra), Mezopotamii. Helizjum to zaświaty, kojarzone z powrotem duszy na łono Słońca – Swaru, słowiańskiego boga Swaroga, Pana nieba. Ale *hel u Germanów znaczy, nie słońce, tylko piekło. U Helenów jeszcze ich ojczyzna Hellada była krainą słońca (lad – ład, ląd, a hel – słońce). Słońce jest warem, żarem, swarem i kojarzy się z ogniem, paleniem, warzeniem, ale u Ario-Słowian miało wydźwięk pozytywny. Czemu u innych ludów nabrało ono pejoratywnego znaczenia? Wydaje mi się, że ludy negatywnie odbierające Słońce – niebiański ogień, ład, porządek, uniwersalne prawa kosmosu i przyrody, musiały czcić co innego, najpewniej ogień ziemski, ale nie jako dar niebios, czy słońca, tylko jako narzędzie walki, podbojów i dominacji.

Moja teza o praetnogenezie Słowian i innych ludów indoeuropejskich jest prosta. Mamy wspólne korzenie, ale w pewnym momencie musiał nastąpić spór o imponderabilia, czyli szczegóły rozumienia i szanowania praw boskich i ludzkich. Jeśli najstarszym narodem na ziemi mają być Scytowie, jak twierdzili niektórzy starożytni historycy, to my pochodzimy od Sarmatów, którzy się od nich oddzielili zachowując stare prawo i broniąc go. Powodem mogła być pycha i sprzeniewierzanie się Scytów boskiemu prawu. Chcieli oni tworzyć nowe zasady i żyć inaczej, czyli nie “wrodzie”, stali się dla Sarmatów (z aryjskiej maci – obrońcy macierzy) “wredami” – fredami (wrednymi), tj. zdrajcami rodu, odszczepieńcami, tymi, co zmieniają sens prawa, bożych słów. Słowa bowiem traktowane były jako dar boga, odróżniający nas od zwierząt, dlatego były święte.

Prawdopodobnie chodziło o to, że część scytyjskich wodzów chciała być traktowana na równi z bogami, nie tylko być uznawana za ich namiestników, wybrańców, panów (lachów). Tak mógł powstać etnonim Gotów (bogów), odłamu Scytów, którzy sprzeniewierzyli się starej wierze i bogom oraz zawłaszczyli sobie ich tytuły, a nawet święte imiona (Sigge – Odyn). Mitologia skandynawska też może to potwierdzać, gdyż szlachetni Wanowie (ir. aria – szlachetny, sł. lach – szlachcic) to tam starzy bogowie (lub ich wyznawcy), a Asowie to, ci którzy się zbuntowali i próbowali ich obalić, ogłaszając się nowymi bogami. Ostatecznie zawarto sojusz, ale podział na tej linii nadal istniał.

Zatem jak objaśnić imiona Teodefrid, Leutfred, Gotfrid, Lantfrid, Liutfrid? Oficjalna lingwistyka każe nam wierzyć, że znaczyły one: Teodefrid – pokojowi ludzie (taa jasne), Leutfred – to samo, czyli pokojowi ludzie. Gotfried – boski pokój. Lantfried – pokojowy kraj. Liutfrid – srogi pokój, genialne wręcz, pokój, który może być srogi. Pokój w nazwie imion wojowników to farsa jakaś.
A może imiona z rdzeniem *fred, fried znaczą co innego, bardziej pasującego do wojowników podpalaczy: Teodefrid – smażyciel ludzi, Leutfred – smażyciel ludzi, Gotfrid – boski podpalacz, Lantfried – palacz landów, Liutfrid – srogi podpalacz? Palenie osad i wrogich ludzi, było dla łupieżców wojujących ogniem powodem do dumy, uznawali się za bogów, którzy decydują o życiu innych. Każdy bohater – piroman im więcej spalił i zabił tym większy miał mir – fried wśród ziomali.

Jest taki kawał o wikingach, jak jarl uczy młodego adepta, by zapamiętał kolejność działań, najpierw gwałty a potem podpalenia, a nie odwrotnie, bo wtedy to nie ma sensu.

Ale ja wariat jestem, więc uważajcie.

Tomasz J. Kosiński

31.03.2020

Betlejem domem Boga Lacha

Betlejemska ciekawostka. Nazwa Betlejem oznacza wg Wikipedii dom chleba od bet (Dom) i lehem (chleb). Samo słowo chleb pochodzi od leh, często pisane także lechem, jak to było pierwotnie. Lechem czyli chleb pochodzi od Lech, czyli od Boga. W modlitwie chrześcijan chociażby jest Chleba powszedniego daj nam dzisiaj. Słowo lech jakimś dziwnym trafem w wielu językach oznacza Pan, Bóg. Choćby w arabskim, leh, lah oznacza bóg. Dlatego ten bóg oznacza Al lah.

