R. Patlewicz, znany z kato-narodowych urojeń i bezceremonialnych ataków na tzw. turbolechitów – zwolenników niewinnego poglądu historycznego o istnieniu Wielkiej Lechii, w wypowiedzi dla Mediów Narodowych mówi o „absurdzie turbosłowiaństwa”, w czym widać wyraźnie jego lęki wobec niezgodności tej idei ze stanowiskiem Kościoła katolickiego.
W artykule z wypowiedzią video Patlewicza, Media Narodowe umieściły grafikę z prostackiego filmiku szydzącego z Wielkiej Lechii i jej zwolenników, co pokazuje nam źródła, z jakich kato-narodowi publicyści czerpią informacje na temat tej idei oraz jaka jest ich stylistyka polemiki z tym zjawiskiem.
https://www.youtube.com/watch?v=8fJ_Zagvc5A
Patlewicz cytuje wypowiedź Smarzowskiego o jego planach nakręcenia serialu o Słowianach: „Dobrze, ja odpowiem. Być może następna historia będzie o Słowianach. Opowieść o tym, że przed chrztem też byliśmy”. Przyznaje się, że gdy to usłyszał, od razu pomyślał o turbosłowianach. Dalej wystraszony publicysta stwierdza: „Znając poglądy Smarzowskiego, który jest wyjątkowym katolikożercą, to będzie tam na pewno coś atakującego Kościół.”
Zapomina dodać, że wcześniej, gdy Smarzowski kręcił „Wołyń”, był hołubiony przez władze, jak i narodowców oraz uznawany za patriotę. Gdy tylko jednak ośmielił się pokazać czarne, pedofilskie oblicze kleru, stał się ich wrogiem numer 1 i już „prawdziwym patriotą” nie jest.
Redaktor Mediów Narodowych szydzi, że Smarzowski zapewne zrobi pod publikę „jakieś sceny o katolickich szwadronach śmierci, które wyrzynają biednych Słowian”, a Patlewicz dodaje, że „wielu postkomunistów będzie zadowolonych”.
Cynicznie młody komentator uznaje, że: „Korzeniem idei turbosłowiańskiej jest “Kronika” Wincentego Kadłubka, który pisał takie bajki o smokach, o Aleksandrze Wielkim mającym rzekomo zaatakować Polskę. W nowszych czasach pojawili się różni hochsztaplerzy, którzy uznają to za prawdę. Dopisują do tego swoje tezy o zafałszowywaniu przez Kościół “prawdy” o Wielkiej Lechii.”
Redaktor Mediów Narodowych kpi, że „katolicy niszcząc to Słowiaństwo przekopali ziemię na 5 metrów w głąb i wszerz, zniszczyli wszystkie archiwa, wszystkie biblioteki”, co ma być ponoć jednym z głównych elementów wielkolechickiej teorii, a Patlewicz się z nim zgadza. Dalej redaktor pyta naszego zabawnego komentatora, czy są jeszcze jakieś inne wątki, „równie śmieszne”, tej teorii. Na co on odpowiada, że cała lechicka teoria to absurd.
Patlewicz w swoich filmikach jasno opowiada się za Wielką Katolicką Polską, dlatego idea Wielkiej Lechii, czyli Wielkiej Polski Niekatolickiej mu tak nie pasuje, jak i większości kato-narodowcom, którzy próbują ośmieszyć, zohydzić, czy też posądzać o agenturalność jej zwolenników. Wyraźna turbosłowiańska fobia, jak widać ma kato-narodowe podłoże i jest efektem dawnej i obecnej polityki Kurii.
W jednym ze swoich antylechickich filmików na YT i CDA Patlewicz podaje pokrętnie ogólną charakterystykę i historię zjawiska Wielkiej Lechii. Przywołuje m.in. działalność B. Tejkowskiego, posądzając go o współpracę z UB i kilka innych wybranych postaci, jak Adolf Kudliński, czy Wojciech Olszański. Postanowił też uderzyć w J. Bieszka.