Zatem Betlechem równie dobrze można przetłumaczyć jako dom Boga (Lecha), ewentualnie bez turbosłowiańskich naleciałości – dom Pana Boga. Czyli wychodzi na to, że ci co nadawali taką nazwę wiedzieli, że sie tu narodzi Pan Bóg. Prekognicja? A może taką nazwę nadano tej miejscowości już po narodzeniu Jezusa, przy spisywaniu ewangelii.

Fajnie by było gdyby historycy potwierdzili istnienie Betlehem przed narodzeniem Jezusa.

 

Tomasz Kosiński

22.12.2016

 

Słowiańska swastyka

Swastyki

Swastyka jest symbolem szczęścia nie tylko w Indiach, Chinach, Korei, Indochinach czy Japonii, gdzie widziałem mnóstwo takich znaków na domach czy świątyniach. Jest stałym symbolem wierzeń w niemal połowie świata i kojarzy się pozytywnie.

To dawny symbol Ariów, którzy dali wedy (wiedzę) Hindusom oraz język sanskryt tak podobny do staropolskiego. Ostatnie badania genetyczne wykazały, że haplogrupa R1a1 występuje w największym procencie u Polaków i hinduskich braminów, którzy mają białą cerę. Ta haploglupa nawet przez współczesnych naukowców nazywana jest słowiańską lub aryjską, gdyż Ariowie mieli jej najwięcej.

Swastyka to także symbol państwa polskiego, o czym można się przekonać patrząc na 5 swastyk na dinarze Mieszka I oraz z czasów bardziej współczesnych na wielu odznakach polskich do czasów II wojny światowej, kiedy to niejaki Hitler (austriacki Żyd) na bazie filozofii Schopenhauera przyjął ideologię o aryjskiej rasie panów. Jak wiemy już dziś dzięki współczesnym badaniom genetycznym akurat Niemcy mają w żyłach niewiele krwi aryjskiej.

Kim byli Ariowie? Wszystko wskazuje na to, że to protoplaści Słowian.

Tu tylko dwa z wielu dostępnych artykułów, które można znaleźć w necie na temat podobieństw między językiem polskim a sanskrytem i wpływie Ariów na kulturę Indii i reszty świata:
1/ https://bialczynski.pl/2013/01/19/adam-smolinski-czy-obecni-germanie-to-tez-ariowie/
2/ http://wspanialarzeczpospolita.pl/2014/11/18/samskrta-sloveniska/

To, że od dawna Słowianie używają symbolu swastyki nie znaczy, że jesteśmy faszystami, bo i taką opinią się spotkałem. Wynika to z megaignorancji, ale też manipulacji faktami wielu środowisk. Stąd moje zwrócenie uwagi na prawdziwe znaczenie tego symbolu.

http://mojaslowianskafilozofia.blogspot.com/2011/11/swiaszczyca-swarzyca-swarga-swastyka.html?m=1

Kto ma uszy niechaj słucha. Kto ma oczy niechaj patrzy. Kto ma rozum niech go używa.

ps.
Jeśli ktoś ma rzeczowe argumenty na ten temat to zapraszam do dyskusji. Jeżeli natomiast ktoś nie dopuszcza w swojej zaprogramowanej przez pangermańską historiografię głowie takiej możliwości i chce ograniczać się jedynie do naśmiewania lub wyzwisk, albo straszenia klątwą Boga to niech sobie daruje lepiej.

To, co piszę to nie kwestia wiary tylko wiedzy i związanymi z nią wątpliwościami, które się pojawiają czytając judeochrześcijańską historię.

Podaję pewne ciekawostki na zasadzie rzucenia tematu do dyskusji, nie uważam się ani za proroka, ani za naukowca. Może niektórym trudno uwierzyć, ale raczej znam się na warsztacie naukowym, gdyż studiowałem nauki społeczne, w tym historię i pisałem pracę magisterską o historii Kielc w okresie międzywojennym. Byłem też redaktorem przez kilka lat publikacji i czasopism regionalnych. Do oczywistych spraw, które można znaleźć w Wikipedii lub dowolnej wyszukiwarce nie podaję linków. Jeśli są jakieś przekłamania w Wikipedii to zazwyczaj podaję linki do stron lub artykułów, które z tym polemizują. To, że na Fejsbooku nie podaję przypisów i bibliografii to tylko dlatego, że to chyba nie miejsce na taką metodologię. Jak napiszę kiedyś książkę to pewnie podam istniejącą bibliografię i przypisy.

Problem w tym, że w pewnych tematach brak jest wiarygodnych źródeł lub są przekłamane. Pewne tezy są dalekie zatem od jedynie słusznej wersji historii jaką znamy. Ale uważam, że wiedza nie powinna być dogmatem, ona nie stoi w miejscu, powinna przyjmować wariantowość przy braku niezbitych dowodów, powinna polegać na ciągłym odkrywaniu. Bez naciągania, bez ideologii jak to zazwyczaj było i jest.