Nasz śledczy wynalazł w rzeszowskim IPN teczkę tego autora, który miał działać w latach 1976-1984, jako agent komunistycznych służb wojskowych o ps. Henryk. Janusz Bieszk, jako działacz PZPR, magister ekonomii i pracownik handlu zagranicznego, miał prowadzić działania operacyjne w Holandii i popierać WRON. Sam Bieszk temu do końca nie zaprzecza, ale nie zgadza się z niektórymi zapisami w jego teczce oraz oskarżeniami o agenturalność prowadzoną w kraju, twierdząc, że wycofał się z takiej przymusowej współpracy w 1984 roku.
Nie mam zamiaru tutaj usprawiedliwiać Bieszka, bo za komuny byłem dzieckiem i mam raczej złe wspomnienia z tamtego okresu, ale chyba nie ma żadnych podstaw do stwierdzenia, że w 2015 roku wydał on swoją pierwszą książkę o słowiańskich królach Lechii na zlecenie rosyjskich służb, co Patlewicz dość jednoznacznie imputuje.
Dodatkowo, tenże Patlewicz sugeruje, że sama idea Wielkiej Lechii została wymyślona przez „służby” i nadal jest przez nie prowadzona, podobnie jak wydawnictwo Bellona, przychylne turbosłowiańskim autorom. O ile nam wiadomo, od 5 lat, czyli przed okresem wydania pierwszej książki Bieszka służbami krajowymi kieruje raczej nie prorosyjski PIS, hojny darczyńca m.in. ojca Rydzyka (nikt nie potwierdził, że jest księdzem), o którym jakoś Patlewicz żadnego śledztwa nie zrobił, mimo wielu przesłanek świadczących o jego agenturalnej działalności na terenie Niemiec i w kraju.
Co więcej, sam Patlewicz chwali to wydawnictwo za serię „Historyczne Bitwy”, a przecież wiadomym faktem jest, że Bellona wydaje wiele pozycji, które stoją na półkach w domowych bibliotekach także naszych narodowych i katolickich aktywistów. Jak widać jednak, wystarczy wydać kilka pozycji (na średnio 300 rocznie), w których doszukają się oni ataków na Kościół, by przypiąć wydawcy prorosyjską, a co więcej – agenturalną łatkę.
Jako propagandysta, Patlewicz mówi też o zmianach własnościowych w Bellonie po 2011 roku, kiedy to miała – według niego i innych narodowych publicystów – nastąpić „wojskowa prywatyzacja” tego wydawnictwa. https://niezalezna.pl/14054-wojskowa-prywatyzacja-bellony
Nie wspomina natomiast o tym, że w 2018 roku Bellona stała się w całości własnością niezależnej, irlandzkiej spółki Dressler Dublin. Nie zauważa też, że wydawnictwo mimo pewnych zmian własnościowych kontynuowało zarówno uznany, także przez środowiska narodowe, wspomniany wcześniej cykl „Historyczne Bitwy”, było i jest współorganizatorem Targów Książki Historycznej, współpracuje z muzeami historycznymi w kraju, prowadzi kluby historyczne i podejmuje wiele inicjatyw, które w narracji narodowej można nazwać „patriotycznymi”. Jeśli Patlewicz uważa całą pronarodową działalność Bellony za sterowaną przez wywiad, to niech dopowie, kto mu kazał tak mówić, bo jego działania i agresywne ataki mogą wskazywać, że to właśnie on prowadzi „służebną” działalność.
Może „nieskazitelny” Patlewicz zacznie prześwietlać każdego autora Bellony i umieszczać w swoim zestawie „zdrajców Ojczyzny”. Nasz kościelny inkwizytor zacznie więc, w „klasycznie narodowym stylu”, wyciągać, tym, co nie chwalą Kościoła, jakiegoś „dziadka z Wehrmachtu”, czy wycieczkę do Moskwy kilka lata temu „wiadomo w jakim celu”. Takie zagrania świadczyć mogą, że ich autor działa na polityczno-religijne zlecenie.