Nauka nie powinna opierać się na wierze, ale na wiedzy. Niestety ojcowie Kościoła i zaborcy uważali inaczej, stąd tyle niejasności, choćby dotyczących pogańskich Słowian, których tradycje pielęgnujemy codziennie, niektórzy nawet nie zdając sobie nawet z tego sprawy. Ignorancja jest cechą z wyboru. Tak jak wiedza i świadomość. Wiara jest podobno darem. Chciałbym doznać takiej łaski, bym mógł uwierzyć w niektóre oczywiste brednie, dzięki czemu może żyłoby mi się lepiej i bezproblemowo, ale póki co nie było mi to dane.

Jesteśmy Słowianami czyli ludźmi słowa, więc powinniśmy się tym słowem-wiedzą dzielić z innymi, jak to było dawniej. Więc dociekam, szukam, pytam, dyskutuję, bo uważam że celem człowieka jest dążenie do wiedzy opartej na prawdzie.

 

Tomasz Kosiński

11.05.2016

 

 

Lew zabija byka, czyli schyłek lata według Radegasta

Postać Radegasta z ptakiem na głowie i wizerunkiem byka na piersiach to znany wizerunek tego boga, nie tylko z prilwickich idoli, poświadczony przez różne źródła historyczne. Mało kto jednak wie, że to tylko słowiański symbol końca lata.

O kulcie Radegasta pisze arabski kronikarz Masudi Kadbedin (moradze 62) w połowie X wieku, gdzie powiada, że „jedna ze świątyń słowiańskich stała na górze cud świata, a wedle znawców, cud architektury i szyku różnobarwnego kamienia, do jej budowy użytego. Na górze miała otwory do uważania wschodzącego słońca. Inną postawił na górze czarnej pewien ich król. Otoczona jest wodami różnej barwy i różnego smaku. W tej świątyni bałwan ogromny wyobraża starca kijem kości ludzkich tykającego (Radagasta ?). Pod prawą jego stopą widać rozmaite mrówki, a pod lewą kruki i inne tego rodzaju ptastwo.”

O redarskiej Retrze, w której czczono właśnie Radegasta, jako główne bóstwo, a skąd mają pochodzić ‘idole prilwickie’ pisał m.in. Dittmar: „stoi wielka świątynia z drzewa sztucznie wyrobiona, wzniesiona na rogach rozmaitego zwierza. Na ścianach zewnątrz bogów i bogiń wyobrażenia przedziwnie wycięte; a wewnątrz ustawione posągi z napisami imion każdego, z których najpierwszy Radegast, Luarasici Swarożycem – przyp. autora) zwany, przed innemi od wszystkich czczony i chwalony. Bałwan jego był złocony i stał na purpurowej podstawie. Chowano w tej świątyni chorągwie bogów i bogiń, na których były bohomazy.“

Kult Radegasta potwierdzali też Helmold i Adam Bremeński.

Motyw człowieka z głową lwa jest popularny w wielu kulturach. Znana jest m.in. kamienna statua człekolwa z Ulsteru (Irlandia) z czasów przedchrześcijańskich (sprzed V w. e.ch.), która została odkryta w czasie odbudowy katedry Armagh pod koniec XIX wieku.

Jak wiemy Słowianie żyli w zgodzie z naturą i jako społeczność w dużej mierze rolnicza, przywiązywali olbrzymią wagę do cykliczności okresów wegetacyjnych. Lato jest porą pełni wegetacji i wtedy Słońce wchodzi w znak Byka (Podaga), a sezon letni kończy się w znaku Lwa (Radegast). Podaga – Byk ma w mitologii celtyckiej dużo odniesień. Szczególnym dniem był 2 sierpnia, czyli wtedy, gdy Olbrzym grzmiał gorącem najmocniej, mając Słońce w głowie. Celtycki Crom Dubh, Hromi Daba, Grom Div, piorunowy Sun Giant, często wiąże się z bykiem, który był jego zwierzęciem ofiarnym, podobnie jak w obrzędowości słowiańskiej. Dlatego też na posążku Podagi z Prilwic widzimy także węża oplatającego ciało, gdyż gady te były symbolem odradzającego się życia po okresie zimowej hibernacji.

Samo imię Podaga wywodzi się od psłow.*dągъ ‘siła, moc, zdrowie’ (por. dialektalne powiedzenie idzie w dąg ‘wychodzi na pożytek, na tuszę (o jedzeniu)’. Stąd wziął się też czasownik podążać, czyli zmierzać do szczęścia. Gdy Słońce wchodziło w znak Byka i zaczynał się okres jasności, zmierzało ono dalej przynosząc ciepłe lato, a po nim plony (gody). Stąd prawdopodobnie powstał synonim Pogoda, czyli przynosząca szczodre zbiory (gody), kiedy to Lew-Radegast zabijał Podagę (dożynki). Warto tu zaznaczyć też, że od godów (plonów) pochodzą inne słowa, jak godowanie (czego plonem jest potomstwo), godzenie się (czego efektem jest zgoda). W ros. god zaczęło oznaczać rok. Dlatego małżonkowie hucznie obchodzą złote czy srebrne gody (lata). Możliwe, że też przez takie przeniesienie znaczenia słowa ‘god’ inaczej zaczęto rozumieć określenie Pogoda, czyli ‘po roku’ (po ciemnym, zimowym okresie).