Mnie się nie chce „sprawdzać” Patlewicza, ani tym bardziej czytać i oglądać więcej jego kato-narodowej propagandy, opartej na zawiści, tendencyjności, agresji, hipokryzji i manipulacji faktami pod swoje urojone tezy. Z jego deklaracji, działań i prezentowanych poglądów wyraźnie widać, kto i co nim kieruje. Jego antysłowiańska fobia nie służy narodowi polskiemu, a jedynie zaślepionym katolikom, którzy pod płaszczykiem „patriotyzmu” i pokazywania powiązań klerykalno-narodowych, chcą zamazać okrutną i wstydliwą historię Kościoła.
Jakoś nasz samozwańczy sędzia, wydający wyroki, wysuwający oskarżenia i pomówienia, nie mówi też nic o wyraźnie antyrosyjskich postawach P. Szydłowskiego, czy Cz. Białczyńskiego, których akurat gani za antyklerykalizm, a nie prorosyjskość, jaka jest im obca. Wskazuje nam to jasno, że „straszenie Putinem” jest tylko przykrywką w głównej walce Patlewicza w obronie katolickiej rzeczywistości i stanu posiadania Kościoła w naszym kraju. A co więcej, tym samym, skoro pozostali „główni ideolodzy” wykazują ewidentnie antyrosyjskie postawy, jego teza o stworzeniu idei wielkolechickiej przez komunistyczne służby jest bzdurna.
O matactwach Patlewicza wypowiadał się m. in. Aleksander Berdowicz nazywając go głąbem kapuścianym.
https://youtu.be/mPOAEOZ4QYQ
https://youtu.be/tsCyjyqR2Xg
Młody, nawiedzony śledczy nazywa mnie “turbolechickim dezinformatorem”. Ja go mogę nazwać “kato-narodowym manipulatorem”. I co z tego wynika?
Może w moim życiorysie też będzie próbował znaleźć dziadka w milicji czy UB, ale uprzedzam próżna droga. Dziadek ze strony mamy był młynarzem, babcia nauczycielką. Dziadek ze strony ojca zginął na wojnie, a babcię za to, że przeżyła Auschwitz komuniści trzymali pół roku w celi w wodzie po pas. Ojciec był kolekcjonerem i zginął w czasie napadu, matka pracowała w handlu wewnętrznym. Żadnych służb, agentów i milicjantów. Wszyscy chodzili do kościoła w niedzielę. Mi to przeszło, ale jak patrzę na takich ludzi jak Patlewicz, to się nie dziwię, że i inni zaczynają przeglądać na oczy. Zaczynają odróżniać wiarę od religii i Kościoła.
Patlewicz powinien raczej zająć się przejrzeniem życiorysów i agenturalnych powiązań kato-narodowej kadry, zwłaszcza z jego ulubionej Konfederacji (jest osobiście współpracownikiem G. Brauna), która przez wiele środowisk i mediów oskarżana jest o…agenturalność na rzecz Rosji właśnie. O tym, że Konfederacja to „opcja prorosyjska” mówi otwarcie jeden z jej liderów Korwin-Mikke. Czy nie moglibyśmy tutaj sparafrazować wypowiedzi Winnickiego, że atak i posądzanie o działalność na rzecz Rosji świadczy o panice tegoż środowiska? W tym przypadku chodzi oczywiście o takie zarzuty wobec zwolenników Wielkiej Lechii i histerii grup klerykalno-narodowych.
https://youtu.be/oid65RR6J4I
https://telewizjarepublika.pl/dr-targalski-konfederacja-prowadzi-mlodych-ludzi-w-kierunku-rosji,80325.html
https://niezalezna.pl/275985-pytania-do-obrazonych-patriotow
U nas wszystkie grupy polityczne oskarżają swoich oponentów o współpracę z obcą agenturą, zgodnie ze starą zasadą komunistów wyzywających innych od…komunistów. Tyle tylko, że akurat ideę Wielkiej Lechii zwalczają wszystkie siły polityczne, bo kato-prawicy nie pasuje ona do obrazu Kościoła – zbawcy Polski katolickiej, lewicy i liberałom natomiast do nowej wizji Europy z dominującą rolą Niemiec, którzy nie są raczej idolami Wielkolechitów. Podważa też autorytety naukowe i uderza w rodzimowierców zapatrzonych w turbogermańskie wizje prostej, aby nie powiedzieć prostackiej, Słowiańszczyzny.
Najważniejsze jednak jest to, że Patlewicz nie zauważa, iż nawet przyjmując, że jeden czy kilku z lechickich autorów, jak Bieszk, może mieć agenturalną przeszłość, jak zresztą wielu aktywnych polityków w Polsce różnych opcji, to nie świadczy to jednoznacznie, że Wielkiej Lechii nie było. Tak jak nie oznacza bezdyskusyjnie, że – skoro wśród członków narodowców, czy kleru są osoby współpracujące ze służbami, a co gorsza, obecnie wręcz otwarcie deklarujące prorosyjskie sympatie (Mikke, kandydatka Konfederacji do Parlamentu Europejskiego rosyjskiego pochodzenia wspierająca Putinowskie bojówki motocyklowe itd.) – to Konfederacja jest przybudówką Kremla.
W jednym ze swoich filmików o Wielkiej Lechii Patlewicz parafrazuje słowa Grzegorza Brauna, że „Zostawią nam piosenkę i chorągiewkę, i pozwolą nawet biegać nago wokół ogniska wzywając Peruna, byle tylko gdzieś tam krzyża nie było w tle”. Widać tu dobrze, czego tak naprawdę boi się nasz ministrant i inni kato-narodowcy. Sam otwarcie przytacza jeszcze znane klerykalne hasło, rzekomo jednoczące naszych przodków do walki z wrogami, że „tylko pod krzyżem i pod tym znakiem Polska jest Polską, a Polak Polakiem”. Nie dopowiada, że najczęściej chodziło o walkę przede wszystkim z wrogami Kościoła, a nie Polski.
Czyli według niego wszyscy nie-katolicy to nie-Polacy. Zatem kim są polscy innowiercy, agnostycy, racjonaliści czy ateiści, wśród których jest wielu naukowców, działaczy politycznych i aktywistów? Wszyscy są widocznie, według niego, agentami wrogich Kościołowi służb. Po prostu średniowiecze mentalne tego młodego publicysty, aż mdli.
Zabawne jest cierpiętnicze podejście Patlewicza, jako „misjonarza prawdy”, który żali się, że zapewne zostanie zwyzywany przez turbolechitów od Żydów, masonów czy agentów. Sam to jednak wobec nich robi oskarżając zwolenników Wielkiej Lechii od ruskich sługusów, nacjonalistów, antyklerykałów, oszołomów, szurów. Mówi też o kompensacji, której przecież sam jest przykładem. To przecież jego ulubiona formacja – Konfederacja wszędzie doszukuje się żydowskiego spisku, co pokazuje, na jakie poziomy obłudy wspina się nasz nawiedzony komentator.
Uważa, że jakiś oszołom wymyślił Wielką Lechię, a reszta powtarza za nim jak barany, dokładając to i owo od siebie, przez co śnieżna kula „idiotyzmu i bałwaństwa” narasta. Ma na myśli chyba błogosławionego Kadłubka, bo korzenie pisania o Lechii sięgają właśnie jego kroniki u nas (wcześniej wspominali o Lechu kronikarze czescy).