Lew – Radegast jest pogromcą Podagi-Byka-Lata, powodując jego koniec (śmierć). Ale Lew w znanych nam wyobrażeniach ma na piersiach postać byka, gdyż zachowuje w sercu młode Słońce-Lato-Podagę. Po lecie przychodzi jesień, sezon zbiorów i dlatego zabijano wtedy byki składając je w ofierze w intencji dobrych plonów.

Radegast i Belbog to jedno i to samo bóstwo, a właściwie określenie. Radegast uważany był za syna Słońca – Swarożyca. Belbog natomiast oznacza białego boga. Jest on odpowiednikiem celtyckiego Belenosa i walijskiego Beli. Jest panem dnia, lata, światła, jasność, czyli białej części roku i dnia. Nazwa celtyckiego Belenosa pochodzi od bel + nos. W językach słowiańskich bel, beli oznacza białe, a nos oznacza nosi, niesie. Więc Belenos to „przynoszący jasność”. Belbog jest przedstawiany jako mężczyzna z głową lwa, gdyż jest to reprezentacja antropomorficzna Słońca, które jest najsilniejsze właśnie w znaku Lwa. Lew to również środek białej części roku, czyli Beli.

W obu kalendarzach słowiańskim i celtyckim rok został podzielony na dwie części, ciemną, czarną część (zimą i wiosną) oraz białą część (latem i jesienią). Beltane (Djurdjevdan, Dzień Świętego Jerzego) oraz Samhain (Mitrovdan, dzień Świętego Marcina) zaznaczają granice między tymi dwiema częściami roku.Beltane jest dniem Bela, Beli, Belenosa, Belboga, tj. dniem zwiastującym biel, światło. Samhain to dzień Bran, Vran, Chernunos, Černbog, Crnbog, Mrocznego Boga, tj. zwiastuna ciemności. Cern, Crn, Czernebog oznacza u Słowian czarnego boga. Podobnie jak celtycki Chernunos, czyli „przynoszący ciemność”. Belbog – Črnbog, Bel – Bran (Vran), Belenos – Chernunos to dwie twarze Janusa, dwie połówki roku słonecznego, biała i ciemna część roku z celtyckiego i słowiańskiego kalendarza.

Helmold pisał o kulcie Czernoboga tak: „Po spełnionych ofiarach, lud zabierał się do uczty czyli biesiady i do pląsów. W kolejnym spijaniu wywoływał boga sprawcę dobrej doli i boga sprawcę złej doli, którego w swym języku Zcerneboch, to jest czarnym bogiem nazywał.”

Znany u Słowian dualizm religijny, czyli walka Dobra ze Złem, Światła z Ciemnością, ma irańskie pochodzenie. Istnienie dwóch przeciwstawnych światów, sił ciemności i jasności, porządku i chaosu, bytu i niebytu, jest personifikowane przez dobrego i złego boga, u Słowian Belboga i Czernoboga, a u Staroirańczyków Ahuramazdę i Arymana. Koncepcja ta jest doktryną przedmuzułmańskiej religii Iranu – zaratusztrianizmu, skąd została też zapożyczona przez chrześcijaństwo i inne religie. Warto tu jednak zauważyć, że istnienie zła i dobra, jasności i ciemności jest czymś normalnym, jakby nadrzędną zasadą świata. Dlatego, ani zaratusztrianie, hindusi, czy Słowianie nie mieli z tym problemu. Wierzyli zresztą w nieśmiertelność duszy, a życie traktowali jako wędrówkę do lepszego świata. Nie istniało żadne wieczne potępienie, ani piekło, jakie znamy z chrześcijaństwa, którym nota bene zaczęto straszyć dopiero w wiekach ciemnych.

Beltane to festiwal gaelicki, tzw. Majówka. Najczęściej jest ona w dniach 30 kwietnia, ale czasami w dniu 1 maja, czyli około połowy drogi między równonocą wiosenną i letnim przesileniem. Historycznie rzecz biorąc, to święto znane jest w całej Irlandii, Szkocji i na wyspie Isle of Man. Beltane z celt. oznacza “jasne ognie”. To dlatego podczas obchodów tego święta palone są ogniska, aby pomóc ożywić słońce. U Słowian ze względu na różnice klimatyczne taką rolę pełni święto Dni Kupały, kiedy przychodzi astronomiczne lato.

Radegast ma kij, bo jest Słońcem-Lwem wędrowcem po niebie. Gęś na jego głowie to nawiązanie do wędrówki tych ptaków, które odlatują wczesną jesienią, a powracają wczesnym latem. Gęś jest symbolem lata i płodności dlatego jest mile widzianym gościem, stąd imię Radegast = Rad+gost, czyli rad z gości (gęsi), które muszą odlecieć, gdy on rządzi na niebie, mając nadzieję na ich powrót. Dlatego Radegast jest tylko eufemizmem schyłku lata, co oznacza, że de facto nie był bóstwem, ale jedynie symbolem określonego cyklu przyrody. Podobnie jak Słańcewit (Swantewit), który przemierzał niebo na swoim koniu, był jedynie personifikacją cyklu słonecznego.