Podaje zrzut ekranu z Biuletynu Racja Słowiańska z hasłem „Kraju Polan powstań z kolan”, co ma według niego głównie wydźwięk antykościelny. Rację miał założyć Ryszard Dąbrowski związany z antyklerykalną gazetą „Fakty i mity”. Czyli znów biedny Patlewicz nie może zdzierżyć odmiennej narracji od kościelnej. Stara się przedstawić tutaj turbosłowiaństwo jako akcję lewicy, czym strzela w płot, bo wyraźnie lewicowa Krytyka Polityczna, jest jednym z kluczowych środowisk atakujących ideę Wielkiej Lechii.
Dalej próbuje „obalić” dowody na istnienie Lechii, powtarzając oklepane bzdury w stylu, że na kolumnie Zygmunta III Wazy jest informacja o tym, że był on 44 królem Szwecji (nic takiego nie ma na tej tablicy), a nie Polski, zapominając, że w tamtym okresie w kronikach akurat podawano poczty królów polskich obejmujące 44-45 władców. Śmieje się, że skoro w kanałach pod Łysą Górą są metalowe pręty to nie mogą one być starożytne. Takim dowodem na nieautentyczność krypt ma być też żelbetowa pokrywa wejściowa do kanałów. Chyba nie trzeba komentować takiej głupawej „logiki” tego młodziana.
Aby ośmieszyć badania genetyczne, twierdzi, że najbardziej podobni genetycznie do Ariów są w Polsce… Romowie i pokazuje obrazek bezzębnego cygana rzekomo z grupą R1a1, pozdrawiającego pokrewnych mu Polaków. Już abstrahując od wyraźnych uprzedzeń rasowo-kulturowych, jakimi się tutaj wykazuje, to kolejny raz widać jak obrzydliwą stylistyką krytykanctwa ten sepleniący hejter się zajmuje.
Cygan Patlewicz przytacza też mem z tekstem Platona „Za największego wroga ludzie mają tego, kto mówi im prawdę”. Jakże pięknie to pasuje do reakcji na odkrywanie naszego dziedzictwa przez pasjonatów historii.
Nasz misjonarz uważa, że mamy powody do chwały i niepotrzebne nam są „wymyślone” według niego dzieje z czasów przedchrześcijańskich, ale ta dumna historia obejmuje według niego tylko czasy po wprowadzeniu chrześcijaństwa.
Sugeruje też, że nagły wysyp antyklerykalnych, turbosłowiańskich stron nie może być spontaniczny, ale jest sterowany z zewnątrz, oczywiście przez wrogów Kościoła. Jego agenturalna fobia nie jest, w jego przekonaniu, wyrazem kompensacji, paniki i agresywnej samoobrony, ale ma być „edukacją” społeczeństwa.
W kolejnym swoim filmiku mającym na celu dyskredytację idei lechickich, nasz kaznodzieja przytacza tekst K. Kośnika i J. Filipiuk „Słowiańskie teorie spiskowe, jako pozanaukowe narracje historyczne”, gdzie autorzy-psycholodzy przedstawiają swoją chybioną analizę zjawiska turbosłowiaństwa stwierdzając, że to rodzimowiercy tworzą fałszywy obraz rzeczywistości historycznej, gloryfikując czasy przedchrześcijańskie i krytykując dorobek Kościoła. Akurat „nasi” zturbogermanizowani rodzimowiercy zaliczają się też do szerokiego grona krytyków idei wielkolechickich. Czyli mamy tu kolejną próbę – poprzez zaprzęgnięcie usłużnych chrześcijańskich psychologów -pseudonaukowego ukazania rzekomego ataku na katolicyzm przez Lechitów-pogan, co jest bzdurą na resorach.
Do podobnie agresywnych krytyków idei Wielkiej Lechii należy bloger Opolczyk, który z kolei uznaje, w opozycji do kato-narodowców, że to żydo-katolickie wymysły… Kościoła i wyznawców Biblii. Jak to się ma do zarzutów Patlewicza czy Michalkiewicza o „ubeckich rzygowinach”, których tenże Opolczyk ma za agentów wpływu? Ano tak, że tenże Kościół chyba należy kojarzyć z Ubecją. Wtedy obaj panowie mieliby może rację. Wszystkich katolickich kronikarzy piszących o Lechii i Lechitach należałoby uznać zatem za ruskich, rosyjskich, sowieckich, czy obecnie – Putinowskich agentów.