Kraszewski pisze o Radegaście tak: ”R a d e g a s t; bóstwo gościnności, cnoty religijnéj Słowian, opiekuńcze ludów handlowych, czczone u Obodrytów i Redarów, a jak z nazwisk miejsc się okazuje i w innych krajach Słowiańskich. Wspomniany jest u Helmolda i Thietmara. Helmold pisze o nim tylko, że posag miał być złoty, a ołtarz pokryty szkarłatem, ale o kształcie posągu nie mówi. J. Potocki (…) dodaje, że w Mecklemburgszczyźnie zachowało się podanie, o zatopieniu złotego posągu Radegasta w jeziorze Muritz. Thietmar, wspominając o świątyni jego u Redarów, nic też o wizerunku nie pisze, (Lib. VI, 65). Inne opisy i wyobrażenia, z podań zapewne go wystawujące, daleko już są późniejsze. Masius, o bogach Obodrytów pisząc, maluje Radegasta, jako posąg wyniosły, z włosami na głowie pokręconemi, na kształt kręgu złożonemi; z twarzą raczéj poważną, niż piękną. Na głowie miał ptaka, z rozpostartemi skrzydłami, a na piersi czarną głowę byka (tur), którą, ręką prawą podtrzymywał, w lewéj miecz obosieczny; zresztą całkiem nagi.”

I dalej dodaje: „ Boton: (Chronica pictorum); wystawia go w postaci chłopa nagiego, wprost do widzów obróconego, z nogą prawą, do chodu niby wyciągnioną, obuwiem na nogach na kształt chodaków, kurpi, prawą rękę trzymającego na piersi, i pierś całą zakrywającego tarczą na kształt Janiny, na której wyobrażona była głowa poczwarna z rogami, uszami długiemi, oczyma bielejącemi i wywalonym jęzorem. W lewéj ręce trzymał rodzaj hallebardy (siekiery), na któréj się podpierał, a na głowie nie pokrytéj, miał ptaka ze skrzydłami rozpostartemi, jak do lotu. Rysunek ten powtórzony został z kroniki Saskiéj, z któréj Kommentator Helmolda opis swój wyczerpnął. Wyżéj przywiedliśmy podanie Masius’a, o koronie na głowie posągu Radegasta Gadebuskiego, o któréj w opisach wzmianki niema, która późniéj odjęta dla pamiątki w oknie kościoła w Gadebusch w Meklemburgskiém zachowywać się miała. Inni jeszcze posąg w Retrze opisują, jako postać z lwią głową, na któréj siedziała gęś, w ręku topor, na piersi głowa bawola. Co do ptaka na głowie Radegasta, nie zgadzają się Kommentatorowie: Nic. Mareschalcus ma go za gryfa, inni za gęś, lub łabędzia, Frenzel za jastrzębia, lub sokoła, Kollar za Raroga, (indyjskiego Garudhę). W języku może się zachowało potwierdzenie ostatniego mniemania, gdyż rarogiem zowią dziwaczne na głowie przystrojenie. Między bałwankami Prilwitzkiemi, najliczniejsze są wizerunki tego boga i sprzęty z napisami, do niego się odnoszącemi. W dwojakiéj on tu przedstawia się postaci: raz jako opisany już Radegast z ptakiem na głowie, bawolim łbem na piersi i mieczem; drugi raz jako wąż z głową ludzką i ptakiem na niéj, (J. Potocki, T. I, f. 2, T. 21, f. 68). Kilkakrotnie powtórzony wizerunek Radegasta, zgadzający się z opisem Masius’a i Boton’a, niczém od nich nieodstępuje. (J. Potocki. T.7, f.14, T. 22, f. 78).”

Symbol lwa-człowieka wydaje się być wspólny dla całej Euroazji i północnej Afryki. Znajdujemy go także w Indiach, w postaci Narasimha, awatara boga Wisznu. Narasimha często jest wizualizowany jako pół-człowiek pół-lew. Znany jest przede wszystkim jako “Wielkiej Obrońca”, który specjalnie chroni swoich wielbicieli w potrzebie.

Człowiek-lew jest również znanym symbolem w Afryce Północnej (Egipt, Dolina Nilu), gdzie występuje jako Bes. Jest to starożytne egipskie bóstwo czczone jako opiekun gospodarstw domowych.

W Azji Środkowej ten motyw pojawia się jako Zurvan, nieskończony bóg w czasie i przestrzeni, a jego aliasem jest “jeden” (“sam”). Jest on rodzicem dwóch przeciwieństw reprezentowanych przez dobrego boga Ahuramazdę i złego boga Arymana. Zurvan jest neutralny, nie ma dla niego różnicy między dobrem i złem, które muszą współistnieć w świecie.

Również w greckiej religii spotykamy skrzydlatego lwa-człowieka, pod imieniem Aion. To bóg nieograniczony czasem, który wyłonił się z pierwotnego chaosu i stworzył Niebo i Ziemię. W ręku trzyma berło, klucze lub piorun, a jego ciało oplata wąż. Jego postać często była spotykana w świątyniach Mitry, także czczonego przez Słowian, co widać na niektórych figurkach prilwickich i kamieniach Hagenowa. Persowie natomiast czcili słońce Mitrasa i prawdopodobnie od nich przejęto kult Mitry – Słońca pod tą nazwą, znany także u rzymskich legionistów.

Najstarszy znaleziony do tej pory idol wyobrażający człowieka-lwa pochodzi z paleolitu. Figurka zwana “lion man” (niem. Löwenmensch), czyli dosłownie “lew ludzki”, to rzeźba z kości słoniowej, która jest jednocześnie najstarszą znaną zoomorficzną rzeźbą na świecie i najstarszym znanym, niekwestionowanym przykładem sztuki figuratywnej. Figurka znaleziona w 1939 roku na terenie Niemiec, datowana jest na około 32.000 lat, a przypisuje się ją do Kultury Oryniackiej. Rzeźba jest prezentowana obecnie w muzeum w Ulm (Niemcy).

Zatem podsumowując, z Jednego Boga (Jasz=Jesse), powstało niebo i ziemia, w tym Słońce (Swarog, Słańcewit) – Olbrzym grzmiący, dający dzień i noc, lato i zimę. Tak zrodziła się jasność (Bel) i ciemność (Cernebog, Nija, Wij). To jednak Swarog (Słańcewit, Słońce), a nie Jasz, jest władcą świata, trzymającym go w ręku, a jego atrybutem jest błyskawica (grzmiąca jasnością), jak celtycki Crom Dubh, hromi Daba, Grom Div i bałto-słowiański Piorun (Perkun, Perun). Jasz jest natomiast pierwotną boską jasnością, prapoczątkiem wszystkiego, bogiem jedynym, jak hinduski Brahman. Do niego w pewnym stopniu ma nawiązywać imię Odina (Jeden), ale mitologia skandynawska ukazuje nam go jednak jako bóstwo pochodne, czy wręcz tytana, więc na pewno nie można go utożsamiać z Jaszem.

O monoteizmie Słowian pisał m.in. Helmold: „mają jedynego boga, władcę pioruna” oraz Lelewel: „…bóg jedyny wszystkim na ziemi i w niebie władający rozmajite miał miana, Jesse, Nia, Bóg, Belbóg, Stworzyciel, Swiatowid, Radegost. Te rozmaite miana nieraz pewnie rodziły mniemanie o wielorakim bóstwie. A Sławianie jedynego tylko boga znali.”

Na koniec, warto dodać, że można zauważyć związek wierzeń w człowieka-lwa z mutacjami haplogrupy R oraz migracjami jej reprezentantów. Chronologia podziału haplogrupy R wygląda następująco:
• wyodrębnienie się haplogrupy R – c. 30.000 BC
• powstanie haplogrupy R1 – c. 25.000 BC
• wykształcenie się haplogrupy R1a – ario-słowiańskiej, c. 22.000 BC
• mutacja haplogrupy R1b – celtyckiej, c. 20.000 BC.

Haplogrupa R1 i jego potomkowie znajdują się w Europie, Afryce Północnej (dolinie Nilu), Azji Środkowej i Północnej Ameryce Wschodniej, czyli właśnie tam gdzie znajdujemy wyobrażenia człowieka-lwa, co może być przesłanką istnienia wspólnoty wierzeń ludów haplogrupy R i jej podgrup.

Tomasz Kosiński

12.08.2016

 

Źródła:
http://oldeuropeanculture.blogspot.com/…/radegost-welcome-g…
• Szulc K., Autentyczność kamieni mikorzyńskich zbadana na miejscu, [w:] Roczniki Towarzystwa Przyjaciół Nauk Poznańskiego. T. IX, Poznań 1876
• Helmold, Kronika Słowian, PWN, Warszawa 1974
• Szyjewski A., Religia Słowian, Kraków 2003
• Kraszewski I. J., Sztuka u Słowian, szczególnie w Polsce i Litwie przedchrześcijańskiej, Wilno 1860
• Lelewel J., Cześć Bałwochwalcza Sławian i Polski, Poznań 1857
• Masch A. G., Woge D., Die gottesdienstlichen Alterthümer die Obotriten aus dem Tempel zu Rhetra am Tollenzer See, Berlin 1771
• Potocki J., Voyage dans quelques parties de la Basse-Saxe pour la reserche des antiquites Slaves ou Vendes, Hamburg 1795.

Lucyfer czy Lucyper, czyli jak z Prometeusza zrobiono diabła

Lucyfer (z łac. – niosący światło; lucis dopełniacz od lux: światło; ferre: nieść)

W starożytnym Rzymie termin ten stosowany był przez astrologów do określenia Gwiazdy Porannej, czyli planety Wenus widocznej nad horyzontem przed wschodem Słońca. Słowo było najprawdopodobniej dosłownym tłumaczeniem greckich eosphoros (eώσφορος) – “niosący świt” lub phosphoros (φώσφορος) – “niosący światło”. W Grecji odpowiednikiem Lucyfera był Fosforos, choć w rozumieniu Kościoła bardziej pasuje do niego tytan Prometeusz.