Póki co, publicyści z obu końców kija zgodnie plują na Wielką Lechię i jej zwolenników. Wtórują im naukowcy, liberałowie, lewica i rodzimowiercy. Mamy więc zgodne „huzia na Józia”, „kozła ofiarnego” polskiej niedoli. A przecież to tylko zwykła koncepcja historyczna, jakich wiele, która stała się rzekomo szkodliwa dla każdej wersji upolitycznionej i ureligijnionej Polski.
Czyżby rozprawianie o naszych dziejach sprzed tysiąca lat stało się tematem tabu, a kto je łamie tego należy posłać na stos, oczernić, ośmieszyć, oskarżyć o wrogie wobec kraju działania? Ten poziom agresji wobec Wielkolechitów jest zastanawiający, bo to przecież nie nowa koncepcja, a w dawnych czasach ani Kadłubek, ani ks. W. Dębołecki, S. Szukalski czy wielu innych historyków i badaczy do niej się odwołujących nie doświadczyło takiej nagonki z różnych stron.
Opolczyk, jako zadeklarowany rodzimowierca, sączy jad na Kościół, Żydów, Wielkolechitów i Bóg wie jeszcze kogo. Cz. Białczyńskiego nazywa „agentem banderyzmu w Polsce”, J. Bieszka i P. Szydłowkiego – „turbosłowiańskimi szurami”. Tym samym idealnie wpisując się w turbogermańską narrację wrogów dziedzictwa Słowiańszczyzny, na której obrońcę się kreuje. Wielu takich niedouczonych rodzimowierców nadal uznaje skompromitowaną, nazistowską teorię Kossinny o allochtonizmie Słowian i ich niskim poziomie rozwoju cywilizacyjnego oraz tezę Godłowskiego o pustce osadniczej, tylko dlatego, że znany etnograf i badacz Słowiańszczyzny Kazimierz Moszyński (jego praca „Kultura ludowa Słowian” jest swego rodzaju biblią polskich rodzimowierców) też był zwolennikiem tej turbogermańskiej propagandy.
Poglądy Opolczyka wyraźnie widać w polemice z Adrianem Leszczyńskim, któremu zarzuca, że: „Powołuje się on na cały szereg „kronik” krystowierców, którzy byli przede wszystkim propagandystami, bajkopisarzami i mataczaczami, a często wręcz fałszerzami historii. Wszystkie kroniki krystowiercze mają nieomal zerową wartość historyczną. Autorzy ich nie opisywali rzeczywistości i historii a tworzyli własną – krystowierczą – tworzyli krystowierczy matrix.”
Dalej ten nienawidzący kleru bloger dodaje: „Każdy, kto szuka prawdy w kronikach krystowierców powinien mieć świadomość tego, że były one przede wszystkim krystowiercząpropagandą! Nadjordańską dżumę przedstawiały jako jedyną jedynie prawdziwą prawdę objawioną, a rasistowskie i zbrodnicze wymysły biblijne jako pismo święte i nieomylne słowo boże…”
Długosza nazywa Opolczyk „obłąkanym fałszerzem historii”, a jego „Roczniki” określa, jako „załganą, wyssaną z brudnego palucha jahwistyczną propagandą”. Odsyła przy tym do swoich antykatolickich i antybiblijnych artykułów na swoim blogu, który dumnie nazywa „polskim”.
Opolczyk przypomina nam, że „poważni uczeni, historycy i archeolodzy, także izraelscy, jednoznacznie twierdzą, że żydowska biblia Tanach, czyli krystowierczy „Stary Testament” to zwykłe wymysły i bajki.” Dodaje też: „Archeolodzy podważają same podstawy Biblii. Pan Bóg nie przekazał Mojżeszowi Dekalogu, naród Izraela nigdy nie był w egipskiej niewoli, mury Jerycha nie rozpadły się na dźwięk trąb, bo Jerycho było miastem nieobwarowanym, pierwsza monoteistyczna religia nie ma swoich korzeni na Górze Synaj, a wielkie królestwa Dawida i Salomona to legenda dostosowana do potrzeb teologii.”