W nomenklaturze chrześcijańskiej imię to pojawiło się najprawdopodobniej po raz pierwszy w łacińskim przekładzie Biblii dokonanym pod koniec IV w. n.e. przez św. Hieronima ze Strydonu, zwanym Wulgatą. Znajduje się ono w:
– Księdze Izajasza 14,12. W oryginalnym tekście hebrajskim występuje ono jako helel ben-szachar (הילל בן שחר po hebrajsku). Helel oznacza planetę Wenus, zaś ben-szachar to świetlisty syn poranka.
– 2 Piotr 1:19 “I mamy mocniejszą mowę prorocką, której pilnując jako świecy w ciemnem miejscu świecącej, dobrze czynicie, ażby dzień oświtnął, i jutrzenka (lucyfer) weszła w sercach waszych.”

Antropozofia uznaje Lucyfera za brata Chrystusa, który był inspiratorem religii orientalnych, jak buddyzm i hinduizm. Reprezentuje on erotykę, literaturę, prostą technikę, idee poprawy ziemskiego świata, jak demokracja czy ekologizm. Jest demonem słabszym od Arymana.

Do czwartego wieku, nie zawsze wiązano imię Lucyfer (pol. niosący światło) z upadłym aniołem światłości czyli diabłem. Na przykład św. Lucyfer, czy hymn Carmen aurorae. Lucifer w łacińskiej liturgii jest nazwą gwiazdy porannej, w której symbolicznie widziano Marię z Nazaretu. Jak gwiazda poranna zwiastuje, niesie światło Słońca, tak Maria zwiastuje nadejście Chrystusa.

Ojcowie Kościoła jednak później uznali, że słowo lucifer należy traktować jako imię określające stan pierwotny szatana, co pozwoliło na przypisanie mu cech, które potem w wyniku upadku miał utracić: urody, jasności, bycia ulubieńcem samego Stwórcy. Tradycja ta stopniowo ewoluowała. Pojawiło się dodatkowe imię upadłego anioła, oparte na łacińskiej etymologii: Lucyper, od lucem perdere – zdeptać światło. W ten sposób próbowano rozróżniać pomiędzy aniołem w stanie łaski, a aniołem upadłym. Wielu kaznodziejów wykorzystywało tę grę słów: oto Lucyfer (Niosący światło) stał się Lucyperem (tym, który światło utracił).

Co takiego skłoniło biskupów chrześcijańskich do zamiany jaśniejącego Lucyfera w demonicznego Lucypera?

Otóż wszystko wskazuje na to, że chodziło o zbyt duże podobieństwo Lucyfera do Prometeusza, syna tytana Japeta (podobieństwo imienia do biblijnego Jafeta, od którego mają pochodzić Słowianie może być przypadkowe, acz niekoniecznie). Otóż ten Prometeusz ulepił człowieka, wykradł bogom ogień i przekazał go ludziom. Według legendy za karę został on przykuty do skały i orzeł wydziobywał mu wątrobę, która wciąż odrastała (nota bene tą skałą ma być góra Kazbeg w Gruzji, gdzie miałem okazję być kilka razy). Ogień należy rozumieć oczywiście jako wiedzę (światłość, oświecenie), a nie tylko umiejętność rozpalania ognia, by sobie zrobić pieczeń. Prometeusz nauczył ludzi przetapiać metale, gotować jedzenie, uprawiać rolę, kuć zbroje, budować domy, czytać, pisać i ujarzmiać siły przyrody. Zeusowi nie podobał się człowiek. Zemsta Zeusa polegała na przekazaniu ludziom wszystkiego, co najgorsze. Stworzył więc kobietę Pandorę, która według zaplanowanej przez Zeusa jej intrygi miłosnej z bratem Prometeusza, z użyciem puszki sprowadziła wszelkie nieszczęścia na Ziemię, a ostatecznie potop. W Biblii potop też był karą dla ludzi. Jak wiadomo, motyw potopu znany też jest z wierzeń sumeryjskich i z Mezopotamii, a także jest obecny w wierzeniach Indian amerykańskich i wielu innych kulturach.

Ciekawostką z przymrużeniem oka jest to, że w filmie Ridleya Scotta pt. “Prometeusz” kapitan statku kosmicznego o takim imieniu sam nazywa się z polska Janek.

Również podobieństwo Lucyfera do słowiańskiego boga Jasza – światłości świata, czy Świętowita też pewnie nie było tu bez znaczenia. Co ciekawe, tylko bogowie słowiańscy byli bogami w większości sprzyjającymi ludziom. Bogowie Egiptu, Grecji, Rzymu czy Indian to byli głównie bogowie, których wciąż trzeba było przebłagiwać, by się litowali nad ludźmi i nie karali ich klęskami przyrody i innym cierpieniem. To byli bogowie mściwi, zawistni i okrutni. Z którymi wciąż walczyli ludzie, herosi czy tytani. Stąd tak liczne ofiary błagalne ze zwierząt i ludzi. Jak domaga się tego bóg ze Starego Testamentu, który jest de facto bogiem pogańskim, w okrutnym wydaniu.