Nasz antyklerykał szyderczo pyta: „jakim to głupcem trzeba być, aby wierzyć w ten lechicko-żydo-biblijny mit?”. W swoim stylu kończy: „A kyż koszmaro nadjordańska – Wielka Lechio – noabicko-jafetowa, żydo-biblijna…”
Mamy tu zatem dwie skrajne i przeciwstawne postawy publicystów krytykujących namiętnie ideę Wielkiej Lechii, co ich dziwnym trafem łączy. Jeden, kato-narodowy Patlewicz, zarzuca zwolennikom lechizmu, że to „ubeckie rzygowiny” (za S. Michalkiewiczem) i staje w obronie Kościoła, przeciw któremu ma być ta idea rzekomo skierowana. Drugi, Opolczyk, uznaje tę samą koncepcję za wymysł…żydo-katolików, a księży i wyznawców Biblii za jej głównych popularyzatorów. Kto z nich ma rację?
Jedyną racją jest chyba to, że obaj panowie mają swoje fobie i działają w interesie bliskich im środowisk religijno-politycznych, Patlewicz – kato-narodowców, a Opolczyk – rodzimowierców z turbogermańską wizją Słowiańszczyzny. Obaj atakują więc ideę Wielkiej Lechii, która rzekomo uderza w wizerunek Kościoła, naiwnych rekonstruktorów dawnych słowiańskich wierzeń i tradycji oraz akademików, a także – co jakoś Patlewicza nie zadziwia – inne środowiska, jak choćby lewicowa Krytyka Polityczna, wystraszone wzrostem zainteresowania naszym dziedzictwem i próbą poszukiwania własnej tożsamości narodowej.
To pokazuje, że idea Wielkiej Lechii ma charakter antysystemowy, dlatego jest atakowana ze wszystkich stron, bo nikt za nią nie stoi, poza grupką pasjonatów. Wątpliwości związane z poglądami paru kontrowersyjnych postaci, jak P. Szydłowski, J. Bieszk, W. Olszański, A. Kudliński, czy Sanjaya – być może nawet mniej czy bardziej świadomie inspirowanych z zewnątrz lub poprzez różne polityczne grupy nacisku – nie zmienią faktu historycznych odniesień do nazwy Lechia-Lechici, wyników badań etnogenetyków, antropologów czy niektórych językoznawców, a próby dyskredytowania tej koncepcji historycznej, najczęściej ośmieszają samych jej krytyków i wskazują ich religijno-politycznych mocodawców.
O co zatem chodzi w tej nagonce na Wielką Lechię? Odpowiedź jest prosta, o utrzymanie status quo, albo może nawet ugrania czegoś więcej dla siebie, z korzyścią dla zaufanego środowiska naukowego, czy religijno-politycznego.
Dlatego należy demaskować tych nieuczciwych „graczy”, którzy wcale nie walczą o prawdę, ale chcą jedynie „dowalić” swoim przeciwnikom. Co ciekawe, niechęć wobec Wielkiej Lechii w pewien sposób łączy, na co dzień skłócone ze sobą różne opcje polityczne. Jak wiemy brak zgody narodowej jest od dawna słabością Polski. Może kiedyś stanie się to jednak koncepcja historyczna, na bazie której uda się zbudować nową tożsamość Polaków ponad podziałami, nie opartą na wrogości do nikogo.
Ja mam właśnie taką nadzieję, więc robię swoje, prowadząc niezależne badania, bez żadnych sympatii ani inspiracji politycznych, a czas pokaże, co z tego wyniknie.
Tomasz J. Kosiński
16.12.2019