Chrześcijańscy teolodzy z czasem zaczęli także węża z Edenu nazywać Lucyperem, choć chyba wbrew ich własnej woli przyrównując go tym samym do Prometeusza właśnie, który dał człowiekowi wiedzę, wbrew woli boga.

Przecież to za namową węża Ewa sięgnęła po jabłko – owoc poznania dobra i zła z drzewa prawdy (mądrości). Człowiek zatem świadomie pragnął wiedzy, a nie tylko rajskiej nudy i chwalenia boga. Tak jak Zeusowi, tak samo Jahwe się to nie spodobało więc wygnał człowieka z raju obciążając go grzechem pierworodnym i cierpieniem życia. Nieważne, że jako najwyższy i wszechwiedzący bóg wiedział, że się tak stanie. Taki widocznie miał plan, by się nie zanudzić.

Tak więc Lucyfer czyli niosący światło, ten co dał wiedzę ludziom, został potępiony przez biskupów. Dlatego też przez setki lat Kościół trzymał ciemny lud w niewiedzy, by łatwiej nim rządzić, straszyć piekłem, sprzedawać odpusty, zaganiać do pańszczyzny, jednocześnie tępiąc bezwzględnie dawne wierzenia i tradycje oraz manipulując lub fałszując samą Biblię.

Należy tu pamiętać też, że bóg Starego Testamentu bardzo przypomina Zeusa, który nie lubił ludzi. Jahwe to bóg okrutny, który wyznaje zasadę “oko za oko, ząb za ząb”. To bóg próżny, który domaga się stałego wielbienia. Bóg który domaga się ofiary krwi ludzi i zwierząt. Który każe Abrahamowi zabić swojego pierworodnego syna, by udowodnił kogo bardziej kocha. To bóg który znęca się nad Hiobem i drwi z Jakuba. A co najciekawsze to bóg, który obawia się innych bogów, tym samym zaprzeczając, że jest tym jedynym. Cóż to za bóg tak naprawdę? Czy to bóg dobra czy zła?

Nowy Testament diametralnie zmienia optykę i moralność wierzących. Jezus jest prorokiem przesiąkniętym filozofią hinduską z przykazaniem miłości. A przynajmniej tak jest przedstawiany w wybranych pismach i ewangeliach zaliczanych do kanonu Biblii. W każdym bądź razie nigdy nie nazywał siebie bogiem, ani nikt z jego uczniów tak nie twierdził. Dopiero biskupi zrobili w czasach późniejszych z boskości Jezusa dogmat, tak jak z dziewictwa Maryi i jej wniebowzięcia oraz wiary w Trójcę Świętą. Zresztą olbrzymie podobieństwo Jezusa do Mitry, którego kult wówczas był powszechny w Rzymie, to już temat na odrębny post.

W każdym bądź razie od IV w n.e. kiedy to chrześcijaństwo za sprawą Cesarza Teodozjusza stało się religia państwową w Rzymie zaczęto prześladowania gnostyków, arian, wyznawców Mitry i wszelkich religii pogańskich, w tym oczywiście także wierzeń słowiańskich.

Pozostaje zatem pytanie dlaczego Kościół włączył kilka ksiąg judajskiego Starego Testamentu do Biblii i uznał je za chrześcijański kanon? Niestety wiele wskazuje na to, że wtajemniczeni, czyli judeochrześcijańska kasta zakonna wielbiła i nadal wielbi okrutnego boga Starego Testamentu, a ten nowy, słaby bóg nadstawiający policzek miał i ma być bogiem pospólstwa, które z taką nową moralnością miało i ma być uległe oraz podporządkowane woli kleru i rabinom. Każdy kto zna historię Kościoła chrześcijańskiego i dzieje żydów, z uwzględnieniem kabały i roli zakonu krzyżackiego, jezuitów, czy iluminatów, chyba nie może się z tym nie zgodzić.

Co znamienne, akurat łacińskie słowo “paganus” znaczy wieśniak. Stąd poganinem nazywano pogardliwie wieśniaków czyli przedstawicieli tegoż pospólstwa, które miało wielbić dobrotliwego boga Jezusa, a zakon nadal czcił pogańskiego, okrutnego boga Starego Testamentu.

Nie bez znaczenia były i są też prześladowania przez Watykan ruchów wolnomularskich oraz rzucanie podejrzeń o wielbienie Lucyfera przez masonów. Pytanie tylko o jakiego Lucyfera chodzi? Czy tego, co daje wiedzę ludziom i chce im pomagać oraz bronić przed okrutnym, zawistnym i mściwym bogiem, czy o Lucypera, który jest diabłem wabiącym ludzkie dusze do piekła?

Linki na Wikipedii:

Lucyfer
Fosforos – mitologia
Prometeusz – mitologia
Pogaństwo

Tomasz Kosiński

11.12.2